Kadencja Kuleszy na fotelu szefa polskiego futbolu to passa mniejszych i większych wpadek, afer oraz skandali wizerunkowych PZPN. Czasem sam zainteresowany próbuje je "gasić", ale robi to tak nieumiejętnie, że tylko dolewa benzyny do ognia. Były prezes Jagiellonii Białystok sprawy widzi jednak nieco inaczej.
Od początku jestem pod obstrzałem. Mówią na przykład, że jestem wieśniakiem. Tak panie redaktorze, urodziłem się na wsi, chociaż mój tata był dyrektorem szkoły, a mama nauczycielką. Nie wstydzę się tego skąd pochodzę, nauczyłem się tam ciężkiej pracy. Mówią, że jestem "discopolowcem". Też jestem. To był trudny biznes, w którym osiągnąłem sukces, zarobiłem duże pieniądze. Wiem zresztą, że ci sami ludzie, co się z tego śmieją, później bawią się na weselach do muzyki zespołów z mojej wytwórni. Dalej: mówią, że nie umiem wypowiadać się publicznie. A wie pan, jak u mnie na wiosce mówili? "Krowa, która dużo muczy, mało mleka daje". I dlatego wolę skupić się na robocie, a nie na gadaniu. Niech gadają inni. Mnie to nigdy nie wychodziło. Wychodziła mi za to ciężka praca. To dzięki niej mogłem zostać prezesem PZPN. Nie przyszedłem do federacji po pieniądze, bo te zarabiam gdzie indziej. Przyszedłem zrobić coś dobrego dla polskiej piłki. I jestem bez przerwy jeb... Widocznie przeszkadzam pewnym środowiskom. Ale spokojnie, nie takie rzeczy w życiu wytrzymałem. I to też wytrzymam. Chciałbym tylko, żeby moja praca była uczciwie oceniana - powiedział w rozmowie z interia.pl Kulesza.
Kulesza w rozmowie z Interią oznajmił, że w PZPN nigdy nie było procedur weryfikujących gości.
Sponsorzy mieli prawo ich zapraszać, a PZPN ich nie prześwietlał. Wszystko opierało się na zaufaniu. Od teraz przed każdym wylotem będziemy weryfikować listę pasażerów - powiedział szef Polskiego Związku Piłki Nożnej.
Mirosław Stasiak, były działacz piłkarski skazany za ustawienie i próbę ustawienia 43 meczów, poleciał do Mołdawii na mecz reprezentacji Polski na zaproszenie jednego ze sponsorów PZPN, firmy Inszury.pl.
O sprawie zaczęło być głośno, gdy władze związku po ujawnieniu przez media obecności Stasiaka w mołdawskim wydarzeniu, nie chciały ujawnić, która firma wystosowała zaproszenie, podając, że był to "jeden z partnerów". Cień podejrzeń padł na wszystkich sponsorów, którzy zażądali wyjaśnienia sprawy, grożąc zerwaniem umów.
Jako szef biorę wszystko na siebie. I przepraszam polskich kibiców, że taka sytuacja w ogóle miała miejsce. Gwarantuję też, że to się nigdy nie powtórzy - zadeklarował Kulesza.
Kulesza odniósł się także do sprawy ewentualnego zatrudnienia selekcjonera biało-czerwonych Fernando Santosa przez klub z Arabii Saudyjskiej. Zapewnił, że Portugalczyk nigdzie nie odchodzi i zamierza wypełnić kontrakt.
Był totalnie zaskoczony, myślał, że to my chcemy się pożegnać z nim. Nie wiedział o żadnej ofercie. To była plotka - podsumował Kulesza.