Czterech rannych policjantów West Midlands i 46 aresztowanych kiboli Legii - to efekt starć pod stadionem Villa Park w Birmingham, do których doszło przed meczem Aston Villa - Legia w Lidze Konferencji. Piszę kibili, by nie obrażać normalnych kibiców. Kibol ma w głowie kij bejsbolowy, a wszelkie konflikty rozwiązuje siłą. Szokujące, że pod bandytyzmem tych ludzi, noszących barwy stołecznego klubu, podpisuje się właściciel Legii Dariusz Mioduski, lub były prezes PZPN Michał Listkiewicz.

Reklama

Dlaczego Aston Villa zmieniła zdanie?

Bitwa kiboli z Polski z angielską policją ma oczywiście swoje okoliczności. Jak wyjaśnia Mioduski już przy okazji pierwszego meczu obu drużyn w Warszawie Aston Villa zobowiązała się do wpuszczenia na Villa Park 1700 kibiców z Legii. Potem zmieniła zdanie i stwierdziła, że na trybunach będzie mogło pojawić się tylko 890. Oburzony prezes Legii i zarząd stołecznego klubu zaprotestował: w ogóle nie przyszli na mecz. To oczywiście można zrozumieć.

Dlaczego Aston Villa zmieniła zdanie? Specjalista od spraw bezpieczeństwa Marcin Samsel w rozmowie z Piotrem Koźmińskim z Wirtualnej Polski stawia tezę, że policja z Birmingham wpłynęła na decyzję angielskiego klubu. Uznała, iż fani Legii mają na tyle złą sławę, że bezpiecznie na stadionie będzie tylko wtedy, gdy wejdzie ich na trybuny dwa razy mniej.

Co się stało w Holandii?

Reklama

Czy tak rzeczywiście było? Po tym co stało się w październiku w holenderskim Alkmaar - wielce prawdopodobne. Tam fani Legii - bez biletów - szturmowali bramkę stadionu, zniszczyli ją i poturbowali ochronę. Po meczu policja z Alkmaar długo przetrzymywała gości z Warszawy na stadionie. Nie zrozumieli z jakiego powodu. Doszło do bójki dwóch piłkarzy: kapitana Legii Josue i Radovana Pankova z ochroniarzem. Obaj zostali aresztowani, a następnego dnia zwolnieni i wrócili do Warszawy. W całej awanturze uczestniczył prezes Mioduski, którego jeden z policjantów popychał, a potem uderzył.

Legia złożyła protest do UEFA. Zachowanie holenderskiego policjanta wobec Mioduskiego było naganne i skandaliczne. Problem polega na tym, że wcielając się w rolę ofiary i przerzucając całą winę na nadgorliwość oraz brutalność policji z Alkmaar Legia i jej prezes usprawiedliwiają przemoc, której dopuścili się wcześniej kibole Legii.

Można było złożyć skargę do UEFA

To samo stało się w Birmingham. Jeśli Mioduski i zarząd Legii chcieli zaprotestować przeciw decyzji Aston Villi, mieli do tego prawo. Można było złożyć skargę do UEFA, której przepisy stanowią, że 5 proc miejsc na stadionie mogą zająć kibice gości. Villa Park ma aż 42 750 miejsc na trybunach, czyli mogło być na nich 2137 fanów z Warszawy.

Jeśli klub z Birmingham zdecydował, że wpuści na mecz tylko 890 Polaków, niech się z tego wytłumaczy przed UEFA, ewentualnie płaci odszkodowania tym, którzy mieli bilety i nie mogli wejść na trybuny. O ile tacy byli.

Listkiewicz broni kibiców

Były prezes PZPN, znany sędzia Michał Listkiewicz w rozmowie z Onetem wziął kibiców Legii w obronę. Trudno mieć pretensje do ludzi, którzy spełnili wszystkie wymogi, poddając się odpowiedniej weryfikacji, ale zostali upokorzeni i okradzeni. Zapłacili przecież za bilety na mecz, za loty, za pobyt na miejscu, a nie zostali wpuszczeni na stadion, bo nagle gospodarz zmienił zasady. To jest po prostu kradzież i poniżanie ludzi. Dziwię się, że UEFA nie była w stanie wyegzekwować przekazania kibicom Legii tylu biletów, ile się należy - powiedział.

"Za długo przebywają w środowisku kiboli"

Czy decyzja Aston Villi - mądra lub nie, sprawiedliwa lub nie - uzasadnia zachowanie kiboli z Warszawy, którzy poszli pod stadion przed meczem i zaatakowali policję? Rzucali racami, bili się, demolowali. Mam pytanie do Mioduskiego i Listkiewicza: czy to jest właściwa metoda na rozwiązywanie problemów? Oczywiście Legia, w specjalnym komunikacie, odcina się od bandytów walczących z policją w Birmingham, ale ostro atakuje Aston Villę, która "nie chciała współpracować". Dokładnie to samo napisali szefowie angielskiego klubu. Że to Legia nie chciała współpracować, żeby konflikt rozwiązać pokojowo.

