Liczby nie kłamią. A wystarczy tylko pobieżna analiza dokonań, wracających do Polski piłkarzy, żeby zauważyć, że na emigracji tylko tracili czas. Bohaterowie ostatniej kolejki nie przebili się - Ślusarski w West Bromwich Albion, Frankowski w Chicago Fire, a Fojut w Bristolu. W Polsce każdy z nich od pierwszego meczu stał się silnym punktem swojej drużyny. Czy ekstraklasa stawia aż tak niskie wymagania?

Reklama

"Ci, którzy wrócili, to ambitni piłkarze, bo gdyby tacy nie byli, to nie wyrywaliby się za granicę" - mówi DZIENNIKOWI były asystent Leo Beenhakkera, Bogusław Kaczmarek, który obecnie pracuje jako skaut w Polonii Warszawa. "Ich ambicje zostały urażone. Czują się niedocenieni. Wielu piłkarzy dokonało złych wyborów przy okazji wyjazdów za granicę, czego najlepszym przykładem jest Radek Matusiak. Coż, zdecydowali się na skok z parteru od razu na trzecie piętro. Nie udało się, ale powrót do Polski to żadna hańba" - twierdzi Kaczmarek, który uważa, że w przypadku większości piłkarzy o tym, że nie radzą sobie za granicą, wcale nie decydują tylko umiejętności piłkarskie.

"Niektórzy wracają, bo nie potrafili sobie poradzić poza boiskiem. Za granicą trudniej zintegrować się z drużyną, trzeba poznać kulturę nowego kraju, język. Niektórzy w obcych środowiskach po prostu źle się czują, ale to nie znaczy, że nie mają odpowiednich umiejętności piłkarskich" - zapewnia „Bobo”.

Podobne zdanie ma znany menedżer Cezary Kucharski, który jako piłkarz aż trzy razy wracał z zagranicy do Polski - z Aarau do Legii w 1995 r., ze Sportingu Gijon w 1998 r. i z Iraklisu Saloniki do Górnika Łęczna w 2004 r. Teraz jako menedżer uważa, że warto sięgać po piłkarzy wracających do kraju.

Reklama

"Piłkarzowi, który ma na koncie grę w klubie zagranicznym, łatwiej jest znaleźć pracę w polskiej lidze" - uważa Kucharski. "W CV praca za granicą zawsze dobrze wygląda i działa na wyobraźnię dyrektorów sportowych. Na emigracji piłkarze uczą się profesjonalizmu. Gdy wracają, mają już inne podejście do treningów i meczów. Z takim piłkarzem łatwiej się pracuje. Pamiętam, że ja zawsze po powrocie chciałem się pokazać. Wobec zawodnika, który przyjeżdża z zagranicy, są większe oczekiwania, niemal takie jak w stosunku do obcokrajowca, który musi być lepszy od krajowych zawodników. Czuje się ciśnienie, specjalną uwagę kibiców. Z drugiej strony po powrocie jest większa pewność siebie. Skoro znalazłeś pracę za granicą, to znaczy, że coś umiesz i tylko musisz to potwierdzić na boisku" - opowiada były reprezentant Polski.

Wychodzi więc na to, że to nie liga jest słaba, ale determinacja tych, którym się nie powiodło na wyjeździe - wielka.

"Proszę, nie oceniajmy jeszcze tych zawodników, jako gwiazd ligi. Jeden dobry mecz to za mało, a o golach może decydować przypadek albo słaba postawa rywali, jak było w przypadku Frankowskiego i defensorów Arki albo Ślusarskiego, któremu obrońcy Piasta nie przeszkadzali przy zdobyciu gola. Z oceną się wstrzymuję. Można oczywiście postawić tezę, że liga jest słaba, ale ja nie byłbym aż tak krytyczny" - dodaje Kucharski.

"Jaka liga jest, każdy widzi. Może nie jest rewelacyjna, ale są symptomy, żeby mieć nadzieje na lepszą przyszłość. Lech Poznań pokazał, że można podjąć walkę z rywalami z silniejszych lig. Reprezentacja też prezentuje się solidnie. Więc nie narzekajmy, tylko cieszmy się, że tak zdolni piłkarze jak Fojut wracają do kraju, zamiast szwędać się gdzieś po III ligach" - mocno argumentuje Kaczmarek.