Nieco w cieniu afery ŁKS i Widzewa, a także kompromitacji Wisły w eliminacjach Ligi Mistrzów zespoły przygotowywały się do tego wytęsknionego startu ligi. Spektakularnych transferów w tym roku - jak to zresztą miało miejsce na przestrzeni ostatnich kilku lat - było jak na lekarstwo. Większość zmian barw to były bezgotówkowe transakcje.

Reklama

Najdroższym piłkarzem wydaje się nowy skrzydłowy Wisły Andraż Kirm. Reprezentant Słowenii trafił pod Wawel z NK Domżale. Oczywiście nie ujawniono sumy odstępnego, ale spekuluje się, że król asyst rodzimej ligi kosztował 350 tys. euro, co czyni go najdroższym piłkarzem tegorocznego okienka transferowego. Kirm był jednym z niewielu zawodników Wisły, który nie skompromitował się w meczach z estońską Levadią. W pierwszym spotkaniu był zdecydowanie najlepszym

piłkarzem mistrza Polski. Imponował nieszablonowymi zagraniami, dobrymi podaniami i niezłym dryblingiem. Niestety reszta kolegów nie potrafiła dostosować się do poziomu Słoweńca. Na dziś wydaje się, że Słoweniec będzie naprawdę poważnym wzmocnieniem drużyny Macieja Skorży, który jakimś cudem ocalał na stanowisku szkoleniowca, ale wydaje się, że jego pozycja nie należy do najsilniejszych.

Inną zmianą barw klubowych, którą można śmiało nazwać transferem (bo przeprowadzki za kilka tysięcy złotych czy darmowe w Europie, mimo kryzysu, wywołują pewnie tylko uśmiech politowania), to przejście Seweryna Gancarczyka z Metalista Charków do Lecha Poznań. Lewy obrońca, członek kadry na mistrzostwa świata 2006 r. kosztował około 300 tys. euro. Gancarczyk znajdzie się pod wyjątkowo czujną obserwacją kibiców i ekspertów. Z Ukrainy - gdzie trafił w 2003 r., prosto z drugiej ligi - dochodziły bowiem do tej pory bardzo pozytywne wieści o Gancarczyku. Miał pewne miejsce w Metaliście, ćwierćfinaliście zeszłorocznej edycji Pucharu UEFA, zbierał dobre noty, a jeden z portali internetowych wybrał go najlepszym obrońcą sezonu 2006/2007. Mało kto jednak widział Gancarczyka na żywo, szczególnie że Leo Beenhakker nawet kilka razy powołał go do kadry, ale nigdy nie dał mu prawdziwej szansy. To było zresztą tylko wodą na młyn krytyków selekcjonera. Teraz każdy będzie miał szansę samemu ocenić, czy to selekcjoner myli się w ocenie piłkarza, czy jednak jego antagoniści.

Reklama

Lech w ogóle przeprowadził dość rozsądne transfery: bramkarz o bujnym życiorysie (pobyt w więzieniu) Grzegorz Kasprzik już okazał się bohaterem, fantastycznie broniąc w konkursie rzutów karnych w meczu o Superpuchar przeciwko Wiśle.

Jak zwykle sprowadzano za darmo wielu piłkarzy z zagranicy, którzy do dziś pozostają dla większości fanów całkowitą zagadką. Są to postaci zupełnie anonimowe. Niewielu znało chociażby Brazylijczyka Bruno z Jagiellonii Białystok, który okazał się jednym z odkryć i lepszych piłkarzy poprzedniego sezonu. Kibice Wisły wiele sobie obiecują po bocznym obrońcy wypożyczonym z klubu Serie A Regginy, Pablo Alvarezie. 25-letni zawodnik ma za sobą nawet jeden występ w reprezentacji Urugwaju. Z kolei fani Polonii Warszawa wiążą swoje nadzieje z Brazylijczykiem Marcelem Sarvasem, który ładnie się z nimi przywitał, strzelając dwie bramki w pucharowym meczu z Juvenes Dogana. Pytanie tylko, czy to, co wystarczyło na amatorów z San Marino, wystarczy też na naszą ligę.

Od kilku lat w naszej lidze trwa moda na powroty. Przed tym sezonem ich także nie zabrakło. Najgłośniejszy to oczywiście Marcina Mięciela do Legii. To zresztą jedyne prawdziwe poważne wzmocnienie warszawian. 34-letni napastnik z Łazienkowskiej wyjechał osiem lat temu w świat, teraz wrócił. Co ciekawe jednak, na razie trener Jan Urban częściej w pierwszym składzie wystawiał młodego Adriana Paluchowskiego niż Mięciela.

Reklama

Inny comeback do naszej ligi to transfer Brazylijczyka Edsona do Korony Kielce. Edson razem z Rogerem trafił do Legii w styczniu 2006 r. To w głównej mierze dzięki fantastycznej postawie tego egzotycznego duetu warszawianie zostali w tamtym sezonie mistrzami Polski. Dziś Roger przyjął nasze obywatelstwo, gra w reprezentacji, a kibiców Legii irytuje ciągłymi manifestacjami niezadowolenia. A to Edson na początku był większą gwiazdą. Imponował przede wszystkim skutecznością przy egzekwowaniu rzutów wolnych. Niektórzy mówili, że ostatnim zawodnikiem Legii, który tak wykonywał stale fragmenty był Leszek Pisz – a to nie lada komplement. Edson może się okazać poważnym wzmocnieniem beniaminka z Kielc.

Ekstraklasa zaczyna z wysokiego C. Już dziś dojdzie do derby Pomorza. Całkiem solidnie wzmocniona Lechia Gdańsk podejmie Arkę Gdynia, która uniknęła gry w barażach tylko dzięki bałaganowi w PZPN.

Wyścig o mistrzostwo czas więc zacząć. Bukmacherzy największe szanse na tytuł dają Lechowi, później Wiśle i Legii.