5000 to zaledwie około 12 procent normalnej liczby fanów zasiadającej na trybunach kompleksu ziemnych kortów im. Rolanda Garrosa. Jeszcze 10 dni temu organizatorzy informowali o planowanej obecności 11,5 tys. widzów dziennie, a na początku lipca nawet o 20 tys.
Ich plany zweryfikowała w zdecydowany sposób pandemia koronawirusa, która od września przybiera we Francji na sile.
W czwartek tamtejsze ministerstwo zdrowia poinformowało o 10 593 zakażeniach, co oznacza rekord dobowy od początku pandemii w tym kraju. W departamencie Ile-de-France, w którym znajduje się Paryż, tak jak w 52 innych departamentach obowiązują szczególne obostrzenia z powodu przekroczenia progu alarmowego (50 przypadków na zakażeń na 100 000 mieszkańców).
Turniej, który miał się odbyć pierwotnie w dniach 24 maja - 7 czerwca, został przełożony z powodu pandemii koronawirusa na 27 września – 11 października.
Prezydent francuskiej federacji (FFT) Bernard Giudicelli od samego początku odrzucał ideę gry bez publiczności podczas French Open. I nic dziwnego, bo rywalizacja Wielkiego Szlema jest finansowym motorem tenisa nad Sekwaną. Szacuje się, że wpływy z paryskiego turnieju stanowią ok. 80 proc. dochodów francuskiej federacji. W tym roku będą zdecydowanie niższe.