Wygląda na to, że osiągnął pan życiową formę... znowu! Która to pańska młodość?
Druga oczywiście! Szczerze mówiąc to nie czuję, żeby nastąpił jakiś zdecydowany skok w mojej grze. Wszyscy piszą o moim odrodzeniu, drugiej młodości, ale ja naprawdę tego tak nie odbieram. Gra się jak przeciwnik pozwala, a widocznie rywale trochę zapomnieli o moich umiejętnościach. Zostawiają mi więcej miejsca i ja to wykorzystuje. Bardzo się cieszę, że strzelam ostatnio tyle bramek.
No właśnie. Wygląda na to, że znowu uwierzył pan w swój strzał. Czesto pan próbuje i piłka często wpada gdzie trzeba.
Wszystko dzięki temu, że solidnie przetrenowałem okres przygotowawczy, który był zresztą niesamowicie ciężki. Najważniejsze, że kolano wytrzymało i nie dokuczały mi kłopoty zdrowotne.
Jakim trenerem jest Felix Magath?
Ma naprawdę ciężką rękę. Dla niego liczy się tylko drużyna, nie jednostki. Potrafi bez żadnych skrupułów odesłać na trybuny pilkarzy, których sam za duże pieniądze wcześniej ściągnął. U niego naprawdę jedyną przepustką do pierwszego składu jest forma. Ale nie da się ukryć, że ma bardzo ciężki charakter.
Magath coś zmienił w sposobie dobierania treningów, czy w dalszym ciągu, jak wcześniej w Bayernie Monachium, podstawą były zajęcia z piłkami lekarskimi.
Nie miałem wcześniej z nim do czynienia, ale faktycznie niemiecka prasa zawsze się śmieje z tych jego piłek lekarskich. Tym razem było dokładnie tak samo, czyli dzień w dzień z nimi zasuwaliśmy.
Jakoś nie przynosi to spodziewanych efektów, bo w Bundeslidze zajmujecie dopiero 16. miejsce. Pan chyba nie chce jeszcze wracać do drugiej ligi?
Spokojnie, mój kontrakt obowiązuje tylko w pierwszej. A tak na poważnie wydaje mi się, że już niedługo zaskoczymy. Klub zainwestował przed sezonem 30 milionów euro i to się musi zacząć w końcu zwracać. Sprowadzono 15 nowych zawodników, wielu z nich to obcokrajowcy, którzy jeszcze nie radzą sobie z językiem. Potrzeba nam czasu. W weekend gramy ciężkie spotkanie z Energie Cottbus i mam nadzieje, że będzie to punkt zwrotny. Szczególnie, że lepiej radzimy sobie na wyjazdach niż u siebie, kiedy musimy prowadzić grę. To dziwne, bo w Wolfsburgu mamy świetnego rozgrywającego - Brazylijczyka Marcelinho. Ale on sam mówi, że jeszcze nie jest w najlepszej formie.
W pierwszych meczach w Bundeslidze pan nie grał, oficjalnie z powodu urazu. W spotkaniu Polski z Rosją w Moskwie zagrał pan jednak cały mecz. Mówiło się, że Magath nie stawia na pana.
To jakaś zupełna bzdura. Naprawdę miałem drobną kontuzję - na jednym z treningów naciągnąłem sobie mięsień dwugłowy. Jeszcze wcześniej nie pojechałem na mecz Pucharu Niemiec, bo Magath postanowił oszczędzić najlepszych zawodników na ligę. Tak powiedział, więc naprawdę nie wiem skąd taka plotka, że znalazłem się w niełasce. Jadąc na kadrę nawet nie wiedziałem, czy ostatecznie zagram, bo cały czas mnie bolał mięsień. Zbadał mnie jednak lekarz i powiedział, że będę mógł wystąpić.
Mecz z Rosją pozwolił więc panu świetnie się wprowadzić?
To był mój pierwszy oficjalny mecz w sezonie. Cieszę się, że zagrałem pełne 90 minut. Z czego drugie 45. min było naprawdę dobre. Strzeliłem ładną bramkę, która faktycznie dodała mi skrzydeł, pozwoliła uwierzyć w siebie. Wróciłem do klubu, zagrałem pierwszy mecz w Bundeslidze i też od razu trafiłem.
W Wolfsburgu nadal jest pan skrzydłowym, czy już został pan przestawiony do środka pola?
W klubie w tym sezonie nie gramy już 4-4-2. Magath ustawił zespół w diamencie. Na papierze jestem wciąż lewoskrzydłowym, ale muszę często schodzić do środka, by robić miejsce ofensywnie grającym obrońcom. Ale bramki też strzelam ze środka. W klubie mam jednak więcej zadań w defensywie niż w reprezentacji.
A jak się panu podoba gra w środku pola? Bo wygląda na to, że to najlepsza dla pana pozycja.
Cieszę się, że tak to jest odbierane. Ciężko jest się przestawić, ale fajnie, że są tego efekty. Tym bardziej, że w kadrze jest jeszcze Ebi Smolarek i głupio by było, gdyby któryś z nas musiał siedzieć na ławce. Beenhakker tak to poukładał, że z korzyścią dla drużyny może wystawiać wszystkich najlepszych polskich piłkarzy.
A co będzie kiedy do kadry wróci Łukasz Garguła?
Dobrze będzie. Konkurencja wpływa tylko mobilizująco.
A słyszał pan o pomyśle by zrobić z pana lewego obrońcę?
Powiem panu, że w letnich przygotowaniach na siedem sparingów, w chyba pięciu Magath ustawiał mnie na lewej obronie. Uznał, że mam braki w grze defensywnej i jedyny sposób, bym się podciągnął, to trochę pograć w obronie.
I jak panu szło?
Chyba całkiem nieźle, bo tak, jak powiedziałem, trener naprawdę wymaga, by lewy pomocnik dużo uwagi poświęcał grze w defensywie. Pewne miejsce w podstawowej jedenastce mam tylko dlatego, że poprawiłem grę w defensywie.
Rozumiem, że wyjazdy na zgrupowania reprezentacji są dla pana okazją do oddechu?
Nie da się ukryć. Można oderwać się od problemów klubowych, skoncentrować się na innych sprawach. W reprezentacji na razie mamy świetne wyniki i nie wyobrażam sobie żebyśmy nie awansowali do Euro 2008. Każdy z tych meczów będzie dla nas grą o wszystko. W każdym musimy walczyć jakby był tym decydującym spotkaniem. Ale wierzę w ten zespół.
Jacek Krzynówek ma ostatnio dobrą passę. Strzela jak na zawołanie, czy to w polskiej reprezentacji, czy w niemieckiej Bundeslidze. Polak już nie narzeka na trenera Wolsburga, Felixa Magatha. "Uwierzyłem w siebie" - mówi bohater z Lizbony w rozmowie z DZIENNIKIEM.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama