Anwil przegrywał z Legią przez całe spotkanie. Gonił od połowy pierwszej kwarty i dogonił na 6 sekund przed końcem. Błysk geniuszu Jamesa Bella pozwolił na doprowadzenie do dogrywki. W niej Bell zaczął świetnie i wydawało się, że w pierwszym meczu półfinałowym włocławianie utrzymają przewagę parkietu w tej serii. Wówczas bohaterem zapragnął zostać jednak zawodnik Legii Robert Johnson, którego rzut o tablicę z 10. metra był ozdobą meczu. Po nim gospodarze nie odzyskali już rezonu.

Reklama

Kibice tłumnie zgromadzeni w Hali Mistrzów winą za porażkę swoich zawodników obarczyli sędziów, których decyzje, m.in. o faulu w ofensywie Bella, były według nich mocno kontrowersyjne. Anwil nie przegrał jednak w środę przez arbitrów, ale przez nieskuteczność i niewykorzystywanie czystych pozycji. Dość powiedzieć, że gospodarze trafili 7 na 29 rzutów za trzy, a wiele prób było z naprawdę dogodnych pozycji.

Trener Legii Kamiński podziękował włocławskim kibicom za stworzenie atmosfery święta koszykarskiego.

Niewiele brakowało, a byśmy ten mecz przegrali. W dogrywce był moment, że wkradły mi się złe myśli. Wielkie brawa dla zawodników, że to wytrzymali - powiedział szkoleniowiec Legii.

Reklama

Mówiąc o rzucie Johnsona, podkreślał klasę tego zawodnika i jego możliwości.

Nic jeszcze w tym sezonie nie wygraliśmy. Dopiero przeszliśmy ćwierćfinał i jeden mecz w półfinale. Jakoś specjalnie nie buduje się mentalu zespołu. Zawodnicy po prostu muszą wierzyć w swoje możliwości. Im później rzuty są oddawane, tym więcej bazuje się na automatyzmie, na tym, co wypracowało się na treningach - podkreślił szkoleniowiec gości. Dodał, że nie brał czasów w dogrywce, bo "trzeba mieć do zawodników zaufanie".

Pytany o znaczenie grania dość wąską rotacją w perspektywie całej serii, Kamiński odpowiedział, że "może to mieć znacznie. Zależy, ile tych meczów zagramy - dodał.

Reklama

Podkoszowy Dariusz Wyka podkreślił, że był to niezwykle wyrównany mecz. Sypały się iskry na boisku. Gospodarze doprowadzili do dogrywki, ale my się nie poddaliśmy - mówił.

Najskuteczniejszy w Legii w środę był Johnson - 22 pkt. W Anwilu 23 "oczka" rzucił Bell.

Trener Anwilu Przemysław Frasunkiewicz zwrócił uwagę na zły początek meczu jego zespołu.

W obronie, ogólnie rzecz biorąc, realizowaliśmy nasze założenia, ale kilka błędów się wkradło np. przy prostych penetracjach Rahkmana w prawo. W dogrywce wdarło się trochę nonszalancji i przez to niestety przegraliśmy - powiedział Frasunkiewicz.

Dodał, że nie widział nieczystych zagrań gości. Legia nas pokonała — grając w koszykówkę. Po prostu - ocenił.

Gracz gospodarzy Marcin Woroniecki podkreślił, że to zawodnicy Legii zachowali w dogrywce więcej zimnej krwi, a jego zespół mając przewagę w dogrywce mógł zagrać spokojniej. Odpoczywamy i za dwa dni chcemy odnieść pierwsze zwycięstwo w półfinale - dodał.

Rozgrywający Anwilu Kamil Łączyński doznał groźnie wyglądającej kontuzji. Nie jest jeszcze jasne, czy będzie mógł wrócić już na kolejny mecz.

Drugie spotkanie w serii do trzech zwycięstw odbędzie się w piątek we Włocławku.

Anwil Włocławek - Legia Warszawa 79:83 (14:22, 19:16, 19:18, 16:12, dogr. 11:15)
Stan rywalizacji play off (do trzech zwycięstw) 1-0 dla Legii. Drugie spotkanie w piątek o godz. 17.30 także we Włocławku
Anwil Włocławek: James Bell 23, Jonah Mathews 16, Luke Petrasek 13, Ziga Dimec 8, Szymon Szewczyk 6, Kyndall Dykes 6, Kamil Łączyński 4, Marcin Woroniecki 3, Michał Nowakowski 0
Legia Warszawa: Robert Johnson 22, Jure Skific 11, Raymond Cowels III 11, Muhammad-Ali Abdur-Rahkman 10, Grzegorz Kulka 7, Adam Kemp 7, Grzegorz Kamiński 6, Dariusz Wyka 6, Łukasz Koszarek 3