Dochodzimy do sytuacji, w której muszę przywołać wyświechtane przysłowie: kto z kim przystaje...Najwyraźniej Mioduski i Listkiewicz za długo przebywają w środowisku kiboli. Wspomnę dantejskie sceny na stadionie Legii wywołane przez jej fanów podczas inauguracji Ligi Mistrzów w 2016 roku. Burdy na spotkaniu z Borussią Dortmund "uświetniły" powrót klubu z Warszawy na salony europejskiego futbolu. Wtedy jeszcze Legia miała trzech właścicieli: także Bogusława Leśnodorskiego i Macieja Wandzela.

"Musi obowiązywać zero tolerancji dla bandytyzmu"

Po tamtych skandalicznych zajściach nastąpił rozłam we władzach klubu: Leśnodorski wspierał fanów, Mioduski uważał, że trzeba walczyć z bandytyzmem na stadionie Legii. Kiedy w końcu Leśnodorski i Wandzel odeszli z klubu, spodziewaliśmy się, że Mioduski, absolwent Uniwersytetu Harvarda i były prezes firmy Kulczyk Investments, zaprowadzi w Legii europejskie standardy. Jak widać to się nie udało. Zamiast Mioduski zmieniać kiboli, kibole zmienili Mioduskiego. To prawdziwie szekspirowski dramat dla polskiej piłki klubowej.

Mam nadzieję, że się mylę. Tak by było lepiej dla nas wszystkich. W piłce nożnej i w ogóle sporcie musi obowiązywać zero tolerancji dla bandytyzmu, niezależnie od motywów i pretekstów. UEFA w swoim oświadczeniu jasno daje do zrozumienia, że burdy i agresja wobec policji jest niedopuszczalna. Bez względu na wszelkie racje.

"Kibole byli oczkiem w głowie władzy"

Jest jeszcze jeden aspekt sprawy, który wydaje mi się istotny. Przez ostatnie osiem lat kibole byli oczkiem w głowie władzy w Polsce. Traktowała ich jak prawdziwych patriotów, gotowych do upadłego walczyć o swój klub i własne racje. Cel uświęca środki? Nie uświęca. Powtórzę: bandytyzm na stadionach jest złem i trzeba z nim walczyć wszelkimi metodami.

Czy UEFA lub ktokolwiek w Europie uwierzy, że w Alkmaar i Birmingham Legia była ofiarą agresji gospodarzy? Wątpię. W tej edycji Ligi Konferencji tylko raz obeszło się bez awantur na wyjazdowym spotkaniu wicemistrza Polski. W Mostarze - tam gdzie UEFA zakazała wyjazdu fanom z Warszawy. Czy to przypadek, że gdziekolwiek kibice Legii się pojawią wita ich niegościnność i niechęć? A może są jakieś powody? Te pytania kieruję do prezesa Mioduskiego.

"Agresja nie jest wyłącznie problemem polskim"

Oczywiście agresja na trybunach to nie jest wyłącznie problem polskim. Niedawno Leo Messi krytykował publicznie brazylijską policję za brutalność wobec kibiców z Argentyny, którzy na stadionie Maracana pobili się kibicami z Brazylii. Oczywiście w takich bójkach ofiarami są najczęściej bezbronni i niewinni ludzie. Zdarza się, że policja zaatakuje nie tego, który jest zabijaką.

Kiedy pięści, pałki i kastety idą w ruch, wszyscy tracą rozsądek, reagują jak na wojnie. Dlatego tak ważne jest, by agresję na trybunach zdusić w zarodku. Bo jeśli się rozleje, wyrządza największą krzywdę normalnym kibicom. Dlatego tak bardzo się dziwię, dlaczego ta spokojna większość toleruje na stadionach, a często bierze nawet w obronę brutalną mniejszość.

"Moją intencją jest obrona kibiców"

Jestem prawie pewny, że kibice Legii odbiorą moje słowa jako atak na nich i ich ulubiony klub. Tymczasem moją intencją jest ich obrona. Żeby mogli iść na stadion jak do kina czy teatru - bez obawy, że rozwydrzona tłuszcza ściągnie na nich policyjne pałki, albo oberwą racą czy kamieniem przeznaczonym dla kogoś innego.

Zdaję sobie sprawę, że generalizowanie jest krzywdzące. Większość kibiców Legii to normalni ludzie, którzy zbierają cięgi za czyny popełnione przez kilkuset zwyrodnialców. Dlatego tak ważne jest, żeby tych wandali eliminować ze społeczności kibicowskiej.

Dla części fanów Legii, którzy czują się prześladowani przez UEFA lub inne europejskie kluby mam radę, tak pół żartem pół serio. Jeśli źle was traktują, jeśli są niegościnni, po co do nich jeździć? Nie chodzę w odwiedziny do ludzi, którzy mnie nie lubią. Gorąco polecam. Może Europa zatęskni wtedy za kibicami z Warszawy?