Na śniadaniu zabrakło z różnych powodów Kamili Chudzik, Tomasza Majewskiego, Piotra Małachowskiego i Sylwestra Bednarka. Była za to pozostała czwórka gwiazd, ich trenerzy i kierownictwo PZLA.

Posiłek był raczej lekki, podano zielone szparagi z szynką wiejską, jajecznicę ze szczypiorkiem, a na deser kokosowe ciasto. Z menu nie był zadowolony Szymon Ziółkowski, który narzekał, że posiłek nie jest zbyt treściwy i sam sobie takiego śniadania na pewno by nie zaserwował. Po krótkich żartach przyszła pora na konkrety.

Reklama

"Nie pamiętam, aby wcześniej po lekkoatletycznych mistrzostwach świata szef rządu spotykał się z medalistami, choć z tą dyscypliną związany jestem od wielu lat. Nawet po Edmonton w 2001 roku, kiedy to zawodnicy wywalczyli pięć medali, taka sytuacja nie miała miejsca. To najlepszy prezent na 90-lecie PZLA, jaki mogliśmy sobie wymarzyć" - powiedział prezes PZLA Jerzy Skucha.

Wypada więc zadać pytanie: co z tego spotkania wyniknie? Mirosław Drzewiecki i premier Tusk podpinają się pod sukces naszych lekkoatletów, a tak naprawdę nie robią dla nich nic. Premier to sympatyk piłki nożnej i w kontekście zbliżających się mistrzostw Europy w Polsce liczy się dla niego głównie ta dyscyplina sportu.

Reklama

"Rozwój lekkiej atletyki uzależniony jest od wielu czynników. To nie jest futbol, że wystarczą dwie bramki, piłka i można kopać. Nasza dyscyplina składa się z kilkudziesięciu konkurencji. Potrzebne są tartanowe bieżnie, skocznie, rzutnie. W zimie też trenujemy i startujemy, a więc potrzebne są hale" - mówił kapitan polskiej reprezentacji Ziółkowski.

Na dzień dzisiejszy w Polsce nie ma ani jednego stadionu, na którym można zorganizować imprezę rangi mistrzostw świata czy nawet mistrzostw Europy seniorów. Nasz najlepszy w tej chwili obiekt lekkoatletyczny to stadion bydgoskiego Zawiszy mogący pomieścić 20 tysięcy widzów. Jedyne, co może się tam odbyć, to mistrzostwa Polski, jakiś mityng lub mistrzostwa świata juniorów. Bydgoszcz to miasto zamieszkiwane przez 350 tysięcy osób. Dlaczego bieżni tartanowej nie może być na nowo budowanych stadionach w Warszawie, Gdańsku lub Wrocławiu?

"Euro to Euro, piłka to piłka, lekkoatletyki w to nie mieszajmy" - odparł minister Drzewiecki.

Reklama

Bieżnia powstanie być może w Chorzowie, na modernizowanym Stadionie Śląskim.

"Rzeczywiście, w 2011 roku na śląskim gigancie będzie tartan" - powiedział dyrektor obiektu Marek Szczerbowski. Ale pal licho wielkie stadiony. "Mało kto wie, że w Warszawie nie ma gdzie trenować" - żalił się prezes Skucha.

Jeśli chodzi o hale, to w Polsce jest tylko jedna w miarę nadająca się do treningów. To obiekt w Spale, gdzie na trybunach upchnie się może tysiąc osób. O żadnych zawodach międzynarodowych nie ma mowy, nie nadaje się do tego bieżnia. Ktoś kiedyś nie pomyślał i wybudowano za ostre wiraże. Teraz jest podobno plan ich przebudowy.

Zawodnicy zgłosili swoje postulaty, a minister, jak to minister, obiecał złote góry.

"Powstaną lekkoatletyczne orliki z pełnowymiarową bieżnią. Przynajmniej po jednym w każdym województwie" - zapewniał Drzewiecki.

"W swojej kilkudziesięcioletniej karierze szkoleniowca słyszałem już tysiące takich zapewnień i rzadko kiedy któreś z nich zostało zrealizowane" - powiedział Henryk Olszewski, trener mistrza olimpijskiego w pchnięciu kulą Tomasza Majewskiego.

Tak samo będzie i tym razem. Nie ma bowiem żadnych podstaw, aby liczyć na jakiekolwiek zmiany. Mistrz olimpijski w skoku przez konia Leszek Blanik podczas treningu nadal musi otwierać drzwi od za małej sali, w której ćwiczy, aby wziąć rozbieg z korytarza. Gdzie obiecane po sukcesach pływaków olimpijskie baseny?

Nie oszukujmy się, minie miesiąc, a o obietnicach nikt poza oszukanymi po raz kolejny sportowcami nie będzie pamiętał. A lekkoatleci jakoś sobie poradzą. Przywieźli z Berlina osiem medali, więc z infrastrukturą i warunkami do treningu nie może być przecież tak źle, jak mówią...