"Podczas pucharowego meczu Stali Rzeszów z Resovią wywieszono flagę z napisem: <H5N1. I umrze nie jeden Żyd, a wielu>. Podczas spotkania Wisły z Legią kibice z Warszawy krzyczeli <Żydzi, Żydzi, cała polska się was wstydzi>" - czytamy w raporcie przygotowanym przez Johna Manna i Jonny’ego Cohena.

Reklama

Nie ma co udawać, że problem rasizmu nas nie dotyczy. On istnieje, ale jest stale bagatelizowany. Vide sprawa Arkadiusza Mysony, który po wygranej ŁKS w derbach Łodzi biegał w T-shircie z napisem „Śmierć żydowskiej kurwie”. Piłkarz tłumaczył się, że koszulkę dostał od jednego z fanów i nawet nie zwrócił uwagi na nadruk. Kara? - odsunięcie od pięciu ligowych spotkań i nałożenie 15 tys. zł grzywny.

>>>Weiss: "Nienawiść do Żydów jest, ale zanika"

Podobnie właściwie bez echa przeszła sprawa piłkarzy krakowskiej Wisły, którzy po wygranym meczu z Cracovią krzyczeli w stronę kibiców: „Zawsze nad wami”, na co zgromadzeni na trybunie fani ochoczo odpowiadali: „Pierdolonymi Żydami”. Żaden z piłkarzy nie został ukarany, jedynie klub zapłacił 30 tys. zł i nie mógł zamawiać przez trzy kolejki biletów na mecze wyjazdowe swoich fanów. Zawodnicy zaś odcięli się od oskarżeń o wzniecanie antysemityzmu.

Reklama

W Polsce za przejaw rasizmu utarło się uznawać jedynie okrzyki skierowane w stronę czarnoskórych piłkarzy i wrogie wobec nich zachowania. Mało kto pochyla się nad sprawą antysemityzmu, który jest przecież prawdziwą plagą nie tylko naszych stadionów.

Nie jest też jednak tak, że z naszych stadionów zniknął już rasizm wobec czarnoskórych. Chociaż wyraźnie jest go mniej, a czasy kiedy - Emmanuela Olisadebe - już wówczas obywatela Polski - obrzucano bananami, odeszły. Na wielką nietolerancję zwracał jednak uwagę Carlos Costly – wówczas zawodnik Bełchatowa. W jednym z wywiadów mówił DZIENNIKOWI: "Jakieś palanty wyzywały mnie od małp i pytały, czy mam ochotę na banana. Rasizm jest przekleństwem polskich stadionów. Ktoś musi się wreszcie z nim rozprawić. Ja nie mam na to siły" - powiedział Costly, który już po polskich boiskach nie biega. Właśnie wyjechał do Birmingham.

Kibic podczas meczu reaguje emocjonalnie. Obraża rywala, mając na celu zdeprymowanie go, wybicie z rytmu, zaburzenie jego koncentracji. Niestety rasizm jest w takich przypadkach niezwykle łatwą i bolesną bronią. Skuteczność jest w takich przypadkach niemalże gwarantowana. To dlatego tak często słychać podczas zawodów sportowych rasistowskie okrzyki. Jest to na pewno wyraz wyjątkowej bezmyślności, ale niekoniecznie rasizmu.

Reklama

Podobnie zadeklarowanym rasistą raczej nie można nazwać Luisa Aragonesa, który przed meczem Hiszpanii z Francją motywował swoich piłkarzy, nazywając Thierry'ego Henry'ego czarnym gównem. Później przepraszał i kajał się. Zarzekał, że ma mnóstwo przyjaciół wśród czarnoskórych i nie miał tak naprawdę na myśli tego, co mówił. Łatka rasisty została mu jednak przypięta.

Nie można też rasistami nazwać 35 tys. kibiców Realu Saragossa. A przecież niemal cały stadion wydawał z siebie małpie odgłosy, gdy tylko w czasie meczu w 2006 roku Kameruńczyk Samuel Eto'o z Barcelony był przy piłce. Rasistów mogło tam być góra kilkuset. Gdy jednak kibice zobaczyli, że buczenie i idiotyczne dźwięki tak deprymują Eto’o, który płacząc, chciał opuścić boisko, naganne zachowanie tylko się wzmagało.

Zadeklarowanych rasistów, kierujących się w swoich zachowaniach jakąś ideologią, w futbolu raczej aż tak wielu nie ma. Przykładem może być Paolo Di Canio - zawodnik nieukrywający swoich faszystowskich poglądów, pozdrawiający znanych z nietolerancji kibiców Lazio wyprostowanym prawym ramieniem, ale on wciąż jest niechlubnym wyjątkiem.

UEFA i FARE pracują właśnie nad zmianą mentalności kibiców. By zrozumieli, czym jest rasizm, co tak naprawdę oznaczają wznoszone przez nich w afekcie i często zupełnie bez zrozumienia okrzyki. Stąd takie akcje, jak wpisany już na stałe w futbolowy kalendarz „Tydzień przeciwko rasizmowi”. W całej Europie w październiku piłkarze przed meczami wnoszą transparenty: „Wykopmy rasizm ze stadionów” czy „Zjednoczeni przeciwko rasizmowi”. W zeszłym roku w akcji wzięły udział wszystkie drużyny grające w Lidze Mistrzów. W Polsce bliźniacze akcje przeprowadza organizacja ściśle z FARE współpracująca - Nigdy Więcej.

Ważne, by o problemie rasizmu i antysemityzmu się mówiło. Idealną okazją jest rozpoczęta wczoraj w hotelu Hilton konferencja poświęcona walce z dyskryminacją i nietolerancją. Współorganizatorami, obok wspomnianego FARE, są UEFA, PZPN i zrzeszająca zawodowych piłkarzy organizacja FIFpro.

To już trzecia taka konferencja. Pierwsza odbyła się w 2003 roku w Londynie, a kolejna trzy lata później w Barcelonie. Specjalnym gościem warszawskiego spotkania będzie Sekretarz Generalny UEFA David Taylor. "Mamy doskonałą okazję, by pochwalić się naszymi sukcesami w kwestii walki z rasizmem i ponowić apel" - pisze Szkot w specjalnym oświadczeniu. "Szczególnie chcemy przyjrzeć się wyzwaniom, jakie czekają nas w obliczu Euro 2012 na wschodzie Europy" - dodaje.

Nadgorliwość gorsza niż...

Na stadionach zakazane jest wywieszanie rasistowskich transparentów. Każdy obserwator PZPN, który taki zauważy, powinien przerwać mecz i wznowić go dopiero po usunięciu baneru. Czasem jednak prezentują zbytnią nadgorliwość. Szczególnie wykazywał się pan Andrzej Tomaszewski. Najpierw na pół godziny kazał przerwać mecz Legii z Jagiellonią, po tym jak dopatrzył się w czerwonej ręce rasistowskiego symbolu White Power. Ten symbol to owszem, ręka, ale biała, zaciśnięta w pięść i w wieńcu. Tomaszewski kilka miesięcy później, również na Legii, zarekwirował inną flagę z... herbem Pomezanii Malbork przedstawiającym dwie dłonie w uścisku, z piłką symbolizujące grę fair...