Dlaczego inwestuje pan własne pieniądze w Widzew Łódź?

Sylwester Cacek: Bo lubię piłkę. Futbol tym różni się od biznesu, że do piłki dochodzi jeszcze czynnik społeczno-religijny. Jest przecież duża grupa ortodoksyjnych kibiców, którzy traktują futbol i swoje kluby jak religię. Wiadomo, że wiara pomija racjonalne argumenty i to jest właśnie wyzwanie dla mnie. Na razie traktuję Widzew jak tak zwaną wartość dodaną. Dopiero w przyszłości, kiedy klub będzie świetnie funkcjonującym przedsiębiorstwem, nie będę musiał do niego dokładać.

Reklama

lle dotychczas kosztował pana Widzew?

Grubo ponad 20 milionów złotych. Nieformalnie jestem związany z Widzewem od lipca 2007 roku, ale dopiero w listopadzie tamtego roku objąłem 75 procent akcji klubu. Zaraz po tej transakcji wybuchła afera korupcyjna z Wojciechem Sz., który odsprzedał mi 12,5 procent udziałów. Natomiast we wrześniu zeszłego roku kolejne 12,5 procent akcji odkupiłem od Zbyszka Bońka. Ponieważ w 2007 roku prezesem był Władysław Puchalski, którego bez zgody Zbyszka nie mogłem odwołać, to tak naprawdę moje rządy w Widzewie rozpoczęły się w styczniu 2008 roku.

Reklama

Czyli od września podejmuje pan decyzje jednoosobowo?

Po to w Widzewie działa zarząd i rada nadzorcza, bym szanował ich zadanie w sprawach bieżących. Wpływam natomiast znacząco na dyskusję na temat strategii. Cały klub, a nie tylko pierwszy, czy drugi zespół piłkarski, musi tworzyć jedną drużynę.

Wybór Janusza W. na trenera Widzewa, to była decyzja pana, czy zarządu?

Reklama

Złożyłem ofertę Henrykowi Kasperczakowi i paru innym trenerom. Każdy z nich jednak odmówił, bo nie chciał składać ryzykownych deklaracji na cztery kolejki przed końcem sezonu. Janusz W. był wtedy jedynym chętnym na rynku.

Zażądał od pana pieniędzy płatnych z góry, bez względu na to, czy utrzyma Widzew w ekstraklasie?

Nie, żadne bonusy nie wchodziły w rachubę. Cieszyłbym się, gdyby zespół utrzymał się wśród najlepszych. Kiedy jednak to się nie udało, nie odtrąbiłem w klubie tragedii. Dla mnie bardziej liczy się organizacyjne uporządkowanie piłkarskiej spółki niż to, czy Widzew już teraz będzie mistrzem Polski. Wracając do Janusza W. – warunkiem podjęcia przez niego pracy w Widzewie było podpisanie oświadczenia, że nigdy nie brał udziału w korupcji.

Dzisiaj ma pan więc argument do żądania od niego odszkodowania?

Poczekamy na prawomocny wyrok sądu. Nie odpuścimy nikomu, kto oszukał mnie i Widzew. Janusz W. podpisał zobowiązanie, że zapłaci do miliona złotych odszkodowania, jeżeli dopuści się czynów korupcyjnych podczas pracy w Widzewie. Jednocześnie zgodził się na poniesienie kary finansowej w przypadku, gdy okaże się, że parał się korupcją przed podjęciem pracy u nas. Tu kwota nie jest ograniczona i może znacznie przekraczać milion złotych. Oszacujemy jakie straty finansowe poniósł wizerunek Widzewa, gdy okazało się, że pracował w nim trener skazany za korupcję i wystąpimy o odszkodowanie. Taki sam mechanizm zadziała w przypadku Wojciecha Sz.

Pana klub uniknął jednak karnej degradacji za działalność Wojciecha Sz...

Widzew jest piątym klubem w Polsce pod względem medialności. Kiedy więc pan Michał Tomczak składał rezygnację z funkcji szefa Wydziału Dyscypliny, chętnie zajął się jeszcze działalnością Wojciecha Sz., bo chciał wypromować swoje nazwisko. Od początku wiedziałem, że wygramy z PZPN i to z kilku powodów. Trybunał rozpatrzył tylko ten najdalej idący. Jednocześnie, poza Wojciechem Sz., nie ma ani jednej osoby, która ten proceder uprawiałaby w Widzewie. Mało tego – dziś Widzew, a nie PZPN, ma systemowe rozwiązania antykorupcyjne.

