Nic dziwnego - kiedy Ebi trafia, Polska wygrywa. Tak było w każdym z dziewięciu meczów, w których strzelał gole. "To zupełnie inna historia niż mundial, inna drużyna, inny trener. Jesteśmy o dwa lata starsi i to doświadczenie musi przynieść sukces" - dodaje Smolarek w DZIENNIKU.

Reklama

Nasz najlepszy strzelec jest w znakomitym humorze. W Bad Waltersdorf wołany przez jednego z polskich dziennikarzy: "Ej! Ebi, chodź tu!", odparł: "Nie <ej>, tylko <proszę, podejdź>".

Poproszony przez niemiecką telewizję o wywiad, powiedział: "Możemy rozmawiać, ale... po polsku".

Nie ma co się dziwić - przecież to właśnie niemieckie media go niszczyły. Smolarek doskonale pamięta, jak nazywano go "Hasch-Bomberem", wypominając fakt, że w jego organizmie wykryto kiedyś ślady marihuany.

Reklama

"Kiedy grałem w Dortmundzie, zdarzały się różne historie. Miałem konflikt z prezydentem klubu. Pamiętam jak strzeliłem gola, a on nawet nie bił brawa. Siedział niewzruszony" - wspominał niedawno Ebi. Ten konflikt zakończył się odejściem Smolarka z Dortmundu.

"Dzisiaj już zupełnie się tym nie przejmuję, to tylko historia, która nie ma wpływu na teraźniejszość. Naprawdę ważne było tylko to, że dwa lata temu przegraliśmy z Niemcami i to po bramce w ostatniej minucie meczu. Czegoś takiego nie da się zapomnieć. W Niemczech wymyślali głupoty na mój temat, dokuczali mi, teraz żyję w Hiszpanii i jest mi lepiej. Zresztą właśnie liga hiszpańska była moim marzeniem, a nie Bundesliga" - tłumaczy nasz reprezentant. "Hiszpańska prasa jest lepsza od niemieckiej. Nie czepiają się mnie, nie przekręcają moich słów. Może dlatego, że nie mówię po hiszpańsku i nie udzielam wywiadów w tym języku" - śmieje się Smolarek, który uwielbia życie w Santander.

Tamtejszy styl życia bardzo mu pasuje. Wieczorne wyjścia do miasta, hiszpańska kuchnia, lampka wina do późnej kolacji, luz. "Życie tam zaczyna się po 22. Wtedy wychodzę z domu, co nie zdarzało mi się w Holandii, Niemczech, czy Polsce" - mówi piłkarz. "Przyzwyczaiłem się do hiszpańskiej pogody. Ostatnio w Austrii cały czas pada i jest mi trochę zimno. Wolałbym żeby w niedzielę świeciło słońce, chociaż prognozy są inne. Jeśli będzie tak lało, to się nie ucieszę, ale to naprawdę nie będzie miało większego znaczenia" - tłumaczy.

Reklama

Przez ostatnie dwa lata piłkarz zmienił się nie do poznania. To nie jest już zamknięty w sobie chłopak, ale jeden z tych zawodników, którzy doskonale wiedzą, że ciężar odpowiedzialności za wyniki reprezentacji spoczywa właśnie na nich.

"Nie boimy się Niemców. Wygraliśmy kilka ważnych meczów, dlaczego więc mielibyśmy nie wygrać tego?" - pyta.

Ebi nie chce porównywać niedzielnego spotkania w Klagenfurcie, do zwycięskiego starcia z Portugalią w Chorzowie. "Mecz z Portugalią to było coś innego, to przeszłość. Jednak gdyby ten z Niemcami skończył się takim samym wynikiem jak tamto spotkanie, byłoby super" - zaznacza.

Siła reprezentacji w dużym stopniu opiera się na dwóch ludziach z Rotterdamu, którzy uwielbiają wielkie wyzwania i są pracowici - Beenhakkerze i Smolarku. Pierwszy myśli nad skuteczną strategią, drugi ma być jej głównym wykonawcą.

"Najsłabszy punkt Niemców zna z pewnością trener i powie nam, w czym on tkwi. Będziemy dużo rozmawiać o czekającym nas meczu" - mówi Ebi.

Smolarek podkreśla, że każdy trening, od pierwszej do ostatniej minuty, od pierwszego dnia zgrupowania, to element "operacji Niemcy". "Może teraz mamy więcej luzu, ale nie widzieliście pierwszego treningu - oj, nie było tam wytchnienia. Przygotowujemy się trochę inaczej niż do mistrzostw świata, przede wszystkim jeśli chodzi o koncentrację, co przed spotkaniem z Niemcami jest wyjątkowo ważne. Dużo pracujemy nad taktyką. Leo doskonale wie, czego teraz potrzebujemy i te treningi są naprawdę świetne" - zaznacza napastnik Racingu.

W niedzielę o 20.45 Smolarek będzie miał znakomitą okazję, by zrewanżować się Niemcom za ich wszystkie przykrości i udowodnić im jak świetnym jest piłkarzem. Już raz tego dokonał - strzelając hat-tricka upokorzył trenera selekcjonera Kazachów Arne Pijpersa, który kilkanaście lat wcześniej o mały włos nie przekreślił kariery Ebiego w Feyenoordzie, mówiąc mu, żeby dał sobie spokój z piłką. Jednak to był tylko mecz z Kazachstanem. Niemcy - to jest prawdziwe wyzwanie.