Atmosfera radosnego oczekiwania, jaka poprzedzała start sezonu Formuły 1, zamieniła się w rozczarowanie. "Wyścigi rozgrywane według nowych zasad są nudne" - można przeczytać w prasie całego świata po GP Bahrajnu.

Nigdy nie brakowało osób, dla których półtoragodzinne śledzenie ryczących maszyn znane jako Formuła 1 to synonim nudy. Tym razem jednak mowa o opinii pasjonatów tego sportu.

Wszystkiemu winien wprowadzony po raz pierwszy od 1993 roku zakaz tankowania w trakcie GP. Samochody ruszają do wyścigu z 200 litrami paliwa. Cały suspens miał tkwić w wyborze strategii pit stopów na zmianę opon. Tak się jednak złożyło, że większość teamów wybrała podobnie i bolidy po prostu toczyły się do mety - w miarę wypalania paliwa coraz szybciej, ale w tej samej kolejności. Kierowcy skupili się na oszczędzaniu opon i paliwa do mety. Gdyby nie awarie czy rażąco niski poziom jazdy kilku nowicjuszy, wyprzedzania by nie było.

Francuski dziennik sportowy L’Equipe napisał, że GP Bahrajnu zostało jednogłośnie określone jako śmiertelnie nudne. Cytowany przez niemiecki Bild ojciec kierowcy Force India Adriana Sutila powiedział, że następnym razem weźmie na tor coś do czytania. Akurat Sutil ma pewne zasługi w uatrakcyjnieniu widowiska, bo zaraz za startem spowodował stłuczkę z Robertem Kubicą, przez co obaj ze środka spadli na koniec stawki.

"Piorunujące zwycięstwo dubletu Ferrari nie było w stanie zaciemnić ogólnej nudy, jaką wiało z rywalizacji. Przypominający procesję wyścig wrócił do życia, dopiero kiedy u lidera Sebastiana Vettela pojawiła się awaria wydechu" - napisano w dzienniku Guardian z Wielkiej Brytanii.

Wyścigów nie były w stanie rozruszać nawet błyskawiczne pit stopy, bo były zbyt krótkie, żeby zachwiać kolejnością na torze: "Większość kierowców zjechała na pit lane tylko raz i spędziła większość wyścigu, gadając z inżynierami przez radio o idealnym balansie między zużyciem opon a poziomem spalania" - narzekano w Guardianie.

Rzeczywiście nie brzmi to zbyt pasjonująco. W każdym razie dla nikogo poza mechanikami pasjonatami. Tym, na co czekają kibice, jest wyprzedzanie. Paradoksalnie zakaz tankowania, podobnie jak większość zmian w przepisach wprowadzanych przed Międzynarodową Federację Samochodową (FIA), miał służyć uatrakcyjnieniu widowiska. GP Bahrajnu pokazało, że skutek będzie wręcz przeciwny.

Jeszcze głośniej niż prasa komentuje się sprawę w teamach. Kubica przed wyścigiem mówił: - Z naszego punktu widzenia zakaz wywraca całą rywalizację do góry nogami, ale z punktu widzenia widzów wyścigi staną się po prostu jeszcze bardziej nudne. To, co przewidywał Polak, sprawdziło się idealnie. Najlepszym dowodem jest opinia Michaela Schumachera. - Wyprzedzanie było praktycznie niemożliwe, chyba że ktoś zrobił błąd. Tylko na takie akcje możemy liczyć przy tego rodzaju strategii - mówił siedmiokrotny mistrz, który w najlepszych czasach wiele razy brawurowo mijał rywali. W Bahrajnie udało mu się na starcie wyprzedzić Marka Webbera z Red Bulla i wskoczyć na 6. miejsce, na którym dojechał do mety.

Dwaj mistrzowie świata Hamilton i Jenson Button jeżdżący w McLarenie byli rozżaleni wynikami (odpowiednio 3. i 7. miejsce). Mimo dobrych prędkości na prostych tkwili za innymi kierowcami. - Dogoniłem Schumachera i musiałem jechać za nim do końca. Nie możesz się zbliżyć, tracisz docisk, przyczepność. Nie ma kontroli trakcji, więc nie można szybko wyjść z zakrętu. To nie tak jak za dawnych czasów - skarżył się Button.

Alain Prost, legendarny kierowca, czterokrotny mistrz świata, który doskonale pamięta dawne czasy, twierdzi, że teamy nauczą się ciekawszej jazdy w nowych warunkach: - Kierowcy nigdy z tym nie eksperymentowali, więc są skołowani. Przyzwyczają się.

Ludzie, których byt zależy od nowych przepisów, są bardziej kategoryczni.

Martin Whitmarsh z McLarena zaproponował wprowadzenie obowiązkowego drugiego pit stopu. Kierowcy wtedy mniej baliby się o opony i zaczęli ryzykować.

Nick Fry, jeden z szefów Mercedesa, także uważa, że trzeba działać. - Byłoby źle, gdybyśmy nie zareagowali. Musimy spojrzeć na stronę techniczną i sportową i razem z FIA zastanowić się, co możemy zrobić. Najważniejsi są kibice, którzy płacą za wyścigi. Jesteśmy im winni dobry show.























Reklama