Zazwyczaj program kręcony jest w lesie w Australii, ale ze względu na pandemię koronawirusa tym razem uczestnicy zostaną zamknięci w zamku Gwrych w północnej Walii. Jednym z uczestników będzie Farah, który w dorobku ma osiem medali mistrzostw świata (w tym sześć złotych) i sześć mistrzostw Europy. Uczestnicy - w najlepszym przypadku - spędzą zamknięci w zamku trzy tygodnie, ale wcześniej musieli przejść dwutygodniową kawarantannę.
Władze brytyjskiego związku obawiają się, że Farah na pięć tygodni wypadnie z treningu, co w obliczu jego startu w przyszłorocznych igrzyskach olimpijskich w Tokio może mieć zły wpływ na jego dyspozycję.
"Wiem, że wiele ludzi zaskoczę swoją decyzją, bo nikt nie spodziewa się, że mógłbym wziąć udział w takim programie. Wszyscy kojarzą mnie tylko z bieganiem i wygrywaniem, a ja teraz chcę pokazać się z innej strony. Chcę też sprawdzić się w czymś innym" - skomentował Farah, który w Tokio chce walczyć o trzeci złoty medal olimpijski na dystansie 10 000 m.
"To jest decyzja, która może się bardzo źle skończyć. Dla mnie, jako osoby odpowiedzialnej za marketing w związku, udział Mo w takim programie jest oczywiście czymś cudownym, ale jeśli wziąć pod uwagę czysto sportowe konsekwencje, może to mieć niestety bardzo złe skutki" - skomentowała członkini zarządu brytyjskiej federacji Jo Coates.
Sam Farah zapewnia, że będzie regularnie ćwiczyć. "Bo nie wyobrażam sobie dnia bez treningu" - podkreślił. Wydaje się, że możliwości do tego będą jednak mocno ograniczone.
W trakcie show uczestnicy muszą wypełniać różne zadania, w tym jeść m.in. żyjące pająki, robaki itd. "Doskonale zdaję sobie z tego sprawę i sam jestem ciekaw, jak właśnie na takie wyzwania zareaguję" - podkreślił.