Polska Agencja Prasowa: Podczas jednego z paneli Europejskiego Kongresu Sportu i Turystyki w Zakopanem podkreślał pan, jak ważne jest szkolenie młodzieży w sportach zimowych. Jak obecnie wygląda sytuacja z zapleczem polskiej kadry w skokach narciarskich? Czołowi zawodnicy są od wielu lat na topie, pojawiają się pojedynczy młodsi skoczkowie, z dobrej strony pokazał się Paweł Wąsek, jednak nie ma nikogo, kto dorównałby wynikom Kamila Stocha czy Dawida Kubackiego.

Reklama

Apoloniusz Tajner: Ja mam zupełnie odwrotne zdanie. Pamiętam czasy, kiedy szkolenie było bardzo przypadkowe, odbywało się dosłownie w kilku klubikach. Polacy mają jednak dryg do tego sportu i mniejsze oraz większe sukcesy cały czas były, a też zainteresowanie skokami w naszym kraju niezmiennie jest. Jak się pojawił Adam Małysz, to nam otworzyło drogę, buchnął jeszcze większy płomień zainteresowania. Nasz program "Szukamy następców mistrza", który z firmą Lotos zapoczątkowaliśmy 18 lat temu, funkcjonuje cały czas, organizowane jest współzawodnictwo sportowe, usprzętowienie klubów, po kilku latach wprowadziliśmy stypendia dla wyróżniających się trenerów, których obecnie jest 20. To jest istotne, ponieważ klubowi szkoleniowcy zarabiają bardzo mało i dlatego każdy z nich ma dodatkową pracę - jeden jest nauczycielem wychowania fizycznego, drugi murarzem, a inny kominiarzem.

PAP: W takim razie kto może wejść do ścisłej kadry, gdy najlepsi obecnie polscy zawodnicy zakończą kariery?

A.T.: Bezpośrednio za naszymi czołowymi skoczkami, którzy są multimedalistami, jest całe zaplecze młodych zawodników. Trójka Stoch, Kubacki i Piotrek Żyła, mimo że już po "trzydziestce", to ma parametry fizyczne na bardzo wysokim poziomie i może skutecznie walczyć o kolejne sukcesy. Dołączenie młodego skoczka do tej trójki, to już jest top światowy. Są Wąsek, Kacper Juroszek, Tomasz Pilch, Jakub Wolny. Ja cały czas wierzę w Klemensa Murańkę. Gdy zaczynałem pracować przy skokach narciarskich w 1999 roku, miałem czterech zawodników, bo nie było więcej. Teraz w każdym roczniku mamy skoczków.

PAP: Wspomniał pan, że brakuje w naszym kraju trenerów. Czy są programy szkoleniowe, które przyciągnęłyby potencjalnych kandydatów do tej pracy i pomogły im zdobyć niezbędne umiejętności oraz wiedzę?

A.T.: Generalnie my bardzo zabiegamy o to, żeby zawodnicy, którzy kończą kariery, pozostali w klubach lub pracowali przy kadrze. To, że sztab szkoleniowy w ostatnich latach był stworzony z byłych skoczków, to jest super sytuacja, bo każdy się na tym zna. Kompleksowo potrafią się poruszać po obiektach podczas zawodów tak, by zabezpieczyć to, co jest akurat potrzebne. Uprawnienia muszą oczywiście uzyskać w zwykłych kursach. Nowy prezes PZN Adam Małysz będzie teraz mocno stawiał na szkolenie trenerów, za mojej kadencji aż tak tego nie robiliśmy i to był błąd. Ten segment był troszkę zaniedbany, bo aktualizacja wiedzy, uświadamianie instruktorów, że jeszcze trzeba się dokształcić, poszerzyć umiejętności jest bardzo ważne i to jest zadanie związku.

Reklama

PAP: A jak wyglądają działania marketingowe w skokach narciarskich? Czy przywiązuje się do tego wagę?

A.T.: To nie jest zadanie dla klubów. Dopóki nie ma znaczącego wyniku sportowego w klubie, to finansowanie tam kuleje i nie ma miejsca na marketing. Szuka się wtedy sponsorów-sympatyków. Marketing to jest zupełnie oddzielny segment, którym trzeba się zająć osobno, a w klubach trenerzy nie mają na to czasu. System wymaga wzmocnienia najpierw klubów, a następnie trenerów.

PAP: Jak pan oceni wybór i dotychczasową pracę nowego szkoleniowca kadry skoczków narciarskich Thomasa Thurnbichlera?

A.T.: Od 1994 roku, kiedy pracę zaczął trener Pavel Mikeska, każdy ze szkoleniowców spełnił swoją rolę i popchnął skoki narciarskie w Polsce do przodu. Ja obserwuję teraz kadrę z boku, ale według mnie Thomas Thurnbichler to jest już nowa generacja trenerów. Do takich ludzi należy przyszłość. On ma świetną osobowość, bardzo dobrze pracuje mentalnie, umie z zawodnikami nawiązać kontakt, zna języki, ma świetne pomysły szkoleniowe, jest dynamiczny. Do tego jest bardzo dobrym organizatorem, od razu pozyskał ludzi do współpracy. Myślę, że właśnie to szybko przekonało zawodników, że obrana droga jest odpowiednia i zaprowadzi na szczyt, który nam umknął w zeszłym sezonie. Co prawda rok temu nasi skoczkowie byli świetnie przygotowani, ale czegoś zabrakło, sytuacja wymagała już zmiany.

PAP: Czego pan oczekuje w nadchodzącym sezonie?

A.T.: Myślę, że to będzie bardzo dobry sezon. Baza już była mocna, a teraz dodatkowo Thurnbichler ma umiejętność wykorzystania tego, co zrobili wcześniej zawodnicy. Trener dobrał odpowiednich ludzi, nawiązał kontakt ze skoczkami, już mu wierzą i ufają. On się nie oszczędza. Mamy wszystko zabezpieczone, zawodnikom niczego nie brakuje, szkoleniowiec może realizować wszystkie swoje pomysły. Ja jestem bardzo dobrej myśli, a wracając do bezpośredniego zaplecza, to my je mamy, ja nikogo nie skreślam. Jest cała masa bardzo zdolnych chłopaków, którzy są dobrze prowadzeni. Nikt się teraz nie spieszy, żeby wykonać jakieś kroki przedwcześnie, wszystko powoli dojrzewa. Starsi zawodnicy będą jeszcze przez dwa, trzy lata skakać, w tym czasie będziemy mieli już wykrystalizowaną nową czołówkę.

Rozmawiała: Monika Sapela