Ten sezon w biegach narciarskich pań stał pod znakiem rywalizacji Kowalczyk z Marit Bjoergen. Na śniegu częściej górą była Norweżka. Wygrała 12 z 18 bezpośrednich pojedynków, w tym trzy z czterech na igrzyskach w Vancouver. Dziewięć razy stawała na najwyższym podium w konkurencjach indywidualnych w Pucharze Świata i dwa razy na igrzyskach, podczas gdy Polka najlepsza była osiem razy w PŚ i raz na olimpiadzie. Jednak to Kowalczyk zarobiła więcej pieniędzy.

Reklama

Opłacalny Puchar Świata

Około milion złotych (366 tys. franków szwajcarskich) przyniosły jej udane starty w Pucharze Świata. Nasza zawodniczka triumfowała we wszystkich klasyfikacjach – generalnej, sprintów i na dystansach. Triumf w tej pierwszej Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS) wyceniła zaledwie na 28 tys. franków, ale na wielką sumę złożyły się pieniądze zarobione w poszczególnych zawodach (np. za pierwsze miejsce na groda wynosi 15 tys. CHF, a za drugie – 10 tys.) i – przede wszystkim – triumf w prestiżowym cyklu Tour de Ski, gdzie Kowalczyk zarobiła prawie 180 tys. CHF.

Bardzo duże pieniądze przyniosły najlepszej polskiej narciarce także igrzyska w Vancouver. Za zdobycie złotego, srebrnego i brązowego medalu, a także piąte miejsce Kowalczyk otrzyma prawie 750 tys. złotych. Na tę kwotę składają się nagrody z Polskiego Komitetu Olimpijskiego (500 tys.), Polskiego Związku Narciarskiego (170 tys.) oraz ministerstwa sportu (76 tys.).

Marit może pozazdrościć

Największa tegoroczna rywalka Polki, Marit Bjoergen może jej tylko pozazdrościć takich pieniędzy. Norweski komitet olimpijski nie przewiduje premii za olimpijskie sukcesy. Zawodniczka otrzymała jedynie podwyżkę pensji – w skandynawskim kraju wynagrodzenia dla sportowców nie określa się mianem stypendium – która teraz będzie wynosić 500 tys. koron rocznie, a więc ok. 250 tys. złotych (miesięczne stypednium Kowalczyk to 6670 zł, co w skali roku daje ok. 80 tys. rocznie). Jedyne nagrody wywalczone przez Norweżkę podczas zawodów to premie za starty w PŚ. Bjoergen zarobiła ok. 200 tys. franków, o 360 tys. mniej niż nasza zawodniczka, ale ona w przeciwieństwie do Polki odpuściła sobie część startów, aby lepiej przygotować się do igrzysk.

Oczywiście obydwie zawodniczki zarabiają także na sprzedawaniu swojego wizerunku sponsorom. Kowalczyk w ubiegłym sezonie osiągnęła z tego tytułu przychód 600 tys. złotych. Ten na pewno nie był gorszy, ale też nie był dużo lepszy, bowiem obowiązywały w nim te same umowy obowiązujące aż do przyszłorocznych MŚ w Oslo.

Reklama

Pech na zakończenie

Ostatnim akordem sezonu w wydaniu międzynarodowym był finał Pucharu Świata, który zakończył się w niedzielę w szwedzkim Falun. Kowalczyk zamierzała walczyć tam o zwycięstwo, ale na przeszkodzie stanął pech.

Podczas sobotniego biegu łączonego na 10 km Polka początkowo prowadziła, ale potem nagle pojawiły się kłopoty z płynnym ślizganiem się po śniegu. Jak się okazało, do jej narty przyczepił się kawałek papieru ściernego używanego przez serwismenów. Nasza biegaczka dobiegła do mety jako dwunasta i straciła prowadzenie w klasyfikacji łącznej finału PŚ.

W niedzielę w biegu na dochodzenie zamiast uciekać Bjoergen, musiała ją gonić, co ze względu na dużą stratę czasową było zadaniem niewykonalnym. W sumie Norweżka uzyskała najlepszy czas z całej stawki, ale Polka osiągnęła drugi rezultat