p
Wielce prawdopodobne bowiem, że zespół, który w grupie B zajmie drugie miejsce w półfinale, trafi na będącą w znakomitej formie Hiszpanię.
Brazylia w meczu ze Stanami pokazała jednak, że nawet mistrzów Europy nie musi się obawiać. Zawodnicy z Ameryki Płd. kontrolowali przebieg meczu. Na chwilę rozluźnienia pozwolili sobie dopiero 10 minut przed ostatnim gwizdkiem. Nie dość, że prowadzili wtedy już trzema bramkami, to jeszcze grali w przewadze jednego zawodnika (czerwona kartka dla Sachy Kljestana w 58. min spotkania), a w dodatku Dunga dokonał już trzech zmian. To wówczas dopiero Amerykanie zaczęli stwarzać groźniejsze akcje pod bramką Julio Cesara i dwukrotnie trafili w poprzeczkę.
Inna sprawa, że gdyby Canarinhos byli tylko nieco bardziej skuteczni, wynik mógłby być znacznie wyższy. Jako pierwszy do siatki trafił znany do tej pory raczej z agresywnej gry (17 żółtych i 3 czerwone kartki w zeszłym sezonie w Serie A), niż ze snajperskich zdolności, defensywny pomocnik Fiorentiny - Felipe Melo.
Melo już zapowiedział, że chciałby opuścić Włochy i przenieść się do angielskiej Premiership - najchętniej do Arsenalu. Na pewno bramka - i to strzelona głową - zdobyta w tak prestiżowym turnieju może tylko pomóc.
Jeszcze w pierwszej połowie podwyższył inny zainteresowany zmianą barw klubowych zawodnik. Robinho, którym ponoć interesuje się Barcelona, wykończył kapitalną kontrę Brazylijczyków. W kilkanaście sekund i przy pomocy zaledwie czterech podań zawodnicy Dungi przenieśli się z jednego końca boiska na drugi. Najlepiej zachował się w tej akcji 22-letni pomocnik Ramires (od nowego sezonu Benfica Lizbona), który zaliczył asystę. Wynik meczu w drugiej połowie po pięknej wymianie podań z Kaką ustalił strzałem z ostrego kąta Maicon.