Kiedy za zarządzanie drużyną zabrał się komisarz Andrew Andronikou, wyszło na jaw, jak wielkie są długi klubu – wynoszą 100 mln funtów. To w Anglii żadna nowość, bo wiele klubów żyje tam ponad stan. Manchester Utd jest winien wierzycielom 150 mln funtów. Tyle tylko że Czerwone Diabły regularnie rozliczają się z kredytodawcami, a przede wszystkim płacą podatki. Tymczasem dług podatkowy Portsmouth to aż 17 mln funtów, a do końca roku ma już wynosić 21 mln. Gdyby nie wkroczenie zarządu komisarycznego, klub przestałby istnieć. – Dług to normalna sprawa w każdej dużej firmie. A zwłaszcza w klubach, które dopiero kilka lat temu awansowały do Premier League i starają się w niej zadomowić. Wydają ponad stan i nie kontrolują swoich szalonych wydatków – mówi ekspert finansowy z londyńskiego City Drew Barrand.

Reklama

Rachunki Portsmouth są zatrważające. Roczne pensje, które klub musi płacić zawodnikom, wynoszą ponad 50 mln funtów! – Powinny one wynosić 50 – 60 procent obrotów. Teraz wynoszą znacznie więcej. Musimy je zredukować do około 20 – 25 mln – mówi Andronikou.

Działacze Portsmouth jeszcze przed wprowadzeniem zarządu komisarycznego zorientowali się, że klub żyje w świecie finansowej fantazji, a rachunek końcowy zupełnie się nie zgadza. Dlatego w styczniu 2009 r. pozbyli się takich piłkarzy, jak Defoe, Diarra, Crouch, Kranjcar, Distin, Johnsson, Kaboul i Begovic. Na ich sprzedaży klub zarobił kilkadziesiąt milionów funtów i pozbył się obciążenia w postaci gwiazdorskich pensji. Jednak zadłużenie wobec państwa i innych podmiotów nadal rosło.

Dyrektor wykonawczy Portsmouth Peter Storrie twierdzi, że prawdziwe tąpniecie nastąpiło w sierpniu 2009 r., kiedy właściciel klubu Sasza Gaydamak ogłosił, iż chce pozbyć się akcji klubu. – Banki, które pożyczyły nam ogromne sumy pieniędzy, zwariowały po tej deklaracji – mówi.

Reklama

W 2009 r. francuski sąd skazał ojca właściciela Portsmouth Arkadiego Gaydamaka za malwersacje finansowe. Od tej chwili również Sasza stał się niewiarygodny dla bankowców. – Standard Bank i Barclays zażądały natychmiastowej spłaty zadłużenia. Niemal z dnia na dzień musieliśmy znaleźć ponad 50 mln funtów, a jednocześnie zapewnić płynne funkcjonowanie klubu. Wtedy zaczęły sie prawdziwe kłopoty, których kulminację obserwujemy teraz – mówi Storrie.

czytaj dalej >>>



Reklama

Od sierpnia 2009 r. klub miał aż czterech właścicieli: Gaydamaka, Sulaimana Al-Fahima, Ali Al-Faraja oraz Balrama Chainraia. Ten ostatni przejął tereny Fratton Park po tym, jak Al-Faraj pożyczył od niego 17 mln funtów i nie był w stanie ich oddać. Właściciele Portsmouth w ostatnich latach nie byli bowiem w stanie finansować działalności zespołu z własnych pieniędzy. Zadłużali się więc po uszy, deklarując pod zastaw dobra należące do klubu: stadion, tereny wokół Fratton Park, piłkarzy.

Równolegle z problemami finansowymi zaczęły się kłopoty na boisku. Portsmouth zakończyło sezon 2008/2009 na 14. pozycji, a to wiązało się z mniejszymi pieniędzmi z Premier League. Spadek do Championship oznacza dla klubu kompletną zmianę w funkcjonowaniu zespołu. Pierwszy i drugi sezon nie jest jeszcze najgorszy, bo władze najwyższej klasy rozgrywkowej zapewniają tzw. parachute payment, czyli bufor, który ma pomóc klubowi przystosować się do nowej rzeczywistości. Na koniec sezonu Portsmouth dostanie więc około 35 mln funtów.

Andronikou zapewnia, że uratuje Portsmouth przed upadłością. Droga jest długa i kręta. Administrator dostał pozwolenie na sprzedaż piłkarzy poza oknem transferowym. Nadir Belhadj i Kevin Price mają wkrótce odejść do CSKA Moskwa i Sevilli, zapewni to wpływ do klubowej kasy 10 mln funtów.

– Za dwa miesiące wyprowadzimy zarząd komisaryczny z Portsmouth. Znajdziemy drużynie odpowiedniego właściciela – zapewnia Andronikou.

Jeśli do lata kłopoty Portsmouth się nie skończą, klub wystartuje w Championship z dziesięcioma ujemnymi punktami i szybki powrót do Premier League okaże się niemożliwy. Tak jak w przypadku niegdyś wielkich Leeds Utd i Southampton, które z finansowego szczytu spadły na samo dno i nie mogą na ten szczyt wrócić do dziś.