"Mój prapradziadek uciekł z Polski jeszcze przed wybuchem pierwszej wojny światowej. Dotarł do Massaranduby, małej wioski w południowej Brazylii, założonej przez niemieckich imigrantów. Z czasem Polacy wygonili Niemców i dziś w tym miasteczku większość mieszkańców ma nazwisko zakończone na „ski”. Rozmawiają po polsku, śpiewają polskie piosenki i jedzą polskie potrawy. To chyba największa polska enklawa w Brazylii. Co roku w Boże Narodzenie słychać na ulicach polskie kolędy" – zaczyna swoją opowieść Felipe Kasmirski.
Zagadka przeszłości
Filipe urodził się w 130-tysięcznym Jaragua do Sul niedaleko Kurytby. "To zaledwie pół godziny drogi od Massaranduby. Rodzice przenieśli się do Jaragua, bo nie chcieli żyć skromnie. Nie mogli tak jak dziadek harować od świtu do nocy na plantacjach ryżu. Mnie rolnictwo też nudziło" – opowiada DZIENNIKOWI blondwłosy piłkarz.
Mętlik w głowie
Filipe ożywia się, gdy pada pytanie o jego pochodzenie. "Narysowanie drzewa genealogicznego mojej rodziny to nie taka prosta sprawa. W żyłach Kaźmierskich, bo tak naprawdę brzmi moje nazwisko – ale dla ułatwienia, żeby Brazylijczycy nie łamali sobie języka „z” zostało usunięte – płynie polsko-włoska krew. Jednak nie mówię w żadnym z tych języków. Dziadek ożenił się z Włoszką i w domu z moim ojcem rozmawiali mieszanką polskiego i włoskiego. Babcia od strony mamy mówiła tylko po włosku. Gdy byłem pod opieką włoskich babć, za nic na świecie nie mogłem zrozumieć, co do mnie mówią. Z kolei tata, dziadek i kuzyni rozmawiali wyłącznie po polsku. Mętlik miałem w głowie od tych języków. W końcu, gdy ojciec nauczył się portugalskiego postanowili z mamą, że w domu właśnie ten język będzie obowiązywał" – wyjaśnia Filipe
>>>Polski piłkarz chce być Rosjaninem
Dzisiejszy mecz z Lechem Poznań będzie dla niego okazją do pierwszej wizyty w ojczyźnie przodków. "To będzie wyjątkowe wydarzenie dla mnie i dla całej rodziny. Strasznie się ucieszyłem, że wylosowaliśmy Lecha, i że mecz zostanie rozegrany w Poznaniu. Mam w Polsce do rozwikłania jeszcze jedną zagadkę dotyczącą moich korzeni. Wciąż nie wiem, z jakiego miasta pochodził mój prapradziadek. Tak sobie dumam, że skoro moi przodkowie wyemigrowali, kiedy w Europie szalała wojna i mieli na to pieniądze, to musieli być ludźmi zamożnymi, z dużego miasta. Może, więc Warszawa, albo Kraków" – zastania się Kasmirski.
Wyścig o paszport
Kilka lat temu niewiele brakowało, a Felipe otrzymałby polski paszport. W 2004 roku 18-letniego wówczas zawodnika FC Figueirense wypatrzyli skauci Ajaksu Amsterdam. Transfer załatwili w dwa tygodnie. Ale zanim Kasmirski trafił do Holandii musiał wyrobić sobie paszport kraju z Unii Europejskiej. Do wyboru miał Italię, lub Polskę, która miesiąc wcześniej dołączyła do Wspólnoty.
"Na początku miałem ogromny dylemat, prosiłem o radę rodziców i dziadków. Przekonali mnie, żeby wyrobił sobie włoskie dokumenty, bo na polskie będę czekał latami. Musiałem działać szybko. Włoskie papiery udało się załatwić w kilka miesięcy" – wspomina Filipe.
