Coraz więcej klubów stawia swoim zawodnikom wysokie cele. Półśrodki nie interesują prezesów Wisły, Legii czy Lecha. Piłkarze Kolejorza mogą wygrać w tym sezonie najwięcej, mają też największe premie za zwycięstwo - aż 140 tysięcy złotych do podziału.

Reklama

"Jest o co walczyć. W grę wchodzi nawet kilka milionów złotych. Trzeba tylko osiągnąć dobry wynik" - mówi dyrektor sportowy Lecha Marek Pogorzelczyk.

Przebić może ich co prawda Wisła Kraków, ale kto wierzy, że Biała Gwiazda wygra ligę, zdobędzie oba puchary w Polsce i zakwalifikuje się do fazy grupowej Ligi Mistrzów? A tylko taki scenariusz pozwoliłby im zbić fortunę. Do podziału wiślacy dostaliby za cały sezon ok. 6 milionów złotych - czytamy w "Fakcie".

W Legii kwoty nie powinny różnić się od tych, o jakie grano w poprzednich rozgrywkach. Za mistrzostwo Polski - 3 miliony złotych. Drugie miejsce - 1,5 mln zł., czyli każda wygrana była warta 75 tys. zł na drużynę. Za trzecie miejsce, pod warunkiem, że dawałoby ono miejsce w europejskich pucharach, 750 tysięcy. Dodatkowo milion za zdobycie Pucharu Polski. Teraz dojdzie jeszcze premia za awans do fazy grupowej Pucharu UEFA. Tyle problemów polskich bogaczy.

Na drugim biegunie jest Polonia Bytom. Bieda, jak piszczała, tak piszczy. 20 tysięcy do podziału za zwycięstwo to niewiele, zważywszy na fakt, że 35 000 miesięcznie dostaje na rękę Tomasz Hajto w Górniku Zabrze. Piłkarze z Bytomia wierzą, że ten niekorzystny regulamin uda im się jeszcze zmienić, ale przecież Polonia ma malutki budżet. Przynajmniej cele nie są wygórowane. A właściwie jeden: utrzymanie.

W Bytomiu, Gliwicach, czy Śląsku Wrocław nagrody za mistrzostwo nie są przewidziane, a prezesi działają w myśl zasady: „Jeśli stanie się taki cud, będziemy się martwić...”.

"Nagrody za mistrzostwo nie przewidujemy. Ludzie powiedzą, że zwariowaliśmy. Jeśli po jesieni zespół będzie nadspodziewanie wysoko, pomyślimy o jakimś bonusie za awans do pucharów" - mówi Piotr Mazur, wiceprezes wrocławskiego klubu.

Ciekawy system premiowania jest w Cracovii. Prezes Janusz Filipiak ma zdrowe podejście do meczów piłkarskich. 70 tysięcy za zwycięstwo, a za remis premia uznaniowa. Jeśli prezes uważa, że piłkarze włożyli w grę dużo serca, ale generalnie mieli pecha, albo bramkarz rywali rozegrał mecz życia, to zapłaci. Wszystko jasne.