Taki układ trasy spowoduje prawdopodobnie, że triumfatora Tour de France wyłoni właśnie trudna, 35-kilometrowa "czasówka". W ostatnich latach ostatni etap był już formalnością dla lidera wyścigu, a walka toczyła się tylko o ostatnie zwycięstwo etapowe.
Będzie to zakończenie przypominające wydarzenia sprzed ćwierćwiecza, gdy Amerykanin Greg Lemond odwrócił losy klasyfikacji podczas końcowej jazdy na czas wyprzedzając lidera Francuza Laurenta Fignona i zapewniając sobie triumf w końcowej klasyfikacji wyścigu w 1989 roku z przewagą ośmiu sekund. Przed czasówką Francuz miał 50 sekund przewagi nad Lemondem, na ostatnim etapie zajął trzecie miejsce, 58 sekund za amerykańskim kolarzem.
Jak zdradzili organizatorzy ostatni etap wyścigu w 2024 roku będzie "czasówką" o górskim charakterze. Kolarze wystartują z Monako, pokonają przełęcz Turbie (ponad 8 km podjazdu przy średnim nachyleniu 5,6 procent) i skierują się na Col d'Eze (1,6 km, 8,1 proc.) skąd do mety na słynnej Promenade des Anglais w Nicei będzie 17 kilometrów, w większości prowadzących w dół.
Ujawniono także trochę szczegółów dotyczących przedostatniego etapu, dedykowanego "góralom" i wzorowanego na królewskim etapie tegorocznego wyścigu Paryż-Nicea, który wygrał Słoweniec Tadej Pogacar. Trasa długości 132 kilometrów prowadzić będzie przez Col de Braus (10 km, 6,6%), Turini (20,7 km, 5,7%) i Colmaine (7,5 km, 7,1%) z metą na Col de la Couillole (15,7 km, 7,1 %).