Według naszych informacji szefowie PZPN podjęli już nieformalną decyzję. To właśnie pan ma być następcą Leo Beenhakkera. Wypada pogratulować...

Reklama

Stefan Majewski: Media to mają jednak łatwą robotę, wystarczy co parę lat odświeżać informację o tym, że Majewski ma zostać selekcjonerem, i wszystko fajnie się kręci. Przecież ja już kilka razy witałem się z gąską. O tym, że za chwilę dostanę nominację, dowiadywałem się przed wyborem Engela, Bońka, Janasa czy Beenhakkera. I mimo, że już sam w to zaczynałem wierzyć, to jednak trenerem reprezentacji zostawał ktoś inny. Dlatego szanuję waszą wiedzę, jaką zdobyliście, ale nie podpalam się. Czekam spokojnie i robię swoje.

Franciszek Smuda, który też marzy o objęciu drużyny narodowej, dostał informację, że nie ma co na to liczyć, bo selekcjonerem będzie Majewski. Został pan trenerem sztucznie utworzonej reprezentacji U-23, aby być przygotowanym do przejęcia pierwszej drużyny. Naprawdę wszystkie tropy prowadzą do pana...

Wtedy też prowadziły. Co do Franka, to wiem, że on ma takie aspiracje. Jesteśmy przyjaciółmi i często żartujemy na ten temat. Ostatnio zapytałem go, czy jak zostanie selekcjonerem, to mnie weźmie na kierownika drużyny. Zapewniałem, że będę bardzo profesjonalny i nawet po piwo mu będę biegał. Odparł, że nie chce, bo wie, że ja w końcu go wygryzę. A mówiąc poważnie, to gdyby tym razem uprzedził mnie właśnie Franek, to byłbym w stanie to jakoś przełknąć. Cieszyłbym się, że to właśnie on.

Niech pan nie kokietuje. Przecież ta drużyna U-23 została stworzona z myślą o panu w roli selekcjonera. Sama w sobie nie ma po prostu sensu. 18-, 19-latkowie grają w drużynie U-21. Starsi trafiają do pierwszej reprezentacji.

I tu się pan myli. Gdyby taka drużyna nie powstała, to media same by się o nią upomniały. Mielibyście pretensje, że przed mistrzostwami Europy w Polsce nie ma odpowiedniej selekcji, że zbyt wielu zawodników nie jest testowanych, że giną nam talenty. Przypominam, że nie występujemy w następnych eliminacjach. Pole widzenia na utalentowanych graczy musi być maksymalnie rozszerzone. Szanse musi dostawać większa grupa niż tylko 20, 30 w pierwszej reprezentacji. Już mam listę około 30 chłopaków urodzonych po pierwszym stycznia 1986 roku, którzy muszą być próbowani, a nie byłoby na to okazji w pierwszej drużynie. Weźmy pod uwagę bramkarzy – Stachowiak, Tytoń, Białkowski, Gikiewicz, albo obrońcy – Rzeźniczak, Fojut, Pawelec, Król, Pazdan. Owszem byli na jakichś zgrupowaniach kadry, ale w piłkę tam sobie nie pograli.

A w pana drużynie sobie pograją? Przecież inne federacje generalnie nie mają takich odpowiedników...

Reklama

Dobrze, że pan powiedział generalnie. Ale są takie, które mają. Będziemy uczestniczyć w ciekawym turnieju z udziałem Anglii, Walii, Włoch, Słowacji, Finlandii, Irlandii i Belgii.

I ile meczów w ciągu roku w nim rozegracie?

Dwa, maksymalnie cztery. Ale skoro są takie reprezentacje w Europie to będziemy z nimi rozgrywać spotkania w oficjalnych terminach UEFA zarezerwowanych dla pierwszej reprezentacji.

Został pan rekomendowany na trenera kadry, ponieważ szefowie PZPN po okresie współpracy z niepokornym Beenhakkerem chcą mieć wreszcie w tej roli kogoś, kto będzie się słuchał i nie sprawi kłopotów...

Ja sądzę, że ktokolwiek zostanie wybrany, będzie bez problemu współpracować z władzami związku. Sądzi pan, że Franek Smuda nie byłby do tego zdolny?

Smuda chodzi własnymi ścieżkami. Niejednokrotnie publicznie krytykował władze związku, m.in Jerzego Engela.

A pan sugeruje, że ja to nie mam swojego zdania? Zna mnie pan od lat. Wielokrotnie zarzucaliście mi, że jestem konfliktowy, bo nie dam sobie w kaszę dmuchać.

Ale jest pan również członkiem zarządu PZPN. Nie wierzę, że stawałby pan okoniem swoim kolegom, czyli tym, którzy pana kandydaturę przeforsowali...

I dobrze, że pan nie wierzy. Bo ja sam uważam, że podstawą do osiągnięcia jakiegokolwiek sukcesu jest dobra komunikacja z przełożonymi. Oni muszą mnie znać, rozumieć mój sposób myślenia i wiedzieć, jaki mam pomysł na drużynę.

Pije pan do Leo Beenhakkera, który notorycznie lekceważy tzw. polską myśl szkoleniową.

Do nikogo nie piję. Mówię to, co myślę.

Był pan zawsze mocno krytykowany za preferowany archaiczny system gry z trzema obrońcami. W pracy z reprezentacją też by go pan stosował?

Wystawiałem trzech obrońców, jak byłem trenerem w klubie i wynikało to z zastanej sytuacji. Po prostu nie miałem wykonawców do innego systemu. W reprezentacji trener sam dobiera zawodników.

O trenerach mówi się, że są tak dobrzy jak ich ostatni mecz. Pan ostatnie mecze w roli trenera nie były zbyt udane. Zostawił pan Cracovię w ubiegłym sezonie na miejscu spadkowym...

Mogłem dalej pracować w Cracovii, ale widziałem, że byłem obarczany za wszystko złe, co się tym klubie dzieje. Stałem się synonimem zła. Po rundzie rewanżowej mój następca pochwalił się, że zdobył więcej punktów ode mnie. Szkoda, że nie wspomniał o poprzednich sezonach, kiedy Cracovia pod moją wodzą zajęła czwarte i siódme miejsce w lidze.

Jako trener reprezentacji będzie pan pod presją i ostrzałem mediów. Jest pan przygotowany na znoszenie krytyki? Kiedyś Paweł Janas i ostatnio Leo Beenhakker bardzo źle na nią reagowali.

Mam bardzo dobre kontakty z mediami. Wiem, jak działają, znam was i wiem, na czym polega wasza praca. Czy ja kiedykolwiek nie odebrałem od pana telefonu? Zresztą o czym my mówimy. Ja na razie mam swoją robotę.