Jak Polska długa i szeroka każdy kibic sportu zastanawia się, skąd ta wielka forma piłkarzy ręcznych? Co takiego zrobił Bogdan Wenta, że z drużyny nie odnoszącej wcześniej sukcesów potrafił stworzyć wielki zespół?
Tę teorię potwierdza Adam Wiśniewski, kontuzjowany obecnie reprezentant Polski. "Zawsze może być lepiej i zawsze trzeba robić krok w przód. To naczelne hasła trenera" - mówi zawodnik Wisły Płock. "Ten facet jest niesamowity: podczas gdy wszyscy przeżywają porażkę, on minutę po przegranym meczu przestaje się smucić. Zaczyna za to wyciągąć wnioski i kombinować, co by tu zrobić, by nie powtarzać popełnionych błędów. Poza tym Wenta nie jest wszystkowiedzącym gburem. Zawsze chętnie wysłuchuje piłkarzy, korzysta z ich rad. Szanuje nas i dlatego jesteśmy w stanie pójść za nim w ogień" - dodaje Wiśniewski.
"Boguś od małego kochał wygrywać" - opowiada 86-letni Leon Wallerand, trener, który odkrył Wentę. Wyciągnął nastolatka z sekcji lekkoatletycznej Wybrzeża Gdańsk, w której był gwiazdą biegu na 400 m.
"Imponował też pracowitością. Tak wspaniale godził treningi z nauką w technikum budowy okrętów, że już po trzech sezonach treningów, mając 17 lat, zadebiutował w ekstraklasie. Ciekawe, że w pierwszym meczu wszedł za swojego obecnego asystenta Daniela Waszkiewicza, który doznał akurat kontuzji" - tłumaczy Wallerand.
Ta miłość do katorżniczej pracy pozostała Wencie do obecnych czasów. 2006 rok, mistrzostwa Europy w Szwajcarii. Polacy trenują przed spotkaniem z Niemcami.
Najwięcej po parkiecie biega 45-letni selekcjoner, który zachwyca sportową sylwetką i zwinnością. Blokuje niemal każdy rzut Karola Bieleckiego. Kadrowiczom to bardzo imponuje. Uważają, że mógłby spokojnie grać w zepole.
Wenta, słysząc te opinie, tylko się uśmiecha: "Lubię się ruszać" - mówi. "Dlatego uczestniczę w zajęciach. Nie wyobrażam sobie siebie jako zdziadziałego trenera, który pokrzykuje na chłopaków z ławki" - dodaje.
Tymczasem reprezentanci nie wyobrażają sobie już drużyny bez niego. "Od pierwszego dnia pracy Wenta stosował niekonwencjonalne metody. Abyśmy się poznali i polubili, kazał nam powymieniać się telefonami, mailami i często ze sobą kontaktować. W ten sposób kadrowicze z Polski szybko zaprzyjaźnili się z tymi, którzy występowali za granicą. Tak oto trener zbudował atmosferę" - opowiada Adam Wiśniewski.
"Motywacja to jego bardzo mocna strona. A że poprawił się też ostatnio pod względem wiedzy taktycznej, to można już powiedzieć głośno, że Bogdan stał się wielkim trenerem. Przecież rok temu w Szwajcarii Polska grała katastrofalnie w obronie, tymczasem w Niemczech zachwycamy grą w defensywie" - przypomina były selekcjoner Bogdan Kowalczyk.
Chęć notorycznego wygrywania przysporzyła też Wencie w ojczyźnie wielu kłopotów. Dlaczego? Bo tuż przed 40. rokiem życia przyjął obywatelstwo niemieckie. Zrobił to tylko po to, by zdobyć wreszcie medal na wielkiej międzynarodowej imprezie. Zrobił to, bo bolał go fakt, że Polska reprezentacja jest słaba i że akurat gdy w 1982 r. jeden jedyny raz sięgnęła po brązowy medal mistrzostw świata, był kontuzjowany. Ostatecznie osiągnął postawiony sobie cel - jako Niemiec zajął trzecie miejsce w mistrzostwach Europy, wystąpił też w swojej wymarzonej imprezie, igrzyskach olimpijskich. Okupił ten sukces dość boleśnie - polska opinia publiczna mocno go skrytykowała za „zaprzedanie się zachodnim sąsiadom”.
"Zupełnie nie rozumiem, dlaczego zmieszano mnie z błotem. Przecież ja nie zdradziłem Polski, ja po prostu chciałem coś osiągnąć na poważnym turnieju. A z ówczesną drużyną biało-czerwonych było to niemożliwe" - tłumaczył się Wenta.
Na szczęście o tamtych wydarzeniach nie pamięta już niemal nikt w naszym kraju. Teraz Wenta kojarzony jest w Polsce, i słusznie, z uśmiechniętym, pogodnym człowiekiem, który szanuje wszystkich. Kibiców ("Nigdy nie odmówiłem nikomu autografu" - mówi), piłkarzy ("Mogę na nich krzyczeć, ale nie sztorcuję ich bez powodu") i dziennikarzy. Tych ostatnich traktuje jak prawdziwy zawodowiec. Nie odmawia wywiadów, potrafi rozmawiać godzinami o piłce ręcznej. Chce też, aby żurnaliści tworzyli z zawodnikami jedną wielką rodzinę, dlatego nie odseparowuje się od świata jak choćby Paweł Janas przed mundialem. "Zapraszam do stołu, redaktorze. Przecież nie będzie pan siedział sam. Cieszmy się sukcesem razem" - mówił do mnie podczas Euro 2006, gdy nasi pokonali 33:24 Ukrainę.
"Sam pan widzisz, że Boguś to jest świetny chłopak. Nawet o mnie, starym dziadku, pamięta. Zawsze kartkę z życzeniami na święta wyśle, czasem zadzwoni i o zdrowie zapyta" - opowiada Leon Wallerand. "Choć jak teraz się ze mną skontaktuje, to go ochrzanię. Słowo daję! Polacy byli rewelacją mistrzostw, ale popełnili też sporo błędów. Jak wyjaśnię Bogusiowi, o co chodzi, będziemy jeszcze mocniejsi. Wtedy to już nikt nam nie podskoczy" - uśmiecha się pan Leon.