Ryszard Opiatowski, Rafał Kazimierczak: Coraz więcej ludzi mówi, że Robert już w tym sezonie może być mistrzem świata. Podziela pan tę opinię?
Artur Kubica: Teoretycznie ma na to szanse, ale zadanie jest bardzo trudne. Ferrari dysponuje jednak lepszym bolidem, czego może aż tak wyraźnie nie widać w punktacji. Znamienne jest to, że po jednej trzeciej sezonu Robert nie traci zbyt wielu punktów do lidera, dlatego nie można wykluczyć żadnego rozwiązania. Także tego, że mistrzem zostanie już teraz. Przede wszystkim chciałbym jednak, żeby czterej kierowcy znajdujący się na czele klasyfikacji generalnej do końca walczyli o tytuł.
Dlaczego w tym roku wyniki Roberta są znacznie lepsze niż w poprzednim?
Zmienił się jego inżynier wyścigowy, który był kluczową postacią jeżeli chodzi o niepowodzenia syna w ubiegłym sezonie. Z nowym inżynierem młody dużo lepiej się dogaduje. Nie jest wcale szybszy niż w poprzednim roku, ale ma lepiej przygotowany bolid i więcej doświadczenia.
I według szefa zespołu Mario Theissena jest bardziej otwarty i pewny siebie.
Jego podejście do wyścigów jest niezmienne. Ale z pewnością możliwości ma większe dzięki dobrej współpracy z inżynierem. Jest bardziej wyluzowany, bo współpraca z zespołem lepiej się układa.
Czy dzięki temu panu udaje się częściej rozmawiać z synem?
Nic się nie zmieniło, jego telefon najczęściej milczy, a widzimy się nawet rzadziej niż w poprzednim sezonie. W tym roku spotkaliśmy się raz, kiedy Robert wpadł na chwilę do Polski. Na wyścigi nie jeżdżę, mam sporo obowiązków, a młody nie lubi, jak mu się przeszkadza w pracy.
Może wybierze się pan na wyścig jako kibic?
Tak zamierzam zrobić w sierpniu, gdy pod Budapesztem odbędzie się Grand Prix Węgier. Nie tylko sam jadę, ale organizuję wyjazd dla większej grupy kibiców. Na stronie www.f1portal.pl sprzedajemy bilety na wyścigi, produkty BMW i organizujemy wyjazdy na Grand Prix. Zachęcam wszystkich, by pojechać z nami na Węgry. Mamy dobrą ofertę z noclegami, wyżywieniem i biletami na trybuny. Ja będę szefem wycieczki.
No i może zobaczy pan na żywo zwycięstwo syna. Hungaroring jest jednym z ulubionych jego torów.
Wszyscy mówią, że Robert będzie tym kierowcą, który przerwie dominację Ferrari i McLarena. Ja też tak typuję. Ale te dwa zespoły nadal są szybsze, choć na niektórych torach ten dystans maleje. I Hungaroring jest takim obiektem, który powinien sprzyjać Robertowi.
Mówi się, że Robert, Fernando Alonso, Lewis Hamilton i Kimi Raikkonen to najbardziej uzdolnieni kierowcy w stawce F1. Zgadza się pan z tym?
Też uważam, że to jest ta czwórka kierowców, która robi różnicę. Widać to nawet w osiągnięciach wewnątrz poszczególnych zespołów.
No właśnie, wreszcie widać, że Robert jest lepszy od kolegi z zespołu, Nicka Heidfelda. Ale dla BMW Sauber to może być problem, bo zakusy na Polaka mają inne zespoły.
Robert nie zmieni zespołu w przyszłym sezonie, bo BMW go nie puści. To Niemcy decydują, czy Robert będzie jeździł w ich zespole i chcą go zatrzymać. Z dużym prawdopodobieństwem można też powiedzieć, że jego partnerem pozostanie Heidfeld. Nick się pozbiera, ale nie na tyle, by zagrozić supremacji Roberta w zespole.
Nie lepiej byłoby zmienić zespół na taki, w którym szansa walki o mistrzostwo świata byłaby większa? Gwarantuje to Ferrari.
