Binotto jednak ostrzega przed zbyt wielkim optymizmem z tym związanym, a dotyczącym osiągów.

Nie sądzę, aby spodziewany pewien wzrost mocy jednostki przełożył się natychmiast na osiągi. Ale i tak myślę, że będziemy mieli powody do zadowolenia - przyznał Binotto.

Reklama

Po przerwie letniej Grand Prix Belgii będzie ostatnim wyścigiem, podczas którego można wprowadzić modernizację elektroniki i baterii w bolidach. Od 1 września - jak zdecydowała FIA - nie będzie to już możliwe. Wcześniej od 1 stycznia 2022 zablokowano możliwość wprowadzania zmian m.in. w bloku silnika, turbosprężarce i układzie wydechowym.

Jednostki napędowe obecnie stosowane w F1 mają bez większych zmian być używane w F1 do końca sezonu 2025. Nowe rewolucyjne regulacje dotyczące silników FIAzapowiada od sezonu 2026.

Silniki Ferrari stosowane w tym roku sprawiają sporo problemów. Awarie jednostki spowodowały, że Leclerc, który był liderem na początku sezonu, spadł w klasyfikacji generalnej na drugą lokatę i już traci do prowadzącego Holendra Maxa Verstappena z Red Bulla 80 pkt. Sainz jest piąty, mając 102 pkt straty do lidera.

Także w klasyfikacji konstruktorów Ferrari jest na drugiej pozycji, lider Red Bull zgromadził o 97 pkt więcej.

Binotto nie kryje, że zmodernizowane silniki mają w drugiej części sezonu umożliwić kierowcom teamu zniwelowanie przewagi punktowej, jaką dotychczas wypracował lider cyklu Verstappen. Jeżeli w Belgii i w następnych wyścigach GP na początku września w Holandii i we Włoszech to się nie uda, to szansę walki o tytuł z Red Bullem spadną praktycznie do zera.