Z tym większą niecierpliwością oczekiwano na dobre informacje. Selekcjoner Leo Beenhakker nie mógł doczekać się przyjazdu zawodników i by rozładować stres spacerował po boisku treningowym przy wronieckim ośrodku. Po holenderskim szkoleniowcu widać było, że martwi się sytuacją w polskiej piłce. Usiadł na ławce rezerwowych i próbował się zrelaksować paląc cygaretkę. To, że jest zniecierpliwiony konfliktem przed dwoma niezwykle ważnymi meczami w eliminacjach do MŚ 2010 widać było już w niedzielę, gdy po meczu Lech – Legia nie chciał zamienić z dziennikarzami nawet słowa.

Reklama

Pierwszy komunikat w sprawie rozwiązania sporu wokół PZPN miał się pojawić w telewizji, kiedy większość naszych piłkarzy była jeszcze w drodze do Wronek. Ci, którzy dotarli przed południem, starali się bagatelizować problem.

"Te sprawę trzeba zostawić działaczom, my przyjechaliśmy tu tylko trenować i przygotowywać się do meczów. To, czy te spotkania się odbędą zdecyduje się zapewne w najbliższych godzinach, może dniach. Na szczęście ani politycy ani działacze nie będą uczestniczyć w naszych treningach" – mówił zaraz po przyjeździe bramkarz Iraklisu Saloniki Wojciech Kowalewski, który nie był jednak przekonany, że na sto procent dojdzie do eliminacyjnych meczów z Czechami i Słowacją.

>>>Beenhakker: Najwazniejsze, że zagramy

Podobne wątpliwości miał Rafał Murawski z Lecha. Nie przekonały go nawet niedzielne zapewnienia słowackiego bramkarza Legii Jana Muchy, który był pewny, że biało-czerwoni nie zostaną zawieszeni. Bramkarz przekonywał, że takie informacje dostał ze sztabu swojej kadry. Podobne głosy dochodziły z obozu Czechów.

"Ostatnio miałem mało czasu na odpoczynek, a co dopiero na interesowanie się jakimś konfliktem. Nie interesuje mnie polityka i nawet nie za bardzo wiem o co w tym wszystkim idzie" – mówił DZIENNIKOWI z rozbrajającą szczerością Murawski, który liczył jednak, że będzie miał szansę zaprezentować Beenhakkerowi swoje umiejętności. "Przyjechałem, żeby grać, więc nie widzę innego rozwiązania, jak mecz w sobotę" – dodał.

"Oczywiście, że interesuję się tym, co jest grane z zamieszaniem przy PZPN, ale przede wszystkim mam tu przygotować się do sobotniego meczu z Czechami" – mówił Łukasz Garguła, który do Wronek przyjechał samochodem razem z pomocnikiem VfL Wolfsburg Jackiem Krzynówkiem. "Po drodze słuchaliśmy cały czas radia i trochę rozmawialiśmy na temat ewentualnego zawieszenia, ale jesteśmy profesjonalistami i wierzymy, że wszystko będzie OK. Przyjechałem tu, bo wiem, że w sobotę gramy mecz. Skąd u mnie takie przekonanie? Bo dotarłem na zgrupowanie i nie dostałem żadnej informacji, że ma być inaczej. Na tę chwilę podchodzę do tego tak, że gramy w sobotę i już. Musimy na 10 dni zupełnie się wyłączyć. Ale każdy do tego problemu podchodzi indywidualnie i przeżywa po swojemu" – dodał pomocnik PGE GKS Bełchatów.

Reklama

Jan de Zeeuw, kierownik reprezentacji starał się rozluźnić atmosferę. Przekonywał, że poza śledzeniem informacji w telewizji i radio, cały sztab pracuje tak, jakby nic niepokojącego się nie działo. "Teraz zawodnicy jedzą obiad i dla nas najważniejsze jest zapewnienie im odpowiednich warunków, a nie oglądanie TV. Wszystko jest pod kontrolą" – zapewniał DZIENNIK.

>>>Wszyscy kadrowicze są już we Wronkach

Pierwszym, który przyjechał już uspokojony był kapitan Michał Żewłakow. Widać, że był zmęczony podróżą i oczekiwaniem na rozstrzygnięcie. "Z tego co właśnie słyszałem, to mecze odbędą się bez problemu. Powiedzieli coś takiego w radiu i dlatego mogę uspokoić kibiców".

Pytany o to, w jaki sposób to całe zamieszanie odbije się na reprezentacji mówił, że teraz najważniejsze są eliminacje: "To na nas raczej nie wpłynie bardzo negatywnie, ale bardzo męczące było to, że sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie" – zakończył Żewłakow.