Po spadku zespołu do I ligi zatrudnił pan trenera Waldemara Fornalika i Widzew został liderem jesieni. Dlaczego więc zamienił pan Fornalika na Pawła Janasa?

Fornalik to jeden z lepszych trenerów w Polsce. Podobnie jak inni, młodzi szkoleniowcy, niewiele jednak wie o finansach, o PR, marketingu. Trener musi być jak menedżer w przedsiębiorstwie. Szukałem nie tylko trenera, ale też selekcjonera, potrafiącego motywować siebie i otoczenie do ciągłego rozwoju. Człowieka, który rozumie, że jest elementem systemu działania klubu. Janas prowadził reprezentację, więc wie – czego od niego wymagam.

Czy to prawda, że Łukaszowi Gargule oferował pan lepsze warunki od tych, jakie otrzymał w Wiśle Kraków?

Ostatecznie przygotowaliśmy Gargule ofertę opartą na bardzo wysokim premiowaniu konkretnych osiągnięć sportowych. Myślę, że Wisła podobnych pieniędzy nie wypłaci mu w kontraktach do końca sportowego życia Łukasza. Tyle, że on w ogóle z nami nie rozmawiał na temat tej propozycji. Rozważał wyłącznie ofertę Wisły.

Zatrudnienie Radosława Matusiaka w Widzewie dowodzi, że lubi pan dawać piłkarzom drugą szansę?

To nie moja decyzja, ale nie byłem jej przeciwny, wierząc że ten zawodnik u nas odbuduje formę. Dyrektorem sportowym Widzewa jest Marek Zub, w klubie działa też komitet sportowy przy radzie nadzorczej, są trenerzy. Oni byli za Matusiakiem.

Podobno Widzew prowadził zaawansowane negocjacje nie tylko z Bieniukiem lecz także z Michałem Żewłakowem?

Z Żewłakowem rozmawialiśmy już przed rokiem, podobnie jak z kilkoma innymi znanymi zawodnikami. Wiosną Michał nie będzie jednak grał w Widzewie. Po podpisaniu kontraktu z Bieniukiem mamy w kadrze aż siedmiu stoperów.

Obok Matusiaka i Bieniuka Widzew sprowadził młodych piłkarzy z niższych klas: Piecha i Grzeszczyka. To pana sposób na budowanie silnej drużyny?

Po młodych zawodników z niższych klas na pewno będziemy sięgali. Na razie trafiają do nas głównie wskutek castingu, ale już wiosną zatrudnimy skautów.

Nie obawia się pan, że Widzew po wywalczeniu awansu do ekstraklasy, pozostanie w I lidze, bo tak zadecyduje PZPN?

PZPN zaskarżył do sądu kasacyjnego korzystne dla Widzewa orzeczenie Trybunału Arbitrażowego. Tyle, że my przytoczyliśmy aż osiem bardzo poważnych argumentów, a związek w trakcie tego sporu zdążył już wydać uchwałę o karaniu korupcji tylko w czynie ciągłym. Innymi słowy – uchwała ta Widzew uniewinnia. Sprawa w sądzie potrwa pewnie jeszcze rok... Gdybym działał tylko w interesie Widzewa, zaskarżyłbym wybory, a w konsekwencji legalność przedstawicieli PZPN, odwołujących się do Sądu Najwyższego. Jestem jednak człowiekiem od budowania i podejmuję współpracę tam, gdzie mogę zrobić coś dobrego. Zgadzam się z prezesem Lato, że trzeba skończyć z karaniem klubów, a konsekwentnie karać ludzi.

Po zjeździe wyborczym PZPN, który unieważnił pana mandat, chciał pan pozwać związek do sądu?

Powiedziałem, że zastrzegam sobie taką możliwość, bo Lato został prezesem w pierwszej turze tylko jednym głosem. Nie chcę jednak walczyć z ludźmi lecz o sprawę. Gdyby nadzór bankowy, jego otoczenie, źle pracowało, bank nie miałby żadnej wartości. To samo jest z otoczeniem wokół piłki. Wartość klubu zależy od jakości otoczenia, szczególnie od jakości zarządzania przez PZPN.

Załóżmy, że Widzew za kilka miesięcy wróci do ekstraklasy. Jakie cele postawi pan przed zespołem?

W pierwszym sezonie po ewentualnym awansie zamierzamy skutecznie walczyć o miejsce w górnej połowie tabeli. Dopiero w ligowej edycji 2011/12 podejmiemy rywalizację o grę w europejskich pucharach.