W poniedziałek, pierwszego dnia testów Polak zamykał zestawienie osiągów ośmiu kierowców obecnych na torze. Do najlepszego z nich Felipe Massy z Ferrari tracił 2,5 sekundy. Wczoraj testowano siedem bolidów, znów najlepszy był Massa - najwyraźniej zupełnie już wyzdrowiał po groźnym wypadku na Hungaroringu. Kubica poprawiał się z kółka na kółko (przejechał 119) - wreszcie od tempa Brazylijczyka dzieliło go tylko 0,7 sekundy. Nie miał szans nadrobić tej straty, bo na pięć minut przed końcem wczorajszej sesji jego R30 odmówił posłuszeństwa. Zatrzymał się na torze obok alei serwisowej, ale do garażu swojego teamu Polak musiał wracać piechotą.
Z pewnością nie tak wyobrażał sobie debiut w swoim pręgowanym bolidzie, przypominającym wielkiego szerszenia. Nad niezawodnością w Renault muszą jeszcze popracować. Ale ani ostatnie miejsce, ani wtorkowa poprawa nie zrobiły na Polaku wielkiego wrażenia. W każdym razie wyciągał z tych wyników zupełnie inne wnioski niż niewtajemniczeni obserwatorzy. Wiadomo, że pierwszych testów nie można brać dosłownie, a już z pewnością nie w tym sezonie, kiedy zabronione będzie tankowanie w trakcie wyścigu. Trudno porównywać osiągi samochodów jadących z pełnym i z pustym bakiem - czasy okrążenia mogą różnić się aż nawet o pięć sekund. A nigdy nie wiadomo, jakie ustawienia team akurat symuluje - te z początku wyścigu, z bolidem ciężkim jak czołg, czy z końca, kiedy samochód jest lżejszy nawet o 150 kg.
Zakaz tankowania to niejedyna zmiana w przepisach na nowy sezon. Komisja F1 zdecydowała, że samochody będą miały do dyspozycji mniej kompletów opon - zamiast 14 - 11 w trakcie grand prix. Trzy z nich i tak trzeba będzie oddać przed kwalifikacjami, co ma zachęcić do udziału w piątkowych treningach. Ci, którzy zakwalifikują się do wyścigu w pierwszej dziesiątce muszą zacząć go na tym samym komplecie opon, na którym skończyli kwalifikacje. Tylko wolniejsi mogą od razu założyć nowy komplet. Ma to wyrównać szanse startujących z gorszych pozycji.
I wreszcie najistotniejsza zmiana - nowa punktacja. Począwszy od GP Bahrajnu (14 marca), naprawdę będzie się opłacało wygrywać wyścigi. Zwycięzca dostanie aż 7 punktów więcej (25), niż kierowca z drugiego miejsca (18 i dalej 15, 12, 10, 8, 6, 4, 2 i 1). Dotychczas różnica wynosiła tylko dwa punkty (10 i 8). Teraz znacznie bardziej niż regularność i ciułanie punktów będą się liczyły spektakularne dokonania.
czytaj dalej
Czy Kubica ma na nie szanse w barwach Renault? Polak jak zwykle stoi obiema nogami na ziemi, ale broni nie składa: "Oczywiście chcę walczyć o mistrzostwo, ale realistycznie patrząc, to chyba jeszcze nie ten moment. Ale kto wie, co się stanie przez te półtora miesiąca do pierwszego wyścigu. Ostatni sezon pokazał, jak szybko może się zmienić kolejność w czołówce. A sezon ma 19 wyścigów i wszystko może się zdarzyć".
Naprawdę jest optymistą czy robi dobrą minę - trudno zgadnąć. Wydaje się pochłonięty pracą i zdeterminowany do przekucia w sukces trudnej sytuacji w Renault. W swoim cierpkim stylu potrafi z niej nawet żartować: "W zeszłym sezonie w Abu Zabi jakiś dziennikarz mówi: <Renault wycofa się z F1, podpisz kontrakt z Toyotą>. Dwa dni poźniej Toyota wycofała się z F1, może temu dziennikarzowi pomyliły się teamy" - opowiadał Polak w poniedziałek. Niektórzy sugerowali, że to Kubica był gwarantem przetrwania Reanult. Gdyby zrezygnował z umowy, team mógłby nie znaleźć inwestora (Genii Capital). "Odkąd tylko zacząłem pracę z teamem, jestem zadowolony ze swojej decyzji. Na trudnościach wszyscy się tu czegoś nauczyli. Prędzej czy później mamy nadzieję wrócić na szczyt" - zapewniał.
Renault odnosiło największe sukcesy w sezonach 2005-2006, kiedy Fernando Alonso został mistrzem świata. Potem było coraz gorzej, aż do zeszłego, najsłabszego sezonu z aferą singapurską, po której zespół z hukiem opuścili szef Flavio Briatore i sponsorzy. "Nie pracowałem wcześniej z Briatorem, z nowym szefem Erikiem Boullierem też niezbyt długo. To zupełnie nowa sytuacja. Ale najważniejsze, że większość ludzi, którzy byli w Renault w najlepszych czasach, ciągle tu jest. Właśnie z nimi spędzam najwięcej czasu" - opowiadał Kubica.
Testy w Walencji znów przyciągnęły na tor tysiące kibiców, mimo że największa gwiazda tego wydarzenia - Michael Schumacher - miał we wtorek dzień przerwy. Jeździł tylko na... rowerze. Jego wyprawa na przejażdżkę w towarzystwie prywatnego fizjoterapeuty Kaia Schnapkego nie mogła umknąć uwagi reporterów. Obecność w Walencji całego teamu medycznego siedmiokrotnego mistrza świata - poza Schnapkem jest z nim także lekarz Johannes Peil - wzbudziła obawy komentatorów. Wprawdzie 41-letni Niemiec zapewnia, że czuje się jak młodzieniaszek, a po kontuzji szyi nie ma już śladu, ale szepty i tak nie cichną. W dzisiejszych testach Schumacher spróbuje sił m.in. ze starym rywalem Fernando Alonso i aktualnym mistrzem świata Jensonem Buttonem (obaj zaczną testowanie dopiero dziś). Jutrzejszych testów niecierpliwie oczekują w całej Rosji - po raz pierwszy bolidem F1 będzie jeździł kolega z Teamu Kubicy Witalij Pietrow. Ciekawe, czy szerszeń to wytrzyma.