Wiele osób powtarza, że w kontekście przyszłorocznych igrzysk w Tokio kluczowe będzie zapewnienie sportowcom z różnych krajów równych szans na udział w tej imprezie. Uważa pan, że - obserwując obecną sytuację zdrowotną - to warunek realny do spełnienia?

Reklama

Adam Krzesiński: Myślę, że jest to możliwe, bo pandemia dopadła wszystkich równo. Oczywiście, w różnym czasie to się działo w przypadku poszczególnych kontynentów, ale stopień wpływu na życie społeczne jest podobny. Trochę mniejszy w jednych krajach, trochę większy w innych, ale generalnie świat się na jakiś czas zamknął i nie było wówczas możliwości realizowania przygotowań i szkolenia. W tej chwili się powoli otwiera. Mamy jeszcze do igrzysk prawie rok i cały świat ma równe szanse przygotować się do nich.

Nie wszyscy zawodnicy jednak w tym samym czasie mogli wrócić do treningu...

Niektóre kraje są bardziej nastawione na przygotowania do igrzysk, bardziej im zależy na tym, by ich reprezentacje wypadły jak najlepiej i tu są te różnice. Ale one wynikają z podejścia do sportu, a nie tyle z sytuacji zdrowotnej. Niezależnie od pandemii różne są systemy przygotowań do rywalizacji olimpijskiej i różne nakłady finansowe przeznaczane na ten cel. Można byłoby powiedzieć, że sportowcy pod tym kątem nie mają równych szans.

MKOl ze względu na przełożenie igrzysk w stolicy Japonii ma wydać dodatkowo 800 milionów dolarów, a łączną kwotę z tym związaną oszacowano na ok. 5-6 miliardów USD. Jakie konsekwencje finansowe z perspektywy PKOl będzie miała zmiana terminu tej imprezy?

Robiliśmy takie analizy. Muszę powiedzieć, że to nie są ogromne pieniądze. Koszty przygotowań i uczestnictwa, które już ponieśliśmy na rzecz komitetu organizacyjnego, zostaną przetransferowane na przyszły rok. Bilety lotnicze, które mieliśmy zarezerwowane na tegoroczne igrzyska, nie były jeszcze wykupione. Dzięki naszemu partnerowi, czyli firmie LOT, te rezerwacje także zostały przeniesione na przyszły rok. A działania, które na co dzień podejmujemy, nie są tak bardzo kosztowne, byśmy mogli powiedzieć, że PKOl niestety poniósł straty finansowe.

Reklama

Dla zobrazowania sytuacji – o jakiej mniej więcej kwocie więc mowa?

Nie chcę rzucać sumami, bo to wszystko jest płynne. Nie jest tak, że już wiemy, jak to wszystko finansowo się ułoży, cały czas coś się dzieje. Cały rok przygotowań jeszcze przed nami, a z tym związane są również jakieś koszty, np. wizyt delegacji PKOl w Tokio. Będziemy musieli od czasu do czasu jeszcze wizytować areny olimpijskie, sprawdzać jak to wszystko wygląda na miejscu pod względem przygotowań do udziału naszej reprezentacji, odwiedzić wioskę olimpijską oraz hotele, które będziemy rezerwować. Zobaczymy na końcu, jakiego rzędu to kwota.

Czy wiadomo już kiedy mogłaby się odbyć pierwsza po ogłoszeniu pandemii wizytacja delegacji PKOl w Tokio?

Na dziś jest to utrudnione, bo Japonia umieściła Polskę na liście krajów, z których osoby po przyjeździe muszą przejść dwutygodniową kwarantannę. Jednak pan ambasador Japonii w Polsce Tsukasa Kawada zapewnił nas, że w sytuacji gdy delegacja narodowego komitetu olimpijskiego jedzie z wizytą do komitetu organizacyjnego w kontekście przygotowań do igrzysk, będzie ona zwolniona z tego obowiązku. Dlatego powoli się szykujemy do niej. Myślę, że pierwsza odbędzie się w październiku lub listopadzie.

