Wiadomość o "pierwszym Rosjaninie w pierwszej Formule" trafiły wczoraj na czołówki wszystkich gazet od Moskwy do Władywostoku. Dziwne tylko, że pisały one zupełnie co innego niż zachodnie media, które twierdziły, że pomysł, aby zaangażować Pietrowa do Renault, ma związek z pieniędzmi, które w ramach sponsoringu mieliby wnieść do francuskiego teamu rosyjscy oligarchowie. Media donosiły, że Renault liczy już profity z zatrudnienia Pietrowa. Francuzi mieli na nim zarobić nawet 15 mln euro. Pojawiły się nawet nazwy potencjalnych reklamodawców - Gazprom i Sbierbank. A że na razie na bolidzie Kubicy nie ma jednak żadnych reklam? Na to też w świecie F1 znaleziono wytłumaczenie - kontrakty z rosyjskimi potentatami finansowymi są objęte ścisłą tajemnicą.

Reklama

Inaczej o sprawie sponsorów Pietrowa pisze się w Rosji. Kierowca szuka ich od lat, ale nie może ich znaleźć. Mimo to Renault zdecydowało się na zatrudnienie Rosjanina, który doskonale radził sobie w serii wyścigów GP2. Negocjacje Francuzów z Pietrowem trwały wiele miesięcy, ale kierowca i jego menedżerka Oksana Kosaczenko zachowali przez ten czas milczenie.

"Na ten moment czekaliśmy dziewięć długich lat" - zdradziła Kosaczenko. "Krok po kroku zbliżaliśmy się do celu. Myśleliśmy, że kiedy teamy F1 zainteresują się w końcu Witalijem, to łatwiej będzie nam znaleźć sponsorów. Doświadczenia z ostatniego roku skłaniają mnie jednak do teorii, że w Rosji Formuła 1 nie jest nikomu do niczego potrzebna. Nikt nie chciał z nami rozmawiać o pieniądzach, nawet w momencie kiedy mieliśmy wstępne oferty z pięciu zespołów F1. Uratował nas ojciec Witalija: żeby pomóc w realizacji naszego długofalowego planu, którego celem była Formuła 1, wziął kredyt w banku Sankt Petersburg. Sporo ryzykował, ale się udało" - mówiła na łamach Sport Expressu Kosaczenko.

"Wiadomo, że przychodząc do teamu Formuły 1, kierowca musi ściągnąć za sobą sponsora. Mój syn go nie miał, dlatego ja nim zostałem. Na kredyt" - wyznał Aleksander Pietrow, którego długi dzięki pieniądzom zarobionym w Renault spłaci syn Witalij.

Reklama

Menedżerka Pietrowa przyznała, że razem z Witalijem w drodze do F1 popełnili kilka błędów, wybierając nie te serie wyścigów, które trzeba. Dlatego dopiero w wieku 25 lat trafił on do elity kierowców. O krok od podpisania umowy z Renault Rosjanin był już rok temu, ale ostatecznie udało się to dopiero teraz.

czytaj dalej



Reklama

"Dzisiejsze Renault to zespół młodych, bardzo mądrych ludzi, którzy wiedzą, dokąd zmierzają. Cel francuskiej grupy jest jasny - w ciągu roku zdobyć tytuł mistrza świata. Rozmawialiśmy już z dwoma autorytetami, szanowanymi w całym kraju znanymi ludźmi, a także szefem komitetu kultury fizycznej i sportu w Dumie oraz prezydentem federacji motorowej w sprawie listu do premiera Putina. Mam nadzieję, że Władimir Władimirowicz zwróci uwagę na to, że rosyjski kierowca ma szansę wejść do światowej elity w tak popularnym sporcie jak F1. Musimy tę szansę wykorzystać. Ktoś musi Witalija wspomóc" - zdradziła Kosaczenko.

Mimo tego całego zamieszania Pietrow był najszczęśliwszym człowiekiem podczas testów w Walencji.

"Losy mojego kontraktu ważyły się do ostatniej chwili. Miałem kilka propozycji, ale z każdym dniem stawały się one nieaktualne, bo kolejne teamy podpisywały umowy z innymi kierowcami. Denerwowałem się, ale teraz myślę już tylko o tym, żeby jak najszybciej wsiąść do bolidu" - mówił kierowca, który w poprzednim sezonie startował w GP2. Po zakończeniu sezonu Pietrow z nadzieją czekał na efekty rozmów Kosaczenko z teamami. "Dwa miesiące siedziałem w swoim rodzinnym Wyborgu. Patrzyłem przez okno i cieszyłem się, jaka śnieżna w tym roku zima. To dla mnie nowość, bo tak długich wakacji nie miałem od lat. Cały czas jednak ćwiczyłem ostro na sali, powtarzając sobie, że przyda mi się to w Formule 1. Kontrakt z Renault to dla mnie prezent od losu. Cztery lata pracy, żeby do niej trafić, nie okazały się zmarnowane. Teraz nie czuję już żadnego strachu. Koncentruję się na pracy, jak najszybciej chciałbym się zapoznać z bolidem. Liczę na pomoc Roberta Kubicy, a także naszego głównego inżyniera, który przez dziesięć lat pracował w McLarenie" - opowiadał rozentuzjazmowany Pietrow.

Na testach w Walencji najlepiej wczoraj spisywał się Pedro de la Rosa z Saubera - najlepszy czas okrążenia 1.12,784. Kubica jeździł dużo słabiej i uzyskał siódmy czas dnia - 1.15,298.