Poranny, otwarty dla mediów trening w Tychach okazał się tylko rozruchem. Dopiero wieczorne zajęcia były już całkowicie na poważnie, ale na nie dziennikarze nie zostali już wpuszczeni. W porannej sesji wraz z resztą drużyny nie ćwiczył Michał Żewłakow, który tylko truchtał wokół boiska.

Reklama

"Prawdziwy lider nigdy się nie poddaje" - powiedział Rafał Ulatowski po treningu. Wszyscy w kadrze starają się podkreślać, że atmosfera - mimo fatalnej porażki z Irlandią Północną - jest w miarę w porządku. Panuje przede wszystkim maksymalna koncentracja i sprężenie. "Najwięcej optymizmu stara się zachować sam Beenhakker, który w ogóle nie przejmuje się pogłoskami i plotkami dotyczącymi jego zwolnienia" - mówi DZIENNIKOWI jedna z osób będących blisko kadry. "Cały czas każe wszystkim się uśmiechać, podnosić głowy. Piłkarzom powiedział, że reprezentanci kraju na trening muszą wychodzić z uśmiechem na ustach".

Dało się jednak wyczuć pewne napięcie, jakby wszyscy czekali, aż coś się wielkiego na tym treningu wydarzy. Szczególnie że tuż przed początkiem Beenhakker stanął naprzeciwko kilkunastu kamer, dyktafonów i radiowych mikrofonów. Podczas gdy jednak wszyscy spodziewali się, że się odniesie do pogłosek dotyczących jego zwolnienia, Beenhakker tylko poinformował o tym, że zgrupowanie opuścił Artur Boruc.

>>>Tomaszewski: Leo zrobił Borucowi świństwo

Selekcjoner zaprosił rano naszego bramkarza na rozmowę i otwarcie przyznał, że nie widzi dla niego miejsca nie tylko w podstawowej jedenastce, ale nawet na ławce rezerwowych.

Reklama

Tymczasem strzelec pierwszej bramki dla Irlandii Północnej Warren Feeney po sobocie w swoim kraju uchodzi za bohatera. To właśnie zawodnik Dundee United już przed meczem nawoływał kibiców, by ci zrobili Borucowi na Windsor Park „mały Ibrox” (nazwa stadionu Glasgow Rangers). "Zdawałem sobie sprawę, że dostanie mi się za takie teksty o Borucu, ale przyrzekam, że nie żałuję tego, wręcz przeciwnie. To cudowne uczucie. Miałem wspaniałą niedzielę, czułem się po prostu znakomicie" - mówił Feeney na łamach „Daily Record”. Po chwili jednak zachował więcej powagi. "Boruc to świetny bramkarz. Jestem pewien, że sobie z tym poradzi. Nie tacy jak on popełniali nawet większe błędy".

Boruc w każdym razie jest już w Glasgow. W internecie pojawiły się informacje, jakoby selekcjoner pozostawił bramkarzowi wolną rękę w wyborze, czy chce zostać w Tychach, czy też wrócić do Glasgow. Nam się jednak udało ustalić, że tak naprawdę to właśnie Beenhakker zasugerował Borucowi, by ten opuścił zgrupowanie. Tak według Holendra miało być lepiej zarówno dla samego Artura, jak i reszty zespołu. W środę przeciwko San Marino zagra więc ktoś z dwójki Łukasz Fabiański - Łukasz Załuska.

Reklama

Problem w tym, że Fabiański jest mocno osłabiony po zatruciu pokarmowym. Cały czas nie wiadomo, czy będzie w środę mógł zagrać. Ostateczna decyzja ma zostać podjęta dzisiaj po południu. Gdyby się okazało, że zawodnik londyńskiego Arsenalu jednak przegrał walkę z chorobą, w awaryjnym trybie zostanie ściągnięty Sebastian Przyrowski z Polonii Warszawa.

Wiadomo, że w podstawowym składzie będzie więcej zmian. Na pewno nie zagra Marcin Wasilewski, który będzie pauzował za kartki. Właściwie nie ma alternatywy i w jego miejsce będzie musiał wystąpić Grzegorz Wojtkowiak z Lecha Poznań. Wydaje się także, że małe szanse na ponowne wyjście w podstawowej jedenastce ma Tomasz Bandrowski. W Belfaście wszyscy piłkarze zagrali fatalnie, więc nie ma specjalnie sensu znęcanie się nad defensywnym pomocnikiem, ale prawda jest taka, że był on zupełnie niewidoczny. Prawdopodobnie zatem tym razem szansę dostanie Łukasz Trałka. Wydawało się, że polonista zagra już z Irlandią Północną. Podczas większości treningów we Wronkach - poprzedzających niesławny mecz w Belfaście - to właśnie on ćwiczył z podstawową jedenastką.

>>>San Marino, czyli męska niania i prezes turysta

Piłkarze zapewniają, że stoją murem za selekcjonerem. "Nie spieszcie się ze zwalnianiem Beenhakkera" - powiedział strzelec gola z Belfastu Marek Saganowski. "Eliminacje wciąż nie są przegrane. Oczywiście droga do RPA znacznie się wydłużyła, ale nie ma co wpadać w panikę. Najlepiej swoje przywiązanie do trenera pokazać oczywiście na boisku, a to nam w meczu przeciwko Irlandii Północnej zupełnie nie wyszło, ale teraz będzie już lepiej".

Taki przekaz to jednak nic nowego ze strony piłkarzy. Podobne zapewnienia można było usłyszeć już wcześniej, a Saganowski sam dotknął sedna sprawy - na boisku tej miłości na linii piłkarze - trener widać niestety nie było. Czy mecz z San Marino będzie rzeczywiście, zgodnie ze spekulacjami, ostatnią okazją, by jeszcze tę chemię wykrzesać?