Real zaczyna marsz w kierunku do kolejnej - już drugiej z rzędu - obrony tytułu mistrza Hiszpanii. Jakie są pana wrażenia po dwóch tygodniach zgrupowania?
Jestem zadowolony z tego co prezentujemy w pierwszej fazie przygotowań. Trenujemy ciężko, ale w sparingach nie odstajemy od rywali. Najważniejsze, żeby się zgrać, przypomnieć sobie mechanizmy wypracowane w poprzednim sezonie. Bardzo fajnie, że najpierw pojechaliśmy na kilka dni do portugalskiego Algarve. Było super. Wszyscy poczuliśmy, że na nowo rodzi się duch drużyny.
Recepta na zbudowanie idealnej formy?
Ideał nie istnieje, ale wysoki poziom można osiągnąć i - co trudniejsze - utrzymać się na nim. Bardzo ważne są rozmowy z trenerami. Nie tylko z głównym, ale także z asystentami, odpowiadającymi za przygotowanie fizyczne. Żeby wszystko funkcjonowało prawidłowo, trzeba wypracować skuteczny dialog. Trener musi wiedzieć czego wymaga od niego piłkarz i na odwrót.
Na przełomie czerwca i lipca dużo się mówiło o pana transferze. Saviolą interesowało się kilkanaście klubów z całego świata.
Wiem, było tego trochę. Praktycznie każdego dnia pojawiały się nazwy nowych klubów. Postanowiłem jednak, że mimo słabego debiutu w Realu, zostanę w Madrycie. Miałem długą, szczerą rozmowę z Schusterem i trener zapewnił, że klub liczy na mnie, on sam wierzy w moje umiejętności. Mam grać częściej i więcej, tak aby nie powtórzyła się sytuacja z minionego sezonu, kiedy wystąpiłem w kilkunastu meczach i strzeliłem tylko trzy gole.
Skąd pewność, że teraz ma być łatwiej?
Specjalnie się nad tym nie zastanawiałem, ale przecież kilku chłopaków grało na Euro, mieli dłuższe urlopy, więc trochę później złapią świeżość i wejdą w rytm meczowy. Dostaję szansę, będę mógł wreszcie pokazać na co mnie stać.
W grudniu skończy pan już 27 lat. W karierze było już sporo klubów, kilka rozczarowań. Nie czuje się pan wypalony?
Absolutnie nie. Żyję z dnia na dzień, nie rozpamiętuję przeszłości, nie rozliczam się z historią. Życie piłkarza to wzloty i upadki, a ja wciąż jestem uważam się za szczęśliwca. Moją teraźniejszością jest wielki Real, a nie slumsy Buenos Aires.
Leo Messi jedzie do Pekinu na igrzyska olimpijskie. Barcelona płacze, bo ryzykuje kontuzję swojej największej gwiazdy, a Argentyna jest murowanym faworytem do obrony złotego medalu sprzed czterech lat.
To dosyć skomplikowana sytuacja dla niego i klubu. Reprezentacja Argentyna wyszła na tym najlepiej, ale nie ma co się dziwić. Leo zawsze będzie przedkładał kadrę nad klub. Tak to już jest z nami Argentyńczykami.
Guti w jednym z ostatnich wywiadów stwierdził, że Real w tym sezonie powinien zaangażować się na wszystkich frontach - od ligi, przez krajowy puchar, po Ligę Mistrzów. Każdy z 23 piłkarzy ma być ważnym elementem mistrzowskiej układanki.
Zgadzam się z Gutim. Mamy bardzo silny i wyrównany skład - moim zdaniem - jeden z najlepszych w historii klubu. Oczekiwania są większe niż w poprzednim sezonie, zwłaszcza wobec Ligi Mistrzów. Do zrealizowania wszystkich celów niezbędna będzie rotacja.
Żaden poważny piłkarz nie opuścił was tego lata, ale żaden też nie wzmocnił. A Barcelona nie śpi. Katalończycy na transfery wydali już ponad 90 milionów euro.
Trochę to dziwne, że nikogo nie kupiliśmy. Od kilku tygodni mówi się o kilku wielkich nazwiskach, media skutecznie podgrzewają atmosferę, ale na razie konkretów brakuje. Pamiętajcie, że Real to magiczna nazwa. Wielu utalentowanych piłkarzy marzy o podpisaniu kontraktu w Madrycie, ale tylko nielicznym się to udaje. Działacze starają się wybrać tych najodpowiedniejszych, dlatego poszukiwania na rynku transferowym czasami trwają bardzo długo.
Ale na zakupy jest czas do końca sierpnia...
Dlatego wydaje mi się, że na Bernabeu trafi jeszcze dwóch wybitych zawodników.