Gruby, pucułowaty, z twarzy wyjątkowo nieprzyjemny. Głowa aż wylewa się z zapiętej na ostatni guzik koszuli, a złowrogie spojrzenie tylko wzmacnia ogólne wrażenie - dajcie temu człowiekowi grube cygaro, a bez charakteryzacji będzie mógł zagrać Vita Corleone. To Rosjanin Alisher Usmanov, który nie ukrywa, że wkrótce chciałby zostać głównym udziałowcem Arsenalu. Na razie ma 23 procent akcji klubu, na które wydał około 100 milionów funtów. Chętnie sięgnie do kieszeni głębiej, bo jego majątek szacowany jest na 2,7 miliarda funtów. A na coś te pieniądze trzeba trwonić...

Futbol to nowa zabawa rosyjskich oligarchów. Kiedy Roman Abramowicz przejął Chelsea, angielska prasa napisała: „Rosjanie wjechali czołgami na nasze boiska i strzelają rublami”. Teraz może być to ostrzał z dwóch flanek, bo Arsenal wkrótce ma szansę stać się klubem jeszcze bogatszym niż „The Blues”. Nawet bez pomocy Usmanova budżet klubu prezentował się znakomicie - ogłoszono, że roczne przychody wzrosły o 46 procent, aż do 200 milionów funtów. To przede wszystkim efekt przeprowadzki na nowy większy stadion. "Liczby pokazują, że stać nas na bardzo wiele i nie potrzebujemy pomocy nikogo z zewnątrz" - mówili przedstawiciele klubu. Ale, choć nie wszystkim to w smak, ta pomoc z zewnątrz nadeszła właśnie w osobie Usmanova, dobrego znajomego Wladimira Putina.

Kontrowersji jest wiele, bo Rosjanin nie jest postacią kryształową, a wielu kibiców jego pieniądze określa jako brudne. W 1980 roku został skazany na osiem lat więzienia za kilka przestępstw. Jak podają niektórzy - między innymi gwałt, defraudację, szantaż i korupcję. Po sześciu latach wyszedł, a w 2000 roku oczyścił się z zarzutów. Jego prawnicy utrzymują, że Usmanov był więźniem politycznym, napiętnowanym przez ludzi Michaiła Gorbaczowa. Ale Craig Murray, były ambasador Wielkiej Brytanii w Uzbekistanie, stwierdził ostatnio: "W żadnym razie Usmanov nie był więźniem politycznym, to był zwykły gangster, który słusznie spędził sześć lat za kratkami. To kryminalista, który balansował między rosyjską mafią i rosyjskimi służbami specjalnymi w czasach, gdy w tym jednym z najbardziej skorumpowanych regionów świata prywatyzację przeprowadzało się przy użyciu mięśni".

Te słowa dały ludziom do myślenia - czy warto wygrywać za wszelką cenę? Przecież Arsenal umiejętnie prowadzony przez Arsene’a Wengera ma swój urok. Może nie zdobywa mistrzostwa rok po roku, ale radość ze szlifowania piłkarskich brylantów takich jak Cesc Fabregas bywa podwójna. Owszem, można na Emirates Stadium doprowadzić rurociąg z pieniędzmi, ale czy to nie będzie sprzedaż historii klubu ludziom o wątpliwej reputacji? Nie wiadomo przecież, w jaki sposób 54-letni Usmanov, urodzony w Uzbekistanie, stał się krezusem i potentatem na rynku surowców ziemnych, metali, nieruchomości i mediów (niedawno kupił nieprzychylną Kremlowi gazetę „Kommersant”, co było zamknięciem ust opozycji).

O dziwo, z wejścia Usmanova w londyński klub ucieszył się szef FIFA Sepp Blatter. "To świetnie, że tak wielcy biznesmeni chcą inwestować w futbol" - stwierdził Blatter. Na razie głównym udziałowcem Arsenalu (24 procent akcji) jest Danny Fiszman, który zbił fortunę na diamentach. Fortuna fortunie jednak nierówna. Jego cały majątek przy Usmanovie wygląda nędznie - ledwie 200 milionów funtów.







Reklama