Po lipcowej sesji MKOl potwierdzono, że program igrzysk w Tokio zostanie bez zmian i dostępne będą wszystkie obiekty. Mają one jednak być "skromniejsze". Na czym dokładnie miałoby to polegać?

Najprawdopodobniej chodzi o oprawę. Ale generalnie wizja MKOl od lat jest taka, by igrzyska robić skromniej, wykorzystywać w dużej części obiekty już istniejące i ograniczać koszty ponoszone przez organizatorów.

Nie brak głosów, że trudno wyobrazić sobie najważniejszą imprezę czterolecia bez kibiców, ale czy możliwe będzie przyjęcie przez Tokio ogromnej liczby widzów z całego świata? I czy oni sami nie będą się bali brać w niej udziału?

To jest ogromny problem i bardzo trudny temat. Nie ma dziś mądrego na świecie, który mógłby odpowiedzieć jasno i zdecydowanie, jaka będzie sytuacja w przyszłym roku, co się wydarzy i czy kibice będą mogli wziąć udział. Nie wiemy, w jakim kierunku rozwinie się sprawa koronawirusa. Jeśli chodzi o samego ducha olimpijskiego i atmosferę, to ja też sobie nie wyobrażam , by igrzyska odbywały się przy pustych trybunach.

W najgorszym wypadku skutki załagodziłby może nieco fakt, że współcześnie fani mają dostęp do wydarzeń sportowych za pośrednictwem nie tylko tradycyjnych środków przekazu, ale i mediów społecznościowych...

Oczywiście. Igrzyska dotrą więc do ludzi, każdy będzie mógł je sobie obejrzeć na swoim urządzeniu, ale zatraca się w tym wszystkim wówczas duch olimpijski. Generalnie jednym z najważniejszych elementów w sporcie są kibice. Ludzie, którzy chcą oglądać ten sport i przeżywają emocje na żywo. To jest również szalenie ważne dla samych zawodników. Bo zupełnie inaczej się wtedy podchodzi do występu, kiedy ma się dla kogo startować. I nie tylko dla osób siedzących przed ekranami, ale przede wszystkim dla publiczności na trybunach.

Wydaje się jednak, że obecnie same igrzyska w Tokio są poważnie zagrożone. Napływa ostatnio wiele danych sugerujących, że coraz większa liczba Japończyków nie chce, by odbyły się one w przyszłym roku w ich kraju...

Z takimi ankietami jest trochę tak jak z sondażami przed wyborami. Co firma, to inne wyniki. Tu też trochę tak jest. Z jednej strony dostaję informacje, że większość Japończyków nie chce igrzysk, inne badania sugerują, że jednak chcą. Pan ambasador Tsukasa Kawada mówił ostatnio, że tylko 30 procent Japończyków uważa, że te igrzyska nie powinny się odbyć, reszta chce. Więc nie do końca poważnie traktuję takie badania, bo mimo wszystko nie odzwierciedlają one opinii całego społeczeństwa. Z drugiej strony zaś nie każdy mieszkaniec tego kraju zna szczegóły i jest na tyle zorientowany, by w sposób obiektywny ocenić tę sytuację.

Bierze pan pod uwagę taki scenariusz, że Japonia sama zrezygnuje z organizacji igrzysk w przyszłym roku?

Byłoby to bardzo złe, gdyby się one nie odbyły z tego powodu. Byłby to precedens. Przypomnę, że dotychczas odwołano je tylko i wyłącznie ze względu na I i II wojnę światową. Od tego czasu odbywały się i są symbolem pokoju na świecie. Oczywiście, są konflikty regionalne, ale generalnie świat nie jest pochłonięty wojną. Nie chciałbym, żebyśmy przegrali wojnę z koronawirusem.

Podobno jesienią, o ile sytuacja zdrowotna się nie poprawi, MKOl ma zająć się szukaniem alternatywnych sposobów organizacji tych igrzysk. Wie pan coś więcej o tym?

Dotarła do nas informacja, że MKOl pracuje nad alternatywą dla nieodbytych igrzysk w Tokio. Szczegółów jednak nie znam, więc nie jestem w stanie wypowiedzieć się na ten temat.

Rozmawiała: Agnieszka Niedziałek/PAP