"Chciałem zostać w Mediolanie, ale kryzys ekonomiczny miał wpływ na wiele klubów, szczególnie na takie przedsiębiorstwa jak Milan. Rozmawiałem z działaczami, którzy doszli do wniosku, że ten transfer będzie leżał w interesie każdej ze stron" - tłumaczył się Kaka. Milan z kolei tłumaczył się tym, że musi łatać dziurę budżetową, bo miniony sezon zakończył stratą rzędu 70 mln euro.

Reklama

Ale prawda jest taka, że ani Kaka nie musiał odchodzić, ani Milan nie musiał szybko nic łatać. Po prostu Brazylijczyk nie chciał zostać w Mediolanie, bo tam wciąż zarabiałby 6-7 mln euro rocznie, a nie 9 mln gwarantowane przez Real (w Hiszpanii kluby płacą mniejsze podatki niż we Włoszech). Natomiast Milan pieniądze ze sprzedaży swojego najlepszego zawodnika na pewno nie przeznaczy na ratowanie budżetu, tylko na transfery. Przyjdzie Edin Dżeko (podobno wiceprezes mediolańskiego klubu Adriano Galliani odwiedził już go w Sarajewie), może dołączą do niego Emmanuel Adebayor i Michael Essien. I 65 mln euro wróci do obiegu.

Transfer Kaki to tylko początek całej serii transakcji, które dojdą do skutku mimo tzw. globalnego kryzysu ekonomicznego. Najlepsze kluby angielskie są zadłużone na kilkaset milionów funtów (Chelsea na ponad 700 mln, Manchester Utd na ponad 600 mln, Arsenal na ponad 300 itd.), ale i tak będą kupować. Chelsea chce Pato z Milanu, Davida Villę z Valencii i - jak zawsze - wielu, wielu innych. Podobnie Manchester Utd. Miliony na Zlatana Ibrahimovicia albo Karima Benzemę jest gotowa wydać Barcelona, Davida Silvę chce Liverpool (i kilka innych klubów), a Francka Ribery’ego chcą wszyscy.

"Kryzys sprawia, że tylko kilka klubów będzie wydawać duże kwoty na transfery. Przewiduję, że najwięcej znanych zawodników będzie przechodzić na zasadzie wolnych transferów" - powiedział Galliani. Nie ma racji. Wydają wszyscy. I ci, którzy chcą zdobywać puchary, i ci, którym grozi bankructwo, i ci, którzy ledwo co się utrzymali i nie chcą, aby ten horror walki do ostatniej kolejki się powtórzył. Valencia, mimo że ma długi rzędu kilkuset milionów euro, sprzeda Villę i Silvę, ale też kupi kilku zawodników. Spore kwoty wydają również średniacy. Napoli lekką ręką wydało 15 mln euro na Fabia Quagliarellę. Bo jak chcesz się utrzymać na powierzchni i pobierać coraz większe pieniądze z praw telewizyjnych, musisz inwestować.

Reklama

Gdyby wszyscy się umówili, że od tej pory nie wydają tyle na piłkarzy - jak chciał na przykład Michel Platini - to pewnie rzeczywiście coś, co nazywamy kryzysem ekonomicznym, byłoby widoczne na rynku transferowym. Ale jak jedni wydają, to inni też muszą. Jak Barcelona kupi Ibrahimovicia, to Real, zgodnie z filozofią Pereza, musi kupić trzech zawodników klasy Szweda. "Spokojnie, na razie cieszę się z przyjścia Kaki. Będę zadowolony, jeśli Brazylijczyk stanie się dla nas nowym Zidane’em i zdobędziemy dzięki niemu kolejny Puchar Europy" - powiedział prezes Królewskich. "A Milan? Z tego, co mówił mi Galliani, wywnioskowałem, że w przyszłym sezonie może być jeszcze silniejszy, niż był" - dodał.

Czyli w futbolu nic nie ginie. Jedni kupują, inni sprzedają, a zaraz potem kupują. A jeszcze inni wychowują, promują, potem sprzedają, a na koniec i tak kupują. I tak w kółko. Kibic (czy jak kto woli – telewizja) wymaga, aby przedstawienie trwało nadal.