Kiedy odkrył pan w sobie żyłkę biznesmena?
Dawno temu, już w 1992 roku. Jako 21-letni chłopak przeszedłem wówczas do Udinese, gdzie zacząłem całkiem nieźle zarabiać. Nie chciałem, wzorem niektórych kolegów, przepuszczać większości pieniędzy na balangowanie, dlatego poczyniłem kilkanaście inwestycji. Bawiłem się głównie w kupowanie i sprzedawanie nieruchomości. Pomagał mi w tym ojciec Zbigniew.
Słabość do budynków pozostała panu chyba do dziś. Kilka dni temu nabył pan przecież stary dworzec w Katowicach za 45,5 miliona złotych. Co z nim będzie?
W Krakowie, gdzie mieszkam, jest kilka pięknych miejsc do spacerowania. Pomyślałem sobie: a może by stworzyć coś podobnego w Katowicach? Generalnie dworzec i rozległe tereny wokół niego mają być wykorzystane do celów turystyczno-handlowych. Śląsk to wspaniałe miejsce, które powinno być odwiedzane przez Polaków. To zresztą nie pierwsza tego typu inwestycja w moim życiu. Firma Eurostal Real Estate, której jestem prezesem, buduje osiedla mieszkaniowe oraz ekskluzywny hotel w Krakowie.
Trudniej przebić się w sporcie czy biznesie?
Ciężko powiedzieć. Na pewno obie dziedziny mają wiele cech wspólnych - wymagają od człowieka cierpliwości i wytrwałości w dążeniu do celu. Wiem, że tom co mówię, brzmi banalnie, ale taka jest prawda. W biznesie radzę sobie chyba całkiem nieźle, nie gorzej niż na boisku. Niegłupi przecież ludzie, z którymi współpracuję, wybrali mnie prezesem dużej firmy składającej się z szesnastu przedsiębiorstw.
Czy zabiegany pan prezes ma jeszcze czas sport?
Intensywnie się ruszam, nie chcę wyglądać jak święty Mikołaj (śmiech). Raz w tygodniu gram w Krakowie z oldbojami, często zakładam dres i biegam. Generalnie cały czas coś robię. Sport to moje wielkie hobby.
Drugą pana pasją jest wino.
Tak, w domowej piwniczce mam około 200 butelek tego trunku. Nie jestem jednak typem gościa, który delektuje się widokiem samych flaszek. Ja lubię je otwierać i konsumować w towarzystwie znajomych.
Może z czasem pójdzie pan w ślady słynnego aktora Marka Kondrata i poświęci się branży winiarskiej?
Jasne! Wyjadę do Toskanii, gdzie najpierw zbiorę grona, a potem przyjadę z nimi do Polski i otworzę sieć sklepów, ha ha ha. Oczywiście żartuję. Na pewno tak nie zrobię, winko pozostanie moją radością, ale nie sposobem na życie. Wolę działać w branży nieruchomości.
A co z branżą sportową? Ma pan zamiar sponsorować jeszcze jakiś klub piłkarski, czy też działalność w Górniku Zabrze zraziła pana do polskiego futbolu?
A dlaczego miałaby mnie zrazić? Proszę pana, przecież ja zrobiłem w śląskim klubie wiele dobrego! Zmniejszyłem jego długi o kilka milionów złotych, wypromowałem wielu zdolnych zawodników. Za moich czasów drużyna nie schodziła poniżej ósmego miejsca w tabeli, w Górniku było dwudziestu jeden reprezentantów w różnych kategoriach wiekowych. Czy to mało?
Nie odpowiedział pan na moje pytanie.
OK, nie wykluczam, że wrócę do futbolu. Nie wiem jednak kiedy i w jakiej roli. Na pewno nie przyjmę funkcji sponsora-frajera, który wykłada grubą kasę i którego każdy naokoło chce orżnąć. Mnie po prostu nie stać na działalność filantropijną. Jeśli nawet zainwestuję w jakiś klub, to pod warunkiem że będę miał szansę na tym zarobić. To ma być dobry biznes dla obu stron - właściciela i kibiców. I niech nie dziwi pana moje podejście. Na Zachodzie wszyscy patrzą na futbol jak na interes. Tylko w Polsce ludzie myślą, że szef powinien inwestować bez umiaru, tracąc przy tym miliony. Ja się na taką sytuację nie zgadzam.
Skoro u nas jest tak źle, to czy nie ma pan czasem ochoty rzucić biznesów w Polsce i wyjechać do Włoch, gdzie ma pan wielu przyjaciół?
Nie, bo ja kocham nasz kraj, mimo wszystkich jego niedoskonałości. Pewnie, że mógłbym być w Italii dyrektorem jednego z klubów Serie A. Miałem kilka takich propozycji. Ale taka działalność nie spełniałaby moich ambicji, które są naprawdę spore. Chciałbym na przykład pomóc w stworzeniu wielkiego funduszu dla byłych sportowców, którym nie powiodło się po zakończeniu kariery. Żal patrzeć, jak idole z dawnych lat umierają w biedzie, głodzie i powszechnym zapomnieniu. Generalnie mam dużo pomysłów dotyczących zarówno sportu, jak i biznesu.
Takich jak zakup dworca w Katowicach?
Tak. I zawsze będą to pomysły ciekawe, ale nie szalone. Bo ja jestem odważny, ale nie głupi.
Marek Koźmiński był świetnym piłkarzem. Teraz chce podbić świat biznesu. Były piłkarz Udinese Calcio jest prezesem firmy developerskiej. Ostatnio kupił... stary dworzec kolejowy w Katowicach i planuje tam zrobić centrum handlowo-rozrywkowe. "Nie dam się orżnąć" - mówi DZIENNIKOWI.
Powiązane
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama