Poza Powellem i Gayem byli też Christian Cantwell, Primoż Kanter, Jarosław Rybakow, Melaine Walker i wiele innych wielkich postaci światowej lekkoatletyki. Niewiele brakowało, a w Szczecinie wystartowałaby nawet wielokrotna rekordzistka świata w skoku o tyczce Jelena Isinbajewa. Mimo że Rosjanka nie uwzględniła tego występu w swoich planach na ten rok, to była skłonna przyjechać. Rozmyśliła się w ostatniej chwili.

Reklama

Oczywiście na starcie stanęły prawie wszystkie największe gwiazdy polskiej lekkoatletyki, z Tomaszem Majewskim, Szymonem Ziółkowskim, Piotrem Małachowskim, Anną Rogowską i Moniką Pyrek na czele. Zabrakło tylko powracającej po kontuzji Anity Włodarczyk.

"Ściągnięcie gwiazd takiego formatu wymagało od firmy Strauss Cafe wielkich starań. Pamiętajmy, że konkurujemy z wielkimi mityngami. Kilka dni wcześniej w Salonikach odbył się finał Grand Prix, zaraz jest bardzo prestiżowy mityng w Szanghaju. Bardzo trudno jest nakłonić tych najlepszych do przyjazdu do nas" - mówi nam Artur Partyka, wicemistrz olimpijski w skoku wzwyż.

Aby umilić pobyt w Polsce Powellowi, organizatorzy, w tajemnicy przed zawodnikiem, sprowadzili jego dziewczynę, miss Jamajki. Ale oczywiście magnesem przyciągającym gwiazdy są pieniądze. Duże. Tomasz Majewski za drugie miejsce w Salonikach w konkursie pchnięcia kulą zarobił 20 tys. dolarów, zwycięzca Amerykanin Christian Cantwell - 30 tys. "My musieliśmy największym gwiazdom zapłacić porównywalne kwoty. Najwięcej oczywiście Powellowi i Gayowi. Ile? Kilkadziesiąt tysięcy euro" - zdradza nam Jacek Kazimierski, prezes firmy organizującej mityng.

Reklama

Honoraria zawodników stanowią ponad połowę budżetu imprezy. Ten zaś w większości zapewniła firma zarządzana przez Kazimierskiego. Miasto Szczecin, gdzie odbył się ostatni mityng, przekazało 600 tys. złotych. W tej kwocie zawierają się wpływy z biletów, które zapewne nie przekroczyły 100 tys. Organizatorzy ustalili bowiem bardzo przystępne ceny biletów - 15 i 30 zł, a stadion im. Wiesława Maniaka może pomieścić zaledwie 4 tysiące widzów. Dla porównania - bilety na mecz piłkarskiej reprezentacji Polski z Irlandią Płn. kosztowały od 40 do 220 zł.

Wtorkowa impreza odbyła się po raz dziesiąty. Od kilku lat są to najbardziej prestiżowe zawody lekkoatletyczne, jakie rozgrywane są w Polsce. Szybko przebiły nawet Memoriał im. Janusza Kusocińskiego, który ma o wiele dłuższą tradycję. Koszty rosną jednak proporcjonalnie do klasy sportowców. Producent kawy od 2002 roku wydał na swoje mityngi już kilkanaście milionów złotych. "To spory wysiłek dla firmy średniej wielkości, jaką jesteśmy. Ale taką przyjęliśmy politykę wizerunkową, a w sponsoringu najważniejsza jest konsekwencja. A co chcemy przez to osiągnąć? Oczywiście promować firmę i markę. Promujemy Polskę i zdrowy tryb życia. Jest to też projekt spójny pod względem marketingowym. Odbiorcy postrzegają naszą kawę jako produkt, który dostarcza energii" - wyjaśnia Kazimierski.

Pytanie, dlaczego firma postawiła akurat na lekkoatletykę. 4,2 mln złotych wydanych na jednodniową imprezę to ponad połowa rocznego budżetu najbiedniejszych klubów ekstralasy - Ruchu Chorzów i Polonii Bytom. A przecież rozgrywki piłkarskie gwarantują obecność w mediach przez prawie cały rok. "To prawda, uznaliśmy jednak, że dla wizerunku naszej firmy korzystniejsze jest utożsamianie jej z takimi kibicami, jacy oglądają zawody lekkoatletyczne, a nie atmosferą panującą podczas meczów piłkarskich. Ale wcześniej rozważaliśmy różne opcje, między innymi sponsorowanie biatlonu" - przyznaje prezes, który znany jest ze swojego zamiłowania do w królowej sportu. W 2005 roku kandydował na prezesa Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. W wyborach przegrał z Ireną Szewińską.