Dla członków kongresu UEFA liczy się dzisiaj tylko jedno: wybór nowego prezydenta. Michel Platini czy Lennart Johansson? Odpowiedz poznamy już dziś.

Stanowisko Blattera w sprawie Polski jest jasne. "Zajmiemy się tym w przyszłym tygodniu. Nie może być tak, że aresztowanie jednego członka zarządu rzutuje na cały związek" - Szwajcar powtarza to zdanie jak mantrę. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że problemy PZPN są dużo większe, a lada dzień zatrzymani mają być kolejni działacze. Nic dziwnego: wszystkie informacje, jakie posiada, usłyszał pewnie od Listkiewicza.

Nieco więcej pozytywnego światła na polską sprawę rzucił Lennart Johansson. "Kompromis, kompromis, kompromis. Wierzę, że uda się załatwić tę sprawę w cywilizowany sposób i nie dojdzie do zawieszenia" - powiedział wczoraj obecny prezydent UEFA. Tyle że Szwed może dziś przestać dowodzić europejską federacją.

Czarnecki wtórował Johanssonowi. "Musimy wykorzystać kuluary - podkreślał. - Dlatego nawet lepiej, że wystepuję w roli obserwatora. Czas zacząć mówić wspólnym językiem i liczy się tylko dobra wola.

Tę dobrą wolę polska delegacja ma wyrazić już dziś, rozmawiając we własnym gronie do późnej nocy. Polacy są już w komplecie - późnym popołudniem dojechał do nich Zbigniew Boniek. Jak sam podkreśla, towarzysko. Bo on także doskonale zdaje sobie sprawę, że w Düsseldorfie nikogo nie interesuje to, co dzieje się w Polsce. Priorytetem jest wybór nowego prezydenta UEFA.

Pierwszy z kandydatów, Michel Platini wygląda, jakby w ogóle nie przejmował się wyborami. Jest uśmiechnięty, wyluzowany, często można go spotkać w hotelowym barze. Wczoraj chętnie pozował do zdjęć, a najbardziej ożywił się w towarzystwie innej gwiazdy sprzed lat, Franza Beckenbauera, tego samego, który niedawno zapowiadał walkę o fotel prezydenta UEFA. Niemiec z filmowym uśmiechem rozprawiał z byłym kapitanem Trójkolorowych. Platini dyskutuje tylko towarzysko, nie chce wypowiadać się na temat swoich szans. "Po wyborach" - ucina krótko.

Johansson wręcz przeciwnie. Rozmawia chętnie, tyle że niczego ciekawego nie mówi. Kiedy wczoraj pojawił się na chwilę w hotelowym hallu, nie wyglądał na człowieka, który może rządzić piłką przez kolejne lata. 77-letni Szwed nie porusza się tak żwawo jak kiedyś. Sam przyznaje, że przeszedł dwie ciężkie choroby, ale czuje się świetnie. "Tylko tak nie wygląda" - dodają złośliwie francuscy dziennikarze.
Przedstawiciele innych krajów nie są tak skrajni w swoich poglądach. "Lennart Johansson trzyma Europę silną ręką" - twierdzą Anglicy.
"Platini to Blatter, a to oznacza, że Blatter będzie rządził FIFA i UEFA. Koniec autonomii, rozumiecie?" - argumentują Holendrzy.

Johansson czy Platini? Platini czy Johansson? Już dziś wczesnym popołudniem dowiemy się, który z nich zostanie prezydentem UEFA i co to oznacza dla Polski. Choć Platini jest przyjacielem Zbigniewa Bońka, a także człowiekiem, który chce otworzyć słabszym federacjom drogę do wielkiej piłki, wybór Francuza na szefa UEFA wcale nie musi być dla nas zbawienny.

Dlaczego? Bo Platini to ukochane dziecko Blattera. Szwajcar podkreślił to nawet we wczorajszym przemówieniu na otwarcie kongresu. Blatter nie jest dziś wielkim przyjacielem Polski. Raczej kolegą Listkiewicza.

Tymczasem szanse Platiniego rosną. Jak dowiedział się DZIENNIK od jednego z przedstawicieli wschodnioeuropejskich federacji, właśnie ta część kontynentu chce rozegrać wybory po swojemu. Wybrać Platiniego szefem UEFA, a Lennartowi Johanssonowi zaproponować stanowisko prezesa honorowego. Takie rozwiązanie byłoby idealne - wprowadzałoby do organizacji powiew świeżości w postaci pomysłów Platiniego, jego entuzjazmu, a jednocześnie zadowoliłoby ambitnego Szweda.

Może zabrzmi to absurdalnie, ale takie decyzje nie zapadają w kongresowych, przepastnych salach, ale w... saunie. Zresztą niewiele poważnych spraw omawia się w czasie oficjalnych części. Od tego są wieczorne bankiety, spotkania w pokojach, szeptane rozmowy przy barze.

Wczoraj w Düsseldorfie od rana trwały takie spekulacje i targi. Była to przecież ostatnia szansa, by ewentualnie przeciągnąć na swoją stronę ostatnich z tych, którzy jeszcze się wahali. Wyniki najbardziej ekscytują, rzecz jasna, Francuzów. W biurze prasowym ten język słychać najczęściej. Dziennikarze największych francuskich gazet ze zniecierpliwieniem wypatrywali swojego legendarnego piłkarza, wielkiego kapitana sprzed lat.

A Platini głównie się uśmiechał. Nic więcej zrobić już nie może. Ci, którzy mieli oddać głosy na Johanssona, już wcześniej podjęli taką decyzję. Tak przynajmniej twierdzi Szwed. "I jeśli nie mylę się w rachunkach, wygram" - powiedział wczoraj obecny szef UEFA, który ma swoje powody, by tak twierdzić: "Rozmawiałem z wieloma przedstawicielami europejskich federacji. Na tym opieram swoje przekonanie. No, chyba muszę im wierzyć, skoro twierdzili, że będą głosować na mnie".

Platini swoją wiarę opiera na pomysłach - nie zawsze realnych. Chce ograniczyć wszechwładzę wielkich klubów. Czy jednak wycieczki do Albanii i obiecywanie tamtejszemu mistrzowi bezpośredni udział w Lidze Mistrzow to nie jest czysta fantazja?

Ma za nic możną grupę G-14, twierdząc, że nigdy najsilniejsze zespoły nie wyodrębnią się z UEFA i nie założą własnych rozgrywek. Czy jednak ma świadomość, że wszechwładne w futbolu są pieniądze?

Najbliższy logiki i najłatwiejszy do zrealizowania byłby inny postulat Platiniego - aby państwa słabsze grały o Champions League między sobą. W ten sposób polskie zespoły nie trafiałyby w kwalifikacjach na silne kluby zachodnie, które zajmują trzecie i czwarte miejsca w swoich ligach. Mistrz Słowacji, Polski, Węgier czy Litwy mogłby wreszcie liznąć wielkiego świata. A to już coś. Słabsi pewnie połknęli ten haczyk.