Czy ktokolwiek z nas był numerem 1 w swoim fachu, obracającym setkami milionów euro? Czy ktoś z nas zderzył się z tak zaciekłą rywalizacją i presją, z jaką mierzy się Iga Świątek w wieku 21 lat, gdy jeszcze dobrze nie wiemy, czy jest już kobietą, czy wciąż dziewczyną?
Trudno nam wyobrazić sobie jak obciążająca może być pozycja liderki tenisowego rankingu. Sama Iga mówiła o tym przed startem w Madrycie, że wciąż brakuje jej doświadczenia, jaki przypisuje się zawodniczce z jej pozycją.
Iga Świątek – królowa kortów
Przed rokiem, gdy Polka wygrała 37 kolejnych meczów i została królową kortów ziemnych, ktoś wymyślił, że tenis kobiecy przeżywa tak głęboki kryzys, iż Polka nie ma z kim przegrać. Jak się to ma do najnowszej teorii o kompleksie Jeleny Rybakiny, z którą liderka rankingu przegrała trzy mecze w tym roku? Możemy mnożyć teorie na temat Igi, co one mają jednak wspólnego z rzeczywistością?
To naturalne, że dyscyplina tak popularna i powszechna jak tenis nie znosi próżni. Iga ma znakomite rywalki i zawsze je będzie miała. Przekonaliśmy się o tym na Wimbledonie, w Australian Open, a nawet na kortach ceglanych w Madrycie i Rzymie, gdzie Polka nie była w stanie wygrać. Aryna Sabalenka zagrała w stolicy Hiszpanii mecz życia, w starciu z Rybakiną w stolicy Włoch Polkę zmogła kontuzja.
Kilka dni po urazie Igi, jej wzór Rafael Nadal zwołał konferencję prasową, by ogłosić, że do Paryża na Rolad Garros się nie wybierze. Kontuzja biodra zmusiła Hiszpana do odpuszczenia turnieju, w którym - jak Iga - broniłby tytułu i który wygrał rekordowe 14 razy. Mój kolega po fachu, specjalizujący się w tenisie naliczył Nadalowi 13 poważnych kontuzji w ciągu 23 lat zawodowej kariery.
Wbrew pozorom gra na mączce wymaga jeszcze większego wysiłku niż na trawie, czy kortach twardych. Wymiany są dłuższe, uderzać trzeba znacznie mocniej, żeby piłka była kończąca. A przecież mecz trwa tym dłużej, im jest bardziej zacięty. Mokra mączka, jak w Rzymie, to wyższa skala trudności.
Nadal w Roland Garros nie zagra, ale nie mówi pas. Zdobywca 22 wielkoszlemowych tytułów powiedział, że zasługuje, by jego kariera dobiegła końca na korcie, a nie na konferencji prasowej. Będzie chciał wrócić do Paryża w 2024 roku. Jest optymistą, ale i realistą. Nie przypuszcza, by jego spracowany latami kariery 37-letni organizm, nagle przestał sprawiać własne warunki.
Iga uczy się swojego organizmu
Iga Świątek wciąż się swojego organizmu uczy. Dobrze, że nie próbowała zlekceważyć bólu, który pojawił się w deszczową noc w Rzymie po rozegraniu 25 morderczych gemów przeciw dwa lata starszej i o 8 cm wyższej Rybakinie. Reprezentująca Kazachstan Rosjanka jest atletką serwującą z prędkością zbliżoną do 200 km/h. Turniej w Rzymie był tylko przygrywką do koncertu, który rozegra się na kortach Rolanda Garrosa. Nic się nie stało, że Iga nie obroniła w nim tytułu.
Nikt nie wygrywa wiecznie i nikt rozsądny nie może tego oczekiwać. Spójrzmy na rywalki Igi. Może te dwie uważane za największe, grające życiowy sezon. Rybakina, która wyeliminowała Polkę w Australian Open, przegrała potem finał z Sabalenką. W Abu Zabi była gorsza w ćwierćfinale od Karoliny Pliskovej. Z Dubaju wycofała się z powodu kontuzji w III rundzie, nie stając do pojedynku z Coco Gauff. Wygrała Indian Wells pokonując po drodze Świątek i w finale Sabalenkę. W Miami przegrała finał z Petrą Kvitovą. Na mączce w Madrycie odpadła w II rundzie, w Rzymie triumfowała.
I to jest dla niej wspaniały czas. Jest trzecią zawodniczką w erze Open, która docierała do finału w Australian Open, Indian Wells, Miami i Rzymie. Wcześniej dokonały tego Monica Seles w 1991 roku i Mara Szarapowa w 2012.
Sabalenka wygrała Australian Open, swój pierwszy wielkoszlemowy turniej. W Dubaju przegrała z Barborą Krejcikovą, w finale Indian Wells z Rybakiną. Na mączce w Stuttgarcie pokonała ją w finale Iga Świątek, w Madrycie Białorusinka wzięła rewanż na Polce, ale w Rzymie przegrała w II rundzie z Sofią Kenin.
Presja na Świątek
To jasne, że mecze Igi są w Polsce wydarzeniem, nigdy wcześniej nikt z rodaków nie był na szczycie tenisowego rankingu. Wymaganie czegokolwiek jest jednak nie na miejscu, presji Świątek powinna mieć tyle, ile sama na siebie weźmie. To i tak bardzo dużo. Przykładów oczekiwań, które paraliżowały zawodniczki jest mnóstwo.
Koleżanka Igi Maja Chwalińska wspominała niespełna rok temu na Wimbledonie: „Coś, co sprawiało mi największą przyjemność, stało się źródłem cierpienia. Wiązałam tenis z presją, stresem, łzami. Tak wyglądał każdy mój trening, zmuszona byłam zostawić sport na jakiś czas”.
Podobne doświadczenie miała Hiszpanka Paula Badosa. „Czasami moja głowa nie jest przygotowana, aby wytrzymać całą tę presję, wymóg grania przed 20 tysiącami ludzi, przed prasą, przed sobą. Wiele rzeczy się na to składa. Media społecznościowe też mają wpływ na naszą psychikę. Ja nie dawałam rady sprostać oczekiwaniom”.
Noami Osaka wycofała się z ubiegłorocznego Roland Garros „by chronić swoje zdrowie psychiczne”. Miała być następczynią Sereny Williams, wygrała z Amerykanką finał US Open w 2018 roku. Została globalną gwiazdą, najlepiej zarabiającą sportsmenką świata. Wyglądała na osobę pewną siebie, okaz zdrowia. Wygrała kolejne turnieje, ale jak się okazało, ukrywając walkę z depresją.
Ostrzeżenie dla Świątek?
Te przypadki nie muszą mieć nic wspólnego z Igą Świątek. Mogą być jednak ostrzeżeniem dla tych, dla których każda porażka, czy zwycięstwo Polki są pretekstem do powoływania do życia kolejnych teorii.
Niedawno Magda Linette, która w Australian Open osiągnęła życiowy sukces, zwróciła uwagę na to, że zbyt często sami tenisiści patrzą na siebie przez pryzmat wyników na korcie. A przecież zwycięstwa nie czynią z nikogo bóstwa, porażki nie są niczym wstydliwym. W sporcie zwycięstwo jednego, jest porażką innego. W tenisie trzeba być szczególnie odpornym, bo nawet najwięksi mistrzowie przegrywają w meczu ponad 40 procent wymian.
Dariusz Wołowski