W 1972 r. na skoczni w Sapporo złoty medal olimpijski wywalczył Wojciech Fortuna. Małysz także miło wspomina starty na obiekcie Okurayama. W pamiętnym 2001 r., gdy nie było na niego mocnych, wygrał oba rozgrywane w Sapporo konkursy. Ostatnio skakał tam trzy lata temu. Zajął 11. i 12. miejsce.

"To bardzo specyficzne miejsce. Sama skocznia jest OK, ale zazwyczaj podczas konkursów panują ciężkie warunki. A to sypie śnieg, a to wieje wiatr... Nie wiem jak będzie w tym roku, ponieważ zamiast w styczniu, jak zwykle, zawody odbędą się miesiąc później. Mam nadzieję, że to korzystnie wpłynie na pogodę i odbędzie się bez tradycyjnych szopek" - mówi Małysz.

"Skocznia w Sapporo jest szczególna dla Polaków. Inna od tej, na której wygrywał Wojtek, bo przebudowana. Ale ja wielkim sentymentem darzę też skocznię średnią, Miyanomori, gdzie byłem najlepszy 10 lat temu. To były moje ostatnie skoki na tym obiekcie" - dodaje lider naszej drużyny.

Zawodnicy i trenerzy nie pamiętają, kiedy ostatnio w Sapporo udało się przeprowadzić sprawiedliwy konkurs. Po co więc organizować tam tak ważną imprezę jak mistrzostwa świata? "Od lat coraz mniej zawodników jeździ do Japonii, a oni w końcu poświęcają się i startują w Pucharze Świata. Może to forma rewanżu?" - przypuszcza Małysz. Dodatkowy atut gospodarzy to zdyscyplinowana publiczność.

"Kiedy podjeżdżają autobusy, ustawieni grzecznie kibice wchodzą do środka jeden za drugim. Nie tak jak u nas. Dopingują też inaczej. Mają takie wielkie tuby, ale nie trąbią w nie, tylko krzyczą. <Malyszi-san>, <Morgeszi-san> i różne takie, po swojemu" - opowiada DZIENNIKOWI trzykrotny mistrz świata.

Polscy skoczkowie dotarli do Japonii we wtorek. W piątek startują w kwalifikacjach do pierwszego konkursu indywidualnego. Dla niektórych fachowców to za mało czasu na aklimatyzację. "Jak się jedzie za wcześnie, też nie jest dobrze. Przed igrzyskami w Nagano polecieliśmy do Japonii dwa tygodnie przed ich rozpoczęciem. Po pewnym czasie człowiek z nudów cholery dostawał. W telewizji tylko sumo albo zupełnie niezrozumiałe programy, z których miejscowi śmieją się do rozpuku" -mówi śmiejąc się Małysz.

Nudna telewizja, panujący na każdym kroku porządek i zupełnie odmienna kultura sprawiają, że jeden z faworytów konkursów indywidualnych - choć lubi Japonię - nie chciałby mieszkać w tym egzotycznym kraju na stałe. "Moim zdaniem wcale nie żyje się tam łatwo. Europejczykowi bardzo ciężko się tam zaaklimatyzować. Najłatwiej przekonać się do jedzenia, choć nie jem typowych japońskich przysmaków. Wodorosty i inne wynalazki to nie potrawy dla mnie. Podobnie jak sushi. Nie przepadam za surową rybą" - kończy Małysz.