Może wcale nie trzeba jeździć w Ferrari, żeby wygrać mistrzostwa świata. Zdobyć tytuł z BMW to jest wyzwanie, a Robert lubi wyzwania. Poza tym nie wiadomo, które teamy będą mocne w przyszłym sezonie, bo czekają nas rewolucyjne zmiany konstruktorskie. Zespoły będą jeździć z dużo mniejszym dociskiem aerodynamicznym, o jakieś 40-50 procent. Pojawią się opony typu slick. Wprowadzony zostanie KERS, czyli system odzyskiwania energii, no i zlikwidowane zostaną koce do rozgrzewania opon. Dla Roberta te zmiany będą korzystne.
Możemy więc liczyć na jeszcze większe emocje. A już teraz mnóstwo ludzi emocjonuje się wyścigami z udziałem Roberta. Gdy syn przyjeżdża do Krakowa, może pan wyjść z nim spokojnie do miasta?
Jest to trudne. Robert jest natychmiast rozpoznawalny. Polacy potrzebują kolejnego bohatera, a Formula 1 jest dobrym miejscem do kreowania bohaterów.
Robert jest już bohaterem narodowym? Ostatnio pojawił się na okładce jednego z magazynów w towarzystwie Lecha Wałęsy i Jana Pawła II. Jak pan to odebrał?
Było miło. Robert jest rozpoznawalny prawie na całym świecie, nawet w egzotycznych dla nas miejscach, z czego ludzie często nie zdają sobie sprawy. Formułą 1 pasjonują się wszędzie, więc mogę powiedzieć, że w pewnym stopniu Robert jest wizytówką Polski.
A jak pan odbiera to, co się dzieje wokół syna?
Taki był nasz cel, by dostać się do Formuły 1. Czasami ta popularność przeszkadza, zwłaszcza Robertowi, który nie lubi szumu wokół siebie. Ale potrafi znaleźć się w tym światku i to jako twardziel, a nie playboy. Mimo że gdy jeździ się w F1, nie da się normalnie funkcjonować. Kierowcy są trybikami w maszynie, w której nie ma czasu na zwykłe życie. Dlatego ja najmilej wspominam okres, gdy Robert jeździł w kartingu. Widywaliśmy go wtedy znacznie częściej. Teraz nie ma czasu na nic innego poza ściganiem, testami i spotkaniami PR.
Ale chyba pan nie żałuje?
Oczywiście, że nie. Formuła 1 była naszym celem. Planowaliśmy kolejne kroki. Nie ukrywam, że Robert był dobrze prowadzony jako młody chłopak. W odpowiednim czasie startował w odpowiednich seriach. Kluczowym momentem był wyjazd w wieku 13 lat do Włoch i zakończenie rywalizacji w Polsce, która już nic mu nie dawała. To był idealny moment, by spróbować czegoś nowego.
Brał pan pod uwagę, że może się jednak nie udać?Formuła 1 rzeczywiście była czymś odległym, ale jest wiele serii wyścigowych, w których młody mógłby rywalizować. W wieku 16 lat, gdy trzeba było wybrać między sportem a nauką, wybraliśmy sport. Już wtedy było wiadomo, że Robert będzie kierowcą zawodowym.
Kto zadecydował?
W tym wieku to już młody bardziej decydował o sobie.
Podobno żeby być wybitnym kierowcą wyścigowym, potrzebna jest odrobina szaleństwa. Robert ma ją w sobie?
Od początku, czyli gdy miał pięć lat, było wiadomo, że ma predyspozycje do ścigania. Dużo jeździł i nabrał wiele umiejętności, które są obce przeciętnemu kierowcy, a dla niego są naturalne. Pewnie gdyby go zapytać, dlaczego jeździ tak szybko, nie potrafiłby powiedzieć. Poza tym ma twardy charakter, wszelkie emocje nie powodują rozgrzania głowy. Dzięki temu syn nie spala się psychicznie. Nawet te negatywne emocje powodują, że jest jeszcze bardziej zdeterminowany.
Kiedy więc będzie mistrzem świata?
W przyszłym roku, mam nadzieję.