Wątpliwości nie ulega tylko jedno – Polscy piłkarze na Euro 2008 byli wolni, brakowało im też dynamiki. Lindemann ze spokojem tłumaczy jednak, zawodnikom z kadry Leo Beenhakkera brakuje wrodzonych predyspozycji szybkościowych.

Tylko tłumaczenia, czy też fachowa opinia profesjonalisty? CV Holendra nie przedstawia się imponująco. Przed znalezieniem się w sztabie Beenhakkera pracował on w FC Luzern, Grasshoppers Zurych i z reprezentacją Libii. "Ten facet za chwilę będzie zatrudniony w Bundeslidze" – mówi o nim z uznaniem Bogusław Kaczmarek, asystent Leo. Jednak fizjolodzy cieszący się powszechnym autorytetem w Polsce nie pozostawiają na teoriach Lindemana suchej nitki.

Reklama

"Jak można opowiadać, że na podstawie badania kropli krwi, w przeciągu niespełna czterech minut, uzyskujemy ogromną wiedzę o organizmie piłkarza?" – kpi profesor Jan Chmura. "Osoba, która mówi takie rzeczy, w oczach ludzi nauki, wychodzi zwyczajnie na dyletanta" – dodaje.

"Poznać organizm pozwalają cyklicznie wykonywane badania. Potrzebujemy przynajmniej roku, żeby zebrać satysfakcjonujący nas materiał" – rozpoczyna Zbigniew Jastrzębski, fizjolog kadry Pawła Janasa. "Nie ulega dla mnie wątpliwości, że plik kartek z czterech lat badań, który posiadam jest dużo cenniejszy od kropli krwi. Lindemann mógł to mieć. Wystarczyło, żeby o to poprosił. Nigdy jednak nikt z obecnej kadry nie wziął ode mnie żadnych dokumentów, które pozwalałby powiedzieć, że ciągłość pracy została zachowana".

Reklama

Polscy fizjolodzy twierdzą, że braku tej wiedzy nie mogły zrekompensować nowoczesne metody pracy. Zaraz po objęciu posady fizjologa polskiej reprezentacji Holender raczył wszystkich opowieściami o wykorzystaniu kosmicznych programów NASA do przygotowania drużyny - pisze DZIENNIK.

"Mike'owi chodziło o radzieckie metody, które Amerykanie udoskonalili" – wyjaśnia Kaczmarek, ale jego tłumaczenie spotyka się z natychmiastową ripostą Jastrzębskiego: "Nie sprawdziliśmy czy to co było dobre w Stanach sprzyjało też Polakom".

Na pewno Lindemann pojawił się w kadrze tuż przed Euro, więc nie miał czasu na badania i analizy. Być może dlatego, tak twierdzą nasi fizjolodzy, przesadził z teorią o ślimakach. "Jest prawdą, że niektórzy piłkarze nie mają wrodzonej szybkości. Jednak, poprzez oddziaływanie na psychikę, można w tej materii wiele zdziałać" – mówi Chmura.

Reklama

Jastrzębski na opowieść o ślimakach odpowiada z kolei liczbami. 'Jacek Krzynówek potrafi przebiec dziewięć metrów na sekundę, Maciej Żurawski robi w tym czasie dziewięć i pół metra. Także Ebi Smolarek ma bardzo dobre przyspieszenie. Czy to są ślimaki?" – pyta retorycznie.

Jest jednak coś co broni Lindemanna. Okazuje się, że przyjmując ofertę Beenhakkera podjął on wyzwanie nie lada. "Dziwiłem się, że ta kadra tak długo pracowała bez fizjologa. Zatrudnienie go tuż przed Euro było chyba mocno spóźnioną próbą naprawienia błędu" – zastanawia się Jastrzębski dając jednocześnie do zrozumienia, że Lindemann rzucił się na bardzo głęboką wodę. "Ja bym chyba nie zaryzykował, bo przez kilkanaście dni nic nie można zrobić. Opowiadając kosmiczne teorie można było, do czasu, pewne rzeczy zamaskować. Gdy piłkarze wybiegli jednak na boisko cała prawda wyszła na jaw. Teraz mogę zdradzić, że dwa lata temu, przed mundialem w Niemczech, wiedziałem że wypadniemy blado. Większość zawodników nie grała w klubach, a przez dwa tygodnie niewiele mogliśmy poprawić" – przyznaje Jastrzębski.

"Gdy oglądaliśmy wyniki badań przedstawianych przez Mike'a to nigdy nie mieliśmy żadnych zastrzeżeń. Jeśli boisko mówi prawdę to proszę sobie przypomnieć drugie połowy spotkań. W każdym meczu, w tej części, wciąż dysponowaliśmy ogromnymi siłami, a przeciwnik gasł w oczach" – zauważa natomiast Kaczmarek.