Sytuacja powoli zaczyna przypominać wydarzenia z Tunezji i Egiptu. Protestujący żądają dymisji premiera Chalifa ibn Salman Al-Chalifa, który szefem rządu jest od 30 lat.

Reklama

Władze F1 są poważnie zaniepokojone tym co dzieje się w Bahrajnie. "Zagrożenie jest oczywiste. Gdyby chcieli zyskać światowy rozgłos, byłoby to niesłychanie łatwe. Wystarczy, że ktoś dostanie się na start i już pokażą go wszystkie telewizje świata" - mówi Bernie Ecclestone.

Tydzień wcześniej przed Grand Prix Bahrajnu na tym samym obiekcie odbędą się ostatnie testy. "Do tej pory nie mieliśmy tu żadnych problemów, ale świat się zmienia, nie wiadomo, co nas czeka" - martwi się Ecclestone.