"Czasami każdy piłkarz potrzebuje dostać kopniaka w tyłek" - mówił ostatnio selekcjoner reprezentacji Polski. Tym razem na kopniaka od Beenhakkera załapał się właśnie Kuszczak - pisze "Fakt".

"To jeszcze nikomu nie zaszkodziło, Tomek!" - śmiał się Holender, kiedy wymierzał "karę" bramkarzowi Czerwonych Diabłów. Kuszczak z pokorą przyjął selekcjonerskiego kopniaka i z ochotą zabrał się do kolejnych ćwiczeń. W czasie treningu zwijał się jak w ukropie na zmianę z Arturem Borucem z Celtiku Glasgow i Łukaszem Fabiańskim z Arsenalu Londyn. Zasady rywalizacji między trzema reprezentantami Polski grającymi na co dzień na Wyspach Brytyjskich są czytelne i zaakceptowane przez nich. Bronił będzie ten, który w trakcie zgrupowania udowodni, że jest w najwyższej formie.

Na razie wszyscy trzej idą łeb w łeb. A Beenhakker tylko z zadowoleniem kiwa głową. "Kocham takie problemy, kiedy muszę wybierać spośród piłkarzy najwyższej klasy" - komentuje Leo, mając na myśli kłopoty bogactwa w bramce naszej reprezentacji. Leo Beenhakker to nie tylko znakomity trener, ale również świetny psycholog. Swym słynnym już kopniakiem jeszcze raz pokazał, że wie, jak trafić do każdego zawodnika. Udowodnił, że właśnie on ma decydujące zdanie w każdej kwestii i nikt nie próbuje nawet z nim dyskutować.

Nikt nie ma też do nikogo żadnych pretensji. Nie ma mowy o jakichkolwiek nieporozumieniach pomiędzy bramkarzami w kadrze. A Tomasz Kuszczak może nawet liczyć na dodatkowe względy. Jako jedyny z polskich piłkarzy po treningach nie wraca do hotelu na piechotę, tylko jedzie specjalnym busikiem wożącym sprzęt. A pomiędzy treningami Kuszczak stara się wyciszyć, słuchając muzyki i przeglądając prasę. Praktycznie nie rozstaje się z odtwarzaczem i chodzi cały czas ze słuchawkami na uszach.





Reklama