"Tak jak się spodziewałem, był to mecz na dobrym poziomie. To była walka, którą każdy chciał wygrać. Było parę świetnych akcji" - powiedział na konferencji prasowej Smuda.

Zaznaczył przy tym, że nie było to tylko spotkanie towarzyskie, ale prawdziwa walka. "Jak to był tylko towarzyski mecz, to muszę oddać licencję. Był to mecz walki, graliśmy tak, jakbyśmy grali o punkty (...) Ciągle podkreślam, że mecze międzypaństwowe to nie jest zabawa, tylko walka i wielki prestiż. I o ten prestiż walczyliśmy".

Reklama

Selekcjoner stwierdził, że biało-czerwoni walczyli do samego końca. "Oczywiście zawsze jest żal, jak się przegra czy zremisuje, ale chcieliśmy wygrać i kibice to widzieli, że ten zespół chce jeszcze bramkę strzelić. Przy stanie 2:2 atakowaliśmy do końca, ale też Amerykanie chcieli wygrać. Dla kibiców był to dobry mecz do oglądania".

Smuda, oceniając na gorąco mecz ze Stanami Zjednoczonymi, powiedział, że zabrakło konsekwencji w grze obronnej, ale wskazywał także na brak czterech zawodników, których chciał powołać do kadry.

"Wiedzieliśmy wcześniej, że czterech obrońców odpadło i zostało czterech, którzy grali. Kamil Glik, który na treningu skręcił staw skokowy, ma jednak szansę wystąpił w drugim meczu" - wspomniał.

Reklama

Sekcjoner bardzo emocjonalnie bronił składu w jakim grał zespół w Chicago oraz dokonanych przez niego zmian w trakcie meczu. "Nie chciałem robić cyrku ze zmianami na boisku" - zanaczył.

Trener nie chciał wyróżniać żadnego z zawodników. Uważa, że wszyscy dali z siebie wszystko i to jego zdaniem było najważniejsze. Dodał, że przez większą część meczu biało-czerwoni wykazywali inicjatywę i przeprowadzali ataki. Pochwalił także grę pozycyjną.

Reklama

Smuda z uznaniem wypowiadał się o amerykańskiej reprezentacji, która, jego zdaniem, rozwinęła się w ostatnich latach.

"Jest to solidna maszyna, wiedzą jak chcą grać, zawodnicy są świetnie wyszkoleni technicznie. Jeszcze kilka lat temu nie pomyślałbym, że Stany Zjednoczone mogą mieć taki zespół. Duża w tym zasługa ostatnich trenerów, a zwłaszcza obecnego Boba Bradleya. Amerykańska reprezentacja nie będzie miała problemów z europejskimi zespołami. Zresztą już nie ma" - powiedział.



Smuda podkreślił, że jest skupiony teraz na wtorkowym meczu z Ekwadorem, który zostanie rozegrany w Kanadzie. "Na pewno będą zmiany, bo dwóch zawodników zabraknie, ale dostaną szansę ci, którzy w sobotę nie wystąpili. Jakub Błaszczykowski i Adam Matuszczyk opuszą zgrupowanie wcześniej, by w myśl zawartej umowy, powrócić do swych klubów".

Trener docenił rodaków, którzy na mecz w Chicago przyjechali z różnych stron Stanów Zjednoczonych, od Florydy po Nowy Jork.

"Znam tych kibiców od dłuższego czasu. Podobnie jak wszyscy polscy kibice kochają piłkę nożną i są głodni sukcesów na miarę lat 70. czy 80. Chciałbym, żeby było więcej takich meczów, jak ten, które mogą się podobać" - zaznaczył Smuda.

Mimo że na trybunach Soldier Field zasiadło ponad 31 tys. widzów, było to mniej niż się spodziewano. Na konferencji prasowej po meczu Smuda żartował, że być może część Polaków wybrała się na hokej. W tym samym czasie co mecz USA-Polska, zdobywcy Pucharu Stanleya, hokeiści Chicago Blackhawks, rozgrywali pierwszy w tym sezonie mecz na swoim lodowisku.

USA - Polska 2:2 (1:1)

Bramki: dla USA - Jozy Altidore (13), Oguchi Onyewu (52); dla Polski - Adam Matuszczyk (30), Jakub Błaszczykowski (73).

Żółte kartki: Jozy Altidore (USA), Dariusz Pietrasiak (Polska).

Sędzia: Steven Di Pietro (Kanada). Widzów: 31 631.

Polska: Artur Boruc - Łukasz Piszczek, Dariusz Pietrasiak, Michał Żewłakow, Łukasz Mierzejewski - Jakub Błaszczykowski, Adam Matuszczyk, Rafał Murawski, Ludovic Obraniak, Adrian Mierzejewski (71-Andrzej Niedzielan) - Robert Lewandowski

USA: Tim Howard - Steven Cherundolo, Oguchi Onyewu, Maurice Edu, Carlos Bocanegra, - Stuart Holden, Michael Bradley, Jermaine Jones, Benny Feilhaber (61-Alejandro Bedoya) - Clint Dempsey, Jozy Altidore



Siódmy, kolejny mecz bez zwycięstwa zespołu Franciszka Smudy. W Chicago polska reprezentacja rozegrała jednak dobre spotkanie, remisując ze znacznie wyżej notowaną w rankingu FIFA (18. miejsce) drużyną amerykańską.

W Chicago Polacy mogli czuć się jak u siebie w domu. Większość z 30 tys. kibiców, którzy zasiedli na trybunach stadionu Soldier Field, stanowiła bowiem żywiołowo dopingująca rodaków amerykańska Polonia.

Początek meczu nie był udany dla biało-czerwonych. W 13. minucie Jozy Altidore otrzymał precyzyjne prostopadłe podanie od debiutującego w reprezentacji USA Jermaine'a Jonesa i nie dał żadnych szans Arturowi Borucowi.

Amerykanie poszli za ciosem, spotkali się jednak z kontrą. Polacy szybko przerzucili piłkę na połowę gospodarzy, ale Ludovic Obraniak nie zauważył wychodzącego na czystą pozycję Roberta Lewandowskiego. W 20. minucie Obraniak zrehabilitował się doskonałym podaniem do Lewandowskiego. Napastnik Borussii Dortmund powinien wyrównać. W identycznej sytuacji, co wcześniej Altidore, nieatakowany i mając przed sobą tylko Tima Howarda, trafił w nogi amerykańskiego bramkarza.

Polacy nie zwalniali tempa. Raz po raz niebezpiecznie przedzierał się prawym skrzydłem Jakub Błaszczykowski, za którym z trudem nadążali rywale. Próbował strzelać z dystansu Adam Matuszczyk. Wreszcie w 30. minucie padło wyrównanie. Oguchi Onyewu popełnił błąd, Obraniak wyłożył piłkę Matuszczykowi, a ten płaskim strzałem z 16 metrów posłał ją do siatki. Pomocnik FC Koeln zdobył swoją pierwszą bramkę dla reprezentacji Polski.

Tuż przed przerwą ponownie zagroził Borucowi Altidore. Mający haitańskie korzenie napastnik silnie uderzył, a piłka musnęła poprzeczkę.

Drugą połowę mocnym akcentem rozpoczęli gospodarze. W 53. minucie z rzutu rożnego dośrodkowywał Stuart Holden, najwyżej wyskoczył do piłki Onyewu i Amerykanie ponownie objęli prowadzenie. Trzy minuty później Altidore mógł je podwyższyć, ale tym razem przegrał pojedynek z Borucem.

W 73. minucie kolejną świetną asystą popisał się Obraniak. Po jego podaniu na prawe skrzydło osamotniony Błaszczykowski spokojnie przymierzył i posłał piłkę w długi róg bramki Howarda. Remis 2:2 utrzymał się do końca spotkania, choć już w doliczonym czasie gry zakotłowało się pod polską bramką, piłka odbijała się od graczy obu drużyn i zmierzała już do siatki, ale z linii bramkowej wybił ją jeden biało-czerwonych.

We wtorek Polacy zagrają w Montrealu z Ekwadorem.