Małysz oddał najdłuższy skok wczorajszych kwalifikacji. Jego przewaga w punktach nie wydaje się wysoka, ponieważ nie przyłożył się do lądowania i dostał niskie noty. Jeśli chodzi o odległość, nikt nie mógł się z nim równać. Choć skakał z krótkiego rozbiegu (13 belka startowa), osiągnął 139,5 m. To o 3 m więcej niż kolejny pod tym względem Jernej Damjan. Tylko że Słoweniec startował z belki numer 18.

A najlepszemu w swojej grupie Andreasowi Koflerowi Małysz dołożył 7,5 m. Spisał się fantastycznie mimo nieprzespanej nocy. "Spałem tylko 4 godziny. Obudziłem się o 3 nad ranem i już nie mogłem zasnąć. Włączyłem sobie film i jakoś dotrwałem do śniadania. Po porannym rozruchu przespałem się jeszcze 1,5 godziny. Ale jak przyjechałem na skocznię, to byłem wykończony. Aż cud, że tak mi się skakało" - powiedział "Faktowi" zadowolony.

Małysz zastrzega jednak, że nie powtórzy tego wyglądającego na szczęśliwy rytuału kolejnej nocy. :"Nie, nie! To nie jest dobra metoda. Wykończyłbym się. Nie tylko brakiem snu, ale i psychicznie" - przyznaje.

Podczas treningów i kwalifikacji Małysz skakał najbardziej stabilnie ze wszystkich zawodników, którzy przyjechali do Japonii. Zawodzą skoczkowie typowani jako jego najgroźniejsi rywale: Anders Jacobsen oraz Gregor Schlierenzauer. Przerwa między ostatnimi zawodami Pucharu Świata a imprezą w Sapporo nie wyszła im na dobre, bo zupełnie się pogubili. Nieźle prezentuje się Janne Ahonen, który przez trzy tygodnie na osobności przygotowywał się do mistrzostw świata, ale jemu z kolei brakuje powtarzalności. Nic więc dziwnego, że „Malyszi–san”, jak na trzykrotnego mistrza świata mówią Japończycy jest według innych skoczków i trenerów faworytem dzisiejszych zawodów.

"Ich słowa nie wywierają na mnie dodatkowej presji. Jestem doświadczonym zawodnikiem i muszę robić swoje, a nie patrzeć na innych. Oczywiście, trening to nie to samo co konkurs. Ale zawodnikowi w formie dobre skoki próbne pomagają przygotować się do zawodów. Pojawiające się nerwy trzeba umieć przekształcić w pozytywną, dającą kopa energię" - komentuje to Małysz.

Polak zdaje sobie sprawę, jakie są wobec niego oczekiwania. "Wiem, wszyscy chcą mojego zwycięstwa. Skoki są dobre, z tych do wygrywania. Ale co ja mam powiedzieć, że zostanę mistrzem świata? Obiecać byłoby najprościej. I dla dziennikarzy, i dla mnie. A co potem? Przecież podczas zawodów mogą być zupełnie inne warunki. Dlatego marzę o tym, byśmy skakali w równych warunkach. Tak by można było wyłonić rzeczywiście najlepszego na świecie. Na razie Jacobsen i Schlierenzauer nie oddali tu dobrego skoku. T może się jeszcze zmienić. Oby nie, obyśmy byli zadowoleni" - mówi.

Korzystnymi warunkami swoje wysokie miejsce w kwalifikacjach tłumaczył Stoch. "Chwilami dmuchało z przodu, chwilami była cisza. Ja trafiłem na ten korzystniejszy wiatr, choć sam skok też był dobry. Taki wynik bardzo dodaje pewności siebie. Ja czując, że skoki próbne są dobre, na luzie podchodzę do zawodów. Na tych mistrzostwach marzę o skokach, które dałyby medal. Jestem w stanie go zdobyć. Każdy z nas jest, bo skoki to taki sport, że przy odrobinie szczęścia każdy może wygrać" - mówi Stoch.

By go nie zabrakło, Polacy proszą kibiców w kraju o wsparcie. "Mają siedzieć, dmuchać w telewizory i skakać z nami z kanap. Byle się tylko nie połamali..." - żartuje Małysz. Oprócz niego i Stocha w piątkowym konkursie wystartują też Piotr Żyła i Robert Mateja, który w treningach był lepszy od Stefana Huli. Wszystko wskazuje, że ci sami zawodnicy będą nas reprezentować w niedzielnym konkursie drużynowym. Trenerzy kadry zastrzegają jednak, że mogą zmienić skład po konkursie indywidualnym.