"Chciałem grać w Legii, chciała też tego moja żona. Ale Legia mnie nie chciała. Dziś wiem, że nie zagram już w polskiej lidze" - mówi "Faktowi" Jacek Bąk, piłkarz Austrii Wiedeń i reprezentacji Polski
.
Przed podpisaniem nowego kontraktu pyta pan o zdanie małżonkę?
Oczywiście. Rozmawiamy o tym. W ogóle ja mam fajną żonę, a sam jestem fajnym mężem (śmiech). Jestem zadowolony, że wybrałem Austrię Wiedeń. Dobry klub, piękne miasto i ambitne plany, by nasza drużyna wróciła na szczyt. Będzie ciężko, bo mistrz z Salzburga ma lepszy skład, ale to jest piłka. Wszystko jest możliwe. Tylko niech nikt mi nie mówi, że pojechałem do Austrii na emeryturę! Pogram jeszcze dwa lata na najwyższych obrotach i koniec. Będę miał 36 lat. Później nie ma co się wygłupiać.
Wiedeń to stolica kulturalna Europy. Teatry, opery. Wybierzesz się?
Czemu nie. Jestem ciekawy świata, choć po pobycie w Katarze już mało co może mnie zaskoczyć. Tamten język, kultura...
Zostawiłeś w Katarze przyjaciół?
Tak. Ale mam z nimi kontakt. Z polskim ambasadorem, z właścicielem sklepów jubilerskich z Libanu. Już umówiliśmy się na kolację w Polsce.
Przetrawiłeś już porażkę z Armenią?
Tak. Przecież nie będę siedzieć i wyrywać włosów z głowy. Trzeba wziąć się w garść na mecze z Portugalią i Finlandią. Co do Armenii to żałuję, że byłem zamieszany w stratę gola, bo to ja faulowałem i z wolnego straciliśmy bramkę. Gdybym wiedział, że Ormianin odda strzał życia, może pozwoliłbym mu się minąć. Może strzeliłby niecelnie, może... Zmarnowaliśmy kilka dobrych sytuacji. Gdybyśmy wygrali, to jedną nogą bylibyśmy już w finałach. Ale z taką Portugalią może grać nam się nieco łatwiej niż z "murarzami", choć wiadomo, że to wielki zespół. Ale jak wyjdzie nam taki mecz jak w Chorzowie, to będzie okay. Ale oni nie mogą pozwolić sobie na stratę punktu u siebie. Pójdą na całość. My pewnie też.
Taki mecz jak w Chorzowie, gdzie pokonaliśmy ich 2:1, zdarza się Polakom raz na wiele lat.
Może się zdarzyć raz na sto lat, ale też dwa razy do roku. Niczego nie można przewidzieć.
Do drugiej ligi awansował Motor Lublin, w którym zaczynałeś karierę.
Cieszę się ogromnie. Mam nadzieję, że nie na jeden sezon, ale podobno mają finansowe kłopoty.
Może z sentymentu wspomógłbyś Motor swoimi oszczędnościami?
Hmm... Nie za bardzo podoba mi się ten pomysł (śmiech). Ale trzymam kciuki za Motor.
Podobno mocno do podpisania kontraktu z Austrią namawiał cię francuski piłkarz tego klubu, Jocelyn Blanchard?
Rozmawiałem z nim kilka razy. Pytałem go o klub, życie w Wiedniu i temu podobne sprawy. Ufam mu, bo znamy się wiele lat. Gdy byliśmy piłkarzami Lens, na wyjazdach mieszkaliśmy w jednym pokoju. Jocelyn nie ściemniał. Wszystko to, co powiedział o Austrii, okazuje się prawdą. To bardzo fajny klub i kraj