Kontrakt na walkę Saleta - Gołota został już podpisany?
Jeszcze nie, ale do końca tygodnia stosowne sprawy powinny zostać formalnie załatwione. Zainteresowani są obaj zawodnicy, czyli ja i Andrzej, oraz telewizja Polsat, a to najważniejsze. Oczywiście, czasem diabeł tkwi w szczegółach, dlatego trzeba jeszcze cierpliwie poczekać.

Reklama

Gołota ostatni raz boksował w 2009 roku, pan - w 2006. Jeden punkt dla przeciwnika?
To nie ma znaczenia. Z pewnością 24 listopada w Hali Stulecia we Wrocławiu, bo wtedy ma dojść do naszej potyczki, obaj będziemy równie dobrze przygotowani. Mamy po 44 lata, więc siłą rzeczy nie jesteśmy tak aktywni sportowo, jak dawniej, ale podczas kilkutygodniowych treningów powylewamy wiele litrów potu.

Kibice nie będą rozczarowani poziomem sportowym walki?
Najlepsze lata mamy za sobą, to fakt, jednak gwarantuję, że fani będą usatysfakcjonowani. Przygotuję się maksymalnie najlepiej jak potrafię, zapewne podobnie będzie z Gołotą. Urodziłem się we Wrocławiu, wychowałem na Dolnym Śląsku, więc jak najlepiej chcę pożegnać się z pięściarstwem w moim regionie. Kiedy kontrakt na pojedynek zostanie podpisany, będę mógł już oficjalnie mówić o treningach w Warszawie i być może za granicą, o nazwiskach sparingpartnerów. Na razie są to plany.

Do powrotu na ring skusiły pana pieniądze?
Tak naprawdę nie wiem jeszcze, ile zarobię, to nie zostało sprecyzowane. Nie są one najważniejsze. Chcę wystąpić w wielkim wydarzeniu sportowym. Z Gołotą miałem rywalizować dwukrotnie, w 2000 i 2005 roku, ale wtedy Andrzej miał dużo więcej do stracenia niż do zyskania, dlatego nie był tak bardzo zainteresowany.

Reklama

Dlaczego teraz zależy mu na pojedynku z Saletą?
Nie wyszła mu walka przed trzema laty z Tomkiem Adamkiem (debiutant w wadze ciężkiej pokonał Gołotę w piątej rundzie - PAP). Nie chce aby kibice pamiętali, że w ten sposób zakończył karierę. Tak naprawdę wynik naszego starcia będzie miał drugorzędne znaczenie, bo ani zwycięstwo ani porażka nic nie zmienią, ale pozostaje kwestia prestiżowa. Każdy wchodząc między liny chce wygrać.

Pana gaża będzie porównywalna do tej sprzed dziecięciu lat, gdy zdobywał pan zawodowe mistrzostwo Europy?
Nie chcę opowiadać o konkretnych sumach, bo na razie nie ma o czym.

Polscy bokserzy coraz częściej rywalizują o pasy mistrzów świata i kontynentu. Mamy lepszych zawodników, lepszych trenerów czy też to zasługa promotorów?
Boks zawodowy rozwija się w naszym kraju od 20 lat. Na pewno dużą rolę odgrywają menedżerowie, np. zawodnicy Andrzeja Wasilewskiego korzystają z tego, że sprawnie porusza się na światowych salonach. Z kolei Mateusz Masternak związał się z najmocniejszym europejskim promotorem, Niemcem Sauerlandem. Trzeba docenić wzrost umiejętności pięściarzy, a także trenerów.

Bokserzy jeżdżą trenować np. do Niemiec, ale nie słychać o zagranicznych stażach szkoleniowców.
Wiele można nauczyć się też na swoich bokserach, bazując na długoletniej pracy z nimi. Trenerzy też się rozwijają, nie mam wątpliwości.