Polskie siatkarki, które awans zagwarantowały sobie już w sobotę dzięki wygranej 3:0 z Chorwacją, o miejsce w półfinale zagrają z Rosją, Belgią i Bułgarią. Po porażce z Holandią w pierwszej fazie turnieju, by awansować do najlepszej czwórki, biało-czerwone muszą wygrać wszystkie spotkania. Co oznacza, że trzeba będzie pokonać też Rosjanki, mistrzynie świata z Japonii, brązowe medalistki poprzedniego Euro oraz drugi zespół tegorocznego World Grand Prix.

Reklama

"To, na co możemy liczyć, to błędy Rosjanek. Ten zespół nie jest tak dobrze poukładany jak holenderski, zdarza się, że nagle traci rytm gry i po prostu pojawiają się błędy. Jeśli tego nie uda nam się wykorzystać, to już nie wiem" - mówi trener polskiej reprezentacji Jerzy Matlak.

Właśnie takie rozprężenie podopiecznym Władimira Kuziutkina przytrafiło się w niedzielnym spotkaniu z Belgią, w którym o zwycięstwo Rosjanki musiały walczyć w tie-breaku, ostatecznie wygranym 15:9. Początek meczu nie zapowiadał niespodzianki, pierwsza partia zakończyła się wynikiem 25:13. Problemy rozpoczęły się, gdy parkiet opuściła Jekaterina Gamowa, a trener Kuziutkin, najwyraźniej pewny zwycięstwa, zaczął eksperymentować z ustawieniem. Natalia Safronowa i Julia Merkułowa zostały zmienione przez Jelenę Murtazajewą i Annę Makarową, a perfekcyjnie dotąd grająca ekipa aktualnych mistrzyń świata przestała funkcjonować. Belgijki niesione dopingiem polskiej publiczności, która licznie zjawiła się w bydgoskiej Łuczniczce, zaczęły punktować i w pewnym momencie prowadziły 2:1 w setach.

"Jeśli przychodzi ci się zmierzyć z takim rywalem jak Rosja, to trzeba grać na zupełnym luzie, bez stresu, bo tak naprawdę nie masz nic do stracenia" - oceniał szkoleniowiec Belgijek Gert Broek Vande. Tajemnica? "Udało nam się je wybić z rytmu. One były po prostu sfrustrowane" - powiedziała Virginie de Carne.

Rosjanki miały poważne problemy z przyjęciem, a w efekcie spadła także ich skuteczność w ataku. "Niedzielny mecz zagrałyśmy bardzo słabo technicznie. Uważam jednak, że takie spotkanie nam się tylko przyda. To był doskonały test naszej wydolności i przygotowania fizycznego. Atmosfera w ekipie była jak zawsze dobra i nawet na moment nie przestałyśmy wierzyć w wygraną" - powiedziała Murtazajewa.

A jak będzie w spotkaniu Polska - Rosja, które odbędzie się w środę o 17.30? "Z Rosjankami jakiś czas temu rozegraliśmy dwa spotkania sparingowe" - jedno zakończyło się wygraną 3:0, a drugie przegraną 0:3. Wówczas jednak nie grała Gamowa, a więc to były zupełnie inne realia. To, co łączy zespoły Rosji i Holandii, to na pewno warunki fizyczne. Rosjanki są nawet wyższe od Holenderek. A skoro z Holenderkami mieliśmy takie problemy z wyprowadzeniem ataku i przyjęciem zagrywki, to podobnie może być także w spotkaniu z Rosją. Swoich szans powinniśmy na pewno szukać w meczach z Belgią i Bułgarią" - ocenia Matlak.

Katarzyna Gajgał nie traci nadziei. "Myślę, że z Rosją może być nawet łatwiej, oczywiście jeśli tylko <zaskoczy> nam przyjęcie" - ocenia szanse naszej reprezentacji siatkarka.

Reklama

Skąd ten optymizm? Statystyki po spotkaniu z Holenderkami były fatalne, bardzo niska skuteczność w ataku i przyjęciu. Joanna Kaczor zdobyła zaledwie 9 pkt, podczas gdy Manon Flier miała ich aż 16, Chaine Staelens i Caroline Wensik zanotowały odpowiednio po 11 i 10 pkt. Przepaść. "One mają lepsze warunki fizyczne" - broniły się Polki. Flier to mierząca 191 cm piękność, młodsza z sióstr Staelens jest o 3 cm wyższa, a do bloku wyskakuje na wysokość prawie 3 m. Ale Rosjanki do najmniejszych nie należą, Jekaterina Gamowa - 204 cm, Liubow Sokołowa - 192 cm, Natalia Safronowa, akurat najniższa w tym gronie – 190 cm. Przy mierzącej 178 cm Annie Barańskiej czy nawet Agnieszce Bednarek (185 cm) to kolejna przepaść. "Jak zatrzyma cię taki blok dwa, trzy razy, to przy czwartej okazji zaczynają uginać się pod tobą kolana. Stąd te próby kiwki albo minięcia, ale przy trzech zawodniczkach to nigdy nie wychodzi" - podsumował Matlak.

Jak pokonać wysokie rywalki? "Poprawić przyjęcie i zagrywkę" - zdradza polski szkoleniowiec. "Na dzień dzisiejszy mamy taki zespół, na jaki nas stać, i na tym trzeba budować taktykę. Mocniej zagrywać? Naturalnie, też tego bym chciał, ale skoro ktoś tak nie gra na co dzień, to nie zacznie nagle tak grać na jednym turnieju. Cudów nie ma. Cieszmy się z tego, co mamy" - bronił swoich podopiecznych szkoleniowiec. "Holenderki nieźle serwowały i wprowadziły ogromne zamieszanie w polskim przyjęciu. A jeśli nie ma przyjęcia, nie ma i ataku. Tak naprawdę to one samym serwisem ustawiły sobie grę, ponieważ wyeliminowały nam zupełnie środek. Rozgrywająca, gdy otrzymywała piłkę, nie miała innego wyjścia, jak zagrać na któreś ze skrzydeł, a tam czekał już holenderski blok" - mówi Matlak.

"Jeśli chcemy zdobyć na tych mistrzostwach jakikolwiek medal, musimy wygrywać. Choć dzisiaj przegrałyśmy, mam nadzieję, że to nas zmobilizuje do jeszcze cięższej pracy i następne mecze będą należały do nas" - powiedziała Katarzyna Gajgał.

Wcześniej jednak trzeba będzie pokonać dobrze dysponowane Belgijki. "Z tą ekipą ostatnio dwukrotnie wygrałyśmy 3:2, więc też nie będzie łatwo. Wszyscy mówią o Rosji, bo to na pewno trudny przeciwnik. One zawsze ocierały się o strefę medalową, ale przed nami są także dwa inne spotkania, na których musimy się skupić, żeby było o co grać z Rosjankami" - dodaje Gajgał.