Na holenderskich boiskach Filipe spotkał między innymi Euzebiusza Smolarka, który występował wtedy w Feyenoordzie. "Doskonały technicznie, bardzo szybki napastnik. Zastanawia mnie, dlaczego nie poradził sobie w Racingu Santader. Grałem przeciwko niemu dwukrotnie. Jesienią zeszłego roku przegraliśmy 0:1 na własnym boisku, a ja dostałem czerwoną kartkę. W rewanżu wygraliśmy 3:1. W Hiszpanii uważano go za symbol polskiej piłki, snajpera, który ciągnie za uszy reprezentację" – opowiada Kasmirski.
>>>Brat Trochowskiego chce grać dla Polski
On sam również trafił do Hiszpanii. Real Madryt wypożyczył go z urugwajskiego CA Rentistas, który wcześniej wykupił Kasmirskiego z Ajaksu. "Cały sezon spędziłem w rezerwach, ale nie żałuję. Przeżyłem niesamowitą przygodę. W Castilli mieliśmy najmocniejszą pakę w Hiszpanii. Same talenty – Alvaro Negredo – dziś snajper Almerii, Alvaro Arbeloa – obecnie Liverpool, Roberto Soldado – Getafe. Mógłbym tak wymieniać bez końca" – wyjaśnia 23-latek.
Cierpliwość popłaca
Z Realu Filipe został ponownie wypożyczony. Tym razem do Deportivo, które w kontrakcie piłkarza zagwarantowało sobie prawo pierwokupu. Początkowo w galicyjskim klubie Kasmirski musiał zadowolić się siedzeniem na ławce rezerwowych. Na jego pozycji wybornie prezentował się bowiem Joan Capdevila, reprezentant Hiszpanii, późniejszy mistrz Europy. Potem sytuacja uległa zmianie.
"Co tu ukrywać, szczęście też mi sprzyjało. Tonące w długach Deportivo ratowało budżet, wyprzedając najlepszych piłkarzy. Capdevilę oddano do Villarreal. No i nadszedł mój czas" – opowiada Filipe, który od zeszłego sezonu jest podstawowym lewym obrońcą El Depor.
W Primera Division rozegrał już ponad 60 meczów. W czerwcu tego roku prezes Cesar Lendoiro wykupił Kasmirskiego z Rentistas za 2,2 miliona euro i podpisał z Brazylijczykiem pięcioletni kontrakt. Kilka tygodni później do Filipe zadzwonił Carlos Dunga i powołał go na mecz towarzyski olimpijskiej reprezentacji Brazylii.
"Przyznam się, że czekałem na ten telefon od 2005 roku, kiedy z kadrą do lat 20 zajęliśmy w Holandii trzecie miejsce w młodzieżowych mistrzostwach świata. Po cichu liczyłem na występ w Pekinie, ale Dunga drugi raz się nie odezwał" – wyznaje Kasmirski i od razu zaznacza, że interesuje go reprezentowanie tylko brazylijskich barw. "Czuję się Brazylijczykiem, choć mam polsko-włoskich rodziców i marzę o grze wyłącznie dla Selecao (potoczna nazwa reprezentacji Brazylii – przyp. red.). Decyzję o reprezentowaniu Brazylii podjąłem trzy lata temu podczas turnieju w Holandii. Ani włoska, ani tym bardziej polska drużyna narodowa nie są tak silne jak nasza. Jesteśmy pięciokrotnymi mistrzami świata, mamy najlepszych piłkarzy globu".
Na zmianę decyzji Filipe nie wpłynęło także przyznanie polskiego paszportu jego rodakowi Rogerowi Guerreiro. "Znam tę historię doskonale. Przypominają mi o niej mieszkańcy Massaranduby. Dziadek i reszta Polaków są fanami Rogera. Namawiali mnie żebym koniecznie poszedł w jego ślady. Ciągle powtarzają: „Filipe zobacz, jaki on jest teraz sławny i ważny”. A to strzelił gola na mistrzostwach Europy, a to jest na zdjęciu z prezydentem i tak dalej. Chcieli, żebym był drugim Rogerem, ale ja już wybrałem i zdania nie zmienię" – zarzeka się Kasmirski i dodaje:"Jestem Brazylijczykiem o włoskim imieniu i polskim nazwisku. I niech już tak zostanie".