Po ostatnim gwizdku menadżer "Kanonierów" Arsene Wenger wypowiedział się pod adresem Taylora jednoznacznie: "powinien być dożywotnio zdyskwalifikowany". Emocje szybko jednak opadły i trenerzy londyńskiej jedenastki starają się teraz tonować nastroje. Szczególnie w drużynie.

Reklama

"Już dzień później w klubie nikt nie panikował, bo i nie było powodów do paniki. Starano się nam przekazać jedno - takie sytuacje się w piłce zdarzają i nie ma co robić z tego wielkiej afery" - opowiada Wojtek Szczęsny, jeden z dwóch polskich bramkarzy w Arsenalu. Tak naprawdę jednak wydarzeniem tym żył cały klub. W klubowych korytarzach aż roiło się od piłkarzy różnych roczników Arsenalu, którzy szeptem wymieniali uwagi o całej sprawie. "Pod pokojem lekarskim kłębił się tłum. Drzwi się w zasadzie nie zamykały. Co chwila ktoś przychodził pytać się o stan Edu. Byłem tam oczywiście i ja" - dodaje Szczęsny.

Polak oglądał wyjazdowy mecz z Birmingham w telewizji. Nie zdawał sobie sprawy, że po wślizgu Taylora stopa da Silvy wisiała na kilku ścięgnach. "Dopiero potem obejrzałem oczywiście zdjęcia i... wyglądało to obrzydliwie" - krzywi się z niesmakiem Szczęsny. Mimo straszliwych skutków niefortunnego wślizgu, władze angielskiej piłki nie zamierzają "wyróżniać" Taylora w postępowaniu dyscyplinarnym. "Został zdyskwalifikowany na trzy mecze, i mówi się o tym ze spokojem. Nasz klub na pewno nie będzie się niczego innego domagał. Nikt nie będzie chciał tego werdyktu zmieniać" - podkreśla Szczęsny.

"Kanonierzy" już pogodzili się z tym, że da Silva wróci do gry najwcześniej za dziesięć miesięcy. Taylorowi przebaczyli. Najpierw zrobił to zresztą sam poszkodowany, którego obrońca Birmingham odwiedził w szpitalu tuż po operacji. Do kliniki wybrali się też oczywiście piłkarze Arsenalu. "Kilku zawodników pojechało do Edu, by z nim pogadać, podnieść go na duchu. To silny charakter. Myślę, że da radę" - opowiada polski bramkarz.

Arsene Wenger robi wszystko, żeby zawodnicy nie rozmyślali o tym przykrym zajściu. "Takie sytuacje trzeba zostawić za sobą i zapomnieć" - wpaja piłkarzom. We wtorek "boss" odwołał nawet trening zespołu. Zamiast tego "Kanonierzy" pojechali grać w kręgle.

Wszystko to nie sprawi jednak, że piłkarze z Londynu będą mówić w sprawie da Silvy jednym głosem. "Taylor zasłużył na ostrzejszą karę" - uważa na przykład Szczęsny. "Ja wierzę, że on nie chciał zrobić krzywdy Edu, ale podczas oglądania powtórek można zobaczyć, że miał czas, by cofnąć nogę po tym, jak Eduardo podał już piłkę. Problem w tym, że mu się nie chciało. Pomyślał sobie: 'A... kopnę'. No to kopnął..." - mówi z goryczą Polak.

Młody Szczęsny traktuje sprawę da Silvy emocjonalnie, bo doskonale pamięta grobową atmosferę, jaka panowała w domu po tym, jak jego ojciec, Maciej został na dłuższy czas wykluczony z gry po brutalnym faulu Cezarego Kucharskiego. "Ale w końcu i ojciec wybaczył" - przypomina Wojtek. Pytany czy wie po ilu latach, odpowiada z zakłopotaniem: "Po kilkunastu". Arsenal jak widać potrafi wybaczać dużo szybciej.