Właścicielami ŁKS są Ilona Goszczyńska i Algimantas Breikstas, którzy posiadają po 49,5 proc. udziałów, oraz Stowarzyszenie ŁKS. Breikstas niedawno chciał sprzedać swoje akcje za 2 mln zł łódzkiemu biznesmenowi Grzegorzowi Klejmanowi, ale do zawarcia transakcji na razie nie doszło.

Reklama

Według prezesa klubu Romana Gałuszki zadłużenie ŁKS przekracza milion złotych, a żeby dotrwać do końca rozgrywek, potrzebne jest ok. 600 tys. zł. Wspólnikom nie udało się jednak spotkać w tej sprawie, a piłkarze i trener nie zamierzają dłużej czekać.

"W obecnej sytuacji nie ma gwarancji na skuteczną walkę o utrzymanie zespołu w lidze" - powiedział trener Wesołowski, wyjaśniając powody swojej rezygnacji.

"Cała Polska z nas się śmieje. Na wszystko brakuje pieniędzy. Nie ma środków na przedmeczowe zgrupowania, nie ma wody w szatni. Tak dalej być nie może" - oświadczył na specjalnie zwołanej konferencji prasowej kapitan drużyny Marcin Adamski. I dodał: "Jeśli sytuacja się nie zmieni, to nie przystąpimy do najbliższego meczu z Górnikiem Zabrze".

Zawodnikom zależy przede wszystkim na tym, żeby otrzymać zaległe wypłaty. Niektórym z nich klub zalega z pieniędzmi nawet od stycznia. Dlatego zdecydowali się podjąć protest. Ale czy rzeczywiście są gotowi na zbojkotowanie meczu? "Na razie nie wyszliśmy na jeden trening. Zobaczymy, jak rozwinie się sytuacja" - powiedział jeden z doświadczonych zawodników łódzkiej drużyny.

Strajk w ŁKS to żadna nowość. Podobna sytuacja miała miejsce również w marcu. Wtedy udało się zażegnać niebezpieczeństwo dzięki pożyczce od Klejmana, który wpłacił do kasy klubu 2,5 mln zł. Biznesmen także tym razem wyraził gotowość pomocy, ale pod warunkiem że pozostali wspólnicy zgodzą się na sprzedanie mu akcji Breikstasa, a Goszczyński (mąż akcjonariuszki klubu) do końca sezonu da mu wolną rękę w prowadzeniu klubu.