Reprezentacja prowadzona przez Vicente del Bosque nie dość, że zajmuje pierwsze miejsce w rankingu FIFA, jest aktualnym mistrzem Europy, to właśnie miała zostać najlepszą (przynajmniej statystycznie) drużyną w historii.
Wystarczyło pokonać USA - kraj, w którym piłka nożna nie jest traktowana poważnie i nawet ma inną nazwę niż wszędzie na świecie. Słowa „soccer” używa się bowiem tylko w Stanach oraz Irlandii, gdzie „football” zarezerwowany jest dla odmiany galicyjskiej. A jednak Hiszpania nie wygrała. Nagle na ustach wszystkich zamiast Furia Rioja znaleźli się egzotyczni kowboje.
Po zwycięstwie nad mistrzami Europy (dla których była to pierwsza porażka od listopada 2006 r.) amerykańskie media, nie tylko zauważyły - wciąż jednak niezbyt docenianych - piłkarzy, ale nawet poświęciły temu triumfowi czołówki i pierwsze strony gazet. I to tych całkowicie poważnych - jak chociażby „New York Times” - gdzie soccer do tej pory podawany był w naprawdę krótkich formach.
>>>Zobacz, jak Amerykanie ograli Hiszpanów
Do tej pory najważniejszymi meczami w historii amerykańskiej piłki były: zwycięstwo nad Anglią w 1950 r. (1:0), a także wygrane z Portugalią (3:2) w 2002 r. i w czasie tych samych mistrzostw z największym rywalem – Meksykiem (2:0). Niektórzy jeszcze do klasyków soccera zaliczają triumf nad Brazylią w turnieju CONCACAF Gold Cup w 1998 r. Jankesi pokonali Canarinhos 1:0, a cudów w bramce dokonywał wówczas Kassey Keller, który w pojedynkę zatrzymał Edmundo i Romario.
Amerykanie do sprawy soccera podeszli w typowy dla siebie sposób - systematycznie, zgodnie z góry opracowanym planem i całkowicie bez kompleksów. Na salony piłka nożna w USA została wyniesiona w 1994 r., kiedy to Amerykanie zorganizowali mistrzostwa świata. Wcześniej były próby z organizacją zawodowej ligi, ale generalnie soccer był rozrywką właściwie wyłącznie dla imigrantów. Także dlatego, że wcześniejsze podejścia do piłki nożnej kończyły się fiaskiem.
Profesjonalna piłka zaczęła się w USA w 1967 r. Od razu zorganizowano dwie ligi - pierwsza United Soccer Association składała się z europejskich zespołów, które przywożono do Stanów, dawano im amerykańskie nazwy i kazano rywalizować. Eksperyment potrwał tylko jeden sezon, a historycznym mistrzem został zespół Los Angeles Wolves, czyli... Wolverhampton Wanderers, który w finale pokonał Washington Whips, czyli franczyzę szkockiego Aberdeen. Równolegle trwały rozgrywki National Professional Soccer League, gdzie rywalizowało dziewięć zespołów z USA i jeden z Kanady. W następnym roku połączono ligi i powołano do życia NASL.
Początki były całkiem niezłe, a szczyt popularności przypadł na lata 70. To wówczas do USA wyjeżdżały w końcowym okresie swoich karier takie gwiazdy, jak: Johan Cruyff, Franz Beckenbauer, Pele czy Polak Kazimierz Deyna. Na meczach Cosmosu Nowy Jork 40 tys. widzów nie było niczym nadzwyczajnym, w 1978 r. przeciętna widownia wynosiła nieco ponad 47 tys. widzów. Soccer jednak nie potrafił w żaden sposób przyciągnąć fanów innych dyscyplin. Szybko ostygł też zapał tych, którzy traktowali NASL jako coś nowego. Frekwencja szybko zaczęła spadać, nie udawało się ściągać nowych gwiazd i w 1984 r. rozegrano ostatni sezon.
Wydawało się, że piłka nożna nie ma w Ameryce przyszłości, dopóki FIFA nie ogłosiła, że mistrzostwa w 1994 r. odbędą się w USA. Jednym z warunków umowy była organizacja zawodowej ligi. W 1993 r. powstała organizacja MLS, a trzy lata później ruszył pierwszy sezon. Tym razem nie było już jednak mowy o prowizorce, a do sprawy zabrali się najtężsi menedżerowie. Liczyły się zyski, budżety, liczby i cyferki, a przy okazji opracowano mnóstwo programów szkolenia młodzieży, rozwoju infrastruktury. Postawiono w sposób systematyczny i naukowy na piłkę. A gdy w USA powstaje jakiś plan, to nie leży na kartce papieru w biurku jakiegoś urzędnika, tylko jest wykonywany.
Po dwóch latach okazało się, że MLS nie przynosi takich zysków, jak założono, więc dotychczasowego komisarza zastąpił twórca NFL Europe (ligi popularyzującej futbol amerykański na Starym Kontynencie) - Don Garber. I nikomu nie przeszkadzało, że z soccerem nie miał wcześniej nic wspólnego. To twardy biznes, a nie zabawy działaczy w naszym stylu. Tylko określone przychody gwarantują miejsce w lidze. Jeśli zespół nie spełnia wymagań, w każdej chwili może zostać przeniesiony.
A że Amerykanie potrafią zabrać się do roboty i odnosić wielkie sukcesy, niech świadczy kobieca piłka nożna. Program żeńskiego soccera ruszył równolegle z męskim. Dziś Amerykanki są zdecydowanie najbardziej utytułowanym zespołem na świecie - dwukrotnymi mistrzyniami świata, trzykrotnymi zwyciężczyniami igrzysk. Oczywiście w żeńskim futbolu dystans do reszty świata do nadrobienia był znacznie mniejszy niż w męskim. Amerykanie pokazali jednak, że systematycznością i profesjonalnym podejściem można zrobić wszystko.
A mężczyźni idą teraz w ślady pań. USA mistrzem świata w 2010 r.? Pewnie jeszcze nie, ale biorąc pod uwagę, że zawodową ligę mają od 13 lat, to za kolejne 13 wielce prawdopodobne, że marzenie może się ziścić.