Najbardziej aktywny podczas wczorajszych zajęć był Ulatowski. I to nie tylko z tego względu, że w kadrze przypadła mu rola tłumacza. Były trener Zagłębia Lubin pokrzykiwał na piłkarzy, mobilizował ich i oczywiście... tłumaczył polecenia Leo. Pozostała dwójka bardzo dostojnie asystowała w zajęciach, czyli eleganckimi krokami przemierzała wzdłuż i wszerz murawę wronieckiego boiska. Hierarchia w sztabie szkoleniowym została więc ukształtowana szybko. Pierwszy Beenhakker, drugi Ulatowski, a dopiero w dalszej kolejności Mroczkowski, Zamilski i trener bramkarzy Andrzej Dawidziuk.

Reklama

"Stres to ja przeżyłem, gdy po raz pierwszy jako szkoleniowiec Zagłębia wchodziłem do lubińskiej szatni. W przypadku pierwszych zajęć w kadrze o nerwach nie było mowy" - próbował przekonać DZIENNIK Ulatowski.

Z kolei sami piłkarze - szczególnie ci, którzy pod okiem Leo ćwiczyli wczoraj po raz pierwszy - nie ukrywali lekkiego przejęcia i zdenerwowania. "Nie dziwcie się im. Też byłbym zdenerwowany, gdyby pokrzykiwał na mnie jakiś starszy gość. I to w dodatku w niezrozumiałym dla mnie języku" - śmiał się po zajęciach Beenhakker.

Na zgrupowaniu we Wronkach - w przeciwieństwie do wielu innych zawodników - dość pewnie może się czuć Radosław Majewski. Już kilka razy był powoływany na zgrupowania kadry Leo Beenhakkera. Miał jechać na mistrzostwa Europy, ale w ostatniej chwili został skreślony. "Nie powiem, że się nie przejmowałem, bo bardzo chciałem jechać do Austrii. Przez ostatnie półtora roku w mojej karierze cały czas szedłem w górę i nagle spadła na mnie informacja, że nie jadę na Euro. Takie sytuacje uczą pokory" - opowiada pomocnik Polonii Warszawa. Natychmiast jednak zapewnia, że nie ma do nikogo pretensji."Najwyżej do samego siebie. Na mistrzostwa pojechali najlepsi" - zaznacza.

Reklama

Majewski w nowej reprezentacji Polski może być kluczowym graczem środka pola, konkurentem dla Rogera, Łukasza Garguły i Rafała Murawskiego, których nie ma we Wronkach. "Ja liderem kadry? Nie wygłupiajcie się. Nawet nie wiem, czy dostanę powołanie na mecze w eliminacjach MŚ" - mówi Majewski. "To nie jest tak, że uparłem się, by w najbliższych tygodniach zapewnić sobie miejsce w podstawowym składzie reprezentacji. Zależy mi tylko na tym, by dać z siebie wszystko, niech Beenhakker oceni, na ile to wystarcza" - dodaje "Maja".

Jednak zawodnik Polonii teraz myśli nie tylko o kadrze. Ostatnio pojawiła się informacja, że chętnie w swoich szeregach widziałby go Celtic Glasgow. Do transferu podobno nie doszło tylko dlatego, że Celtowie koniecznie chcieli go zobaczyć na kilkudniowych testach. Na to nie godzi się właściciel karty zawodniczej Majewskiego, Zbigniew Drzymała. Biznesmen z Grodziska Wielkopolskiego nie chce go sprzedać swojego piłkarza za kwotę niższą niż 3 miliony euro. To bardzo duże pieniądze, ale Drzymała może dyktować takie wygórowane warunki, bo wcale nie musi dobijać targu już dzisiaj. Zdaje sobie sprawę, że po jesiennych meczach reprezentacji Polski jego cena Majewskiego może być znacznie wyższa.

"Te wszystkie informacje wyczytuję tylko w gazetach" - uspokaja zawodnik. "Swoją drogą, to bardzo ciekawe, że wciąż podobno interesują się mną kluby z Wysp, bo przecież wcześniej mówiło się również o West Bromwich Albion i Blackburn, zaś z drugiej strony słyszę, że ja do wyspiarskiego futbolu się nie nadaję. Sam nie mam nic przeciwko temu, żeby grać w Anglii czy Szkocji" - dodaje kandydat na lidera reprezentacji Polski.