Jak to jest być rodziną gwiazdy? "I fajnie, i strasznie" - mówi DZIENNIKOWI Anthony. "Miło jest wtedy, gdy podczas mycia zębów włącza się w internecie radio i słyszy akurat program poświęcony Steve'owi. Nerwowo - kiedy człowiek ogląda w telewizji spotkanie reprezentacji Anglii, której nie idzie i nic nie może na to poradzić. Albo jak czyta się w brukowcach kłamstwa na temat ukochanego brata" - dodaje.

Reklama

"Jak chłopacy grają słabo, nasza rodzina strasznie to przeżywa. Podczas meczów wysyłamy sobie z siostrą, która mieszka we Włoszech, dziesiątki SMS-ów. Na szczęście w ostatnią środę aż tak się nie stresowałem. W końcu wygraliśmy z Rosją 3:0" - opowiada 40-letni Anglik, pochodzący z Yorku.

To pełna zabytków, nieduża (180 tys. mieszkańców) miejscowość w północnej części Anglii. Na świat przyszła tu genialna aktorka Judi Dench. To w Yorku pierwsze kroki na zawodowej scenie stawiał mężczyzna, który spogląda ostatnio na warszawiaków z setek olbrzymich billboardów. Pierce Brosnan, ambasador garniturów Vistuli/Wólczanki, znany też jako James Bond. Po co wyprowadzać się z tego sielankowego, przepięknego miejsca do nieznanej Polski, do Płocka?

Anthony: "Zrobiłem to z dwóch powodów: bo uwielbiam poznawać nowe kultury oraz dlatego, że interesuje mnie polityka, kończyłem politologię. Byłem ciekaw jak wygląda kraj w dekadę po upadku komunizmu. Anthony mieszka w Płocku od ośmiu lat. Lubi to miasto, podobnie jak cały nasz kraj" - tłumaczy.

Reklama

"Jesteście inni niż my, Anglicy. Imponujecie mi otwartością. Gdy idę do jakiegoś Polaka w odwiedziny, zawsze dostaję do skosztowania świeże ciasto, a wraz z nim serdeczny uśmiech. A na weselach zajadam się pysznymi flaczkami. No i piję waszą wódkę. Szczególnie dobra jest żubrówka. Często wożę ją do domu" - zdradza Brytyjczyk.

I znów zaczyna mówić o swoim bracie... "Wiesz, generalnie to przyjemnie jest mieć sławnego człowieka w rodzinie. Dzięki niemu jeśli tylko chce mam najlepsze miejsca na Wembley, poznałem też Davida Beckhama. Ale tak naprawdę nie myślę o Stevie jak o wielkiej gwieździe. Dla mnie to po prostu starszy, kochany brat, poczciwiec" - opowiada Anthony.

Steve to gaduła. Podczas rodzinnych, świątecznych kolacji opowiada dużo i barwnie. Także o piłce. Jednak rzadko porusza temat drużyny, którą akurat prowadzi. Występy angielskiej reprezentacji najbardziej przeżywa matka McClarenów. Anthony: "Jest fanatyczką futbolu. Zna na pamięć składy wszystkich drużyn Premiership. Czasem jednak podczas meczów kadry denerwuje się tak bardzo, że wyłącza telewizor. Szczególnie, gdy chłopcom Steve'a nie idzie". Angielski selekcjoner także wyjątkowo ciężko znosi porażki. "Po nieudanym występie zamyka się w sobie. Siedzi w odosobnieniu, myśli, analizuje. Może to robić godzinami" - przyznaje Anthony.

Reklama

Po słabych meczach McClarenowi puszczają też nerwy. Konferencja prasowa po spotkaniu z Macedonią. Tego wieczora Anglia kompletnie zawiodła. Grała beznadziejnie, zremisowała 0:0. Wściekły McClaren siada przy stole. Bierze mikrofon. Nie czeka na pytanie z sali. Mówi krótko i doniośle: "I tak panowie napiszą co zechcą, dlatego nie mam ochoty odpowiadać na żadne pytania. Wstaje. Wychodzi. Skandal na cały kraj gotowy. Anthony jest spokojniejszy od brata. Ciągle uśmiechnięty. Podczas rozmowy nie unika kontaktu wzrokowego. Nic dziwnego, w końcu jest nauczycielem.

Prowadzi swoją szkołę językową - Yorke Language Center. Bycie belfrem traktuje jako swoje powołanie. Uwielbia uczyć, choć jak w każdym zawodzie są chwile lepsze i gorsze. Te drugie przeżył m.in. przez reprezentację Pawła Janasa. "Rok temu, w czerwcu, przygotowałem wielkie barbecue na zakończenie roku szkolnego. Impreza rozpoczęła się źle, bo padał deszcz. Ale pocieszałem swoich polskich przyjaciół, że jeszcze będzie fajnie - przecież tego dnia wasza drużyna grała na mundialu z Ekwadorem. Niestety, po spektakularnej porażce party skończyo się o 23" - śmieje się Anthony w rozmowie z DZIENNIKIEM.

Steve był w naszym kraju tylko raz. Kilka lat temu Anglia grała na Śląskim z Polską. McClaren asystował w ten czas Svenowi-Goranowi Erikssonowi. "Naturalnie przyjechałem na spotkanie z bratem i na mecz. Od zawsze, gdy jeszcze był zawodnikiem, jeździłem w każdy weekend po całej Anglii, by podziwiać go i dopingować podczas gry" - zdradza Anthony.

Panowie poszli na kawę do małej kawiarenki położonej w bocznej uliczce Chorzowa. Chcieli spokojnie porozmawiać. Anonimowość zachowali przez całe pięć minut. "Po tym czasie na Steve'a rzucili się fani z Wielkiej Brytanii. Podpisał parę autografów. Potem rozmawialiśmy udając, że nie widzimy tej setki osób wokół. Byliśmy naprawdę twardzi" - opowiada Anthony.

W trakcie naszego spotkania zdarza mu się używać polskich słów. "Cholernie trudny ten wasz język. Ale jakoś daję radę. Jak dzwoni Polak i pyta się o możliwość nauki w szkole, to nawet swobodnię z nim rozmawiam. Za to gdy w domu zademonstrowałem jak ciężki jest polski, to cała rodzina, włącznie ze Stevem, złapała się za głowę" - wspomina.

Anthony opanował polski, dzięki dwóch cechom: olbrzymiej pracowitości i sumienności. Te same atuty posiada Steve. I pewnie dlatego w wieku zaledwie 45 lat objął jedną z najbardziej prestiżowych funkcji w futbolu, a kilka tygodni wcześniej doprowadził przeciętny Middlesbrough do finału Pucharu UEFA. "Brat zawsze stawiał sobie bardzo wysokie cele" - mówi młodszy McClaren.

Jakby na potwierdzenie tej tezy znajduję fragment wywiadu z angielskim selekcjonerem: "Mam wielkich graczy, z których chcę zbudować niesamowitą druynę. Jeśli się nie uda, będzie to tylko moja wina" - tłumaczył Steve. "Ja też mam w życiu cel, choć nie aż tak wielki - chcę zdobyć dla przyjaciół z Płocka autografy Beckhama z imienną dedykacją" - żartuje